Ameryka coast to coast!

Autor tekstu: , Data publikacji:

W kwietniu 2017 Polskie Linie Lotnicze LOT uruchomiły bezpośrednie połączenie Warszawa – Los Angeles. Nowa trasa zachęciła nas do odbycia podróży po Stanach Zjednoczonych – coast to coast, czyli od wybrzeża do wybrzeża.

To czwarta destynacja LOT-u na kontynencie Ameryki. Trasa mierzy blisko 10 tysięcy kilometrów, a podróż trwa niespełna 12 godzin. Boeingi 787 Dreamliner są wygodne, nowoczesne, ciche i oferują dobry serwis. Taki bilet open jaw kosztuje w ofercie LOT-u mniej niż przelot w dwie strony do Los Angeles. Przygotowania do wyjazdu trwały bardzo krótko, ponieważ chcieliśmy czuć się wolni, spontanicznie decydować, gdzie i jak długo chcemy być i co zobaczyć, tak więc przed wyjazdem zarezerwowaliśmy jedynie samochód w wypożyczalni Hertz i hotel na pierwsze cztery noce w Los Angeles.

Po wygodnej i komfortowej podróży czekała nas bardzo niemiła niespodzianka. Choć wyszliśmy z  samolotu jako pierwsi, kolejka do odprawy paszportowej była bardzo długa. Pasażerowie z całego świata, niektórzy po 20-godzinnym locie z Azji, musieli odstać blisko trzy godziny, aby pokazać wizę i ponownie oddać odciski palców. Ta sama kolejka obowiązywała nas, Polaków, którzy musimy mieć wizę do USA, i obywateli krajów UE, którzy muszą posiadać tzw. ESTA – załatwianą i opłacaną przez Internet, o czym wiele osób nie wie i nie mając jej, nie mogą zostać przyjęci na pokład samolotu. Osoby, które przybędą na lotnisko dwie, trzy godziny przed odlotem, powinny zdążyć załatwić ESTA przez Internet, ale jest to okupione ogromnym stresem.

Auto z Hertza

Po prawie trzech godzinach czekania w kolejce zmęczeni odebraliśmy stojący już koło karuzeli bagaż i wyszliśmy z lotniska, martwiąc się, czy przed zmrokiem zdążymy wypożyczyć zamówiony samochód.

Tym razem jednak spotkała nas miła niespodzianka. Przed wyjściem z terminala jest parking, na który podjeżdżają autobusy różnych wypożyczalni. Mimo iż autobus Hertza właśnie odjechał, na kolejny czekaliśmy mniej niż trzy minuty. Po dziesięciu minutach byliśmy już w biurze obsługi klienta. Mając sporo bagaży, baliśmy się, że znów będziemy musieli odstać swoje w kolejce, ale w środku było tak dużo stanowisk, że nie musieliśmy czekać wcale. Samochód zarezerwowaliśmy przed wyjazdem, w Polsce. Rezerwacji można dokonać przez stronę hertz.pl lub dzwoniąc do Działu Rezerwacji Hertza (22) 50 01 620. Obywatele Polski, chcąc wypożyczyć auto w Stanach Zjednoczonych, powinni mieć ze sobą międzynarodowe prawo jazdy. Dokument ten jest ważny z oryginalnym prawem jazdy. Bez dodatkowych opłat zgłosiliśmy drugiego kierowcę i dostaliśmy kluczyki do SUV-a. Niestety na terenie wypożyczalni nie ma Wi-Fi, ale za to dostaliśmy mapę Los Angeles i wytłumaczono nam, jak dojechać do hotelu.

Zobaczyć Kalifornię

W niecałe trzy tygodnie przejechaliśmy Stany Zjednoczone. Najpierw Kalifornię wzdłuż wybrzeża – od Los Angeles do Santa Barbara, potem niestety z powodu prac drogowych trasa nad Pacyfikiem jest zamknięta, więc do San Francisco dotarliśmy szybszą trasą wśród winnic. San Francisco to wyjątkowo piękne miasto – zarówno pod względem położenia, jak i architektury, słynące, jak wiadomo, ze wspaniałych mostów – Bay Bridge i Golden Gate. Następnie wyruszyliśmy do Parku Narodowego Yosemite oraz Sequoia Park, w którym można oglądać największe i najstarsze drzewa świata. Na Death Valley i Grand Canyon trzeba przeznaczyć co najmniej dwa dni. Amplituda występujących tu temperatur jest oszałamiająca, w Dolinie Śmierci podnosiła się co pół godziny o kilka stopni, by wreszcie o 15:00 osiągnąć 49 stopni Celsjusza. Tu deszcz nie pada nigdy. Następnego dnia w Grand Canyon padał śnieg i grad, ale chodząc po nim w klapkach, wcale nie zmarzliśmy, bo temperatura szybko się podnosiła. W przeciwieństwie do Doliny Śmierci tu wieczorem spotkał nas rzęsisty deszcz, a potem przepiękna tęcza przed zachodem słońca na wspaniałym moście na rzece Kolorado.

Las Vegas i Monument Valley

Zwiedziliśmy też Las Vegas, mieszkając w The Venetian Hotel, największym przepychu, jaki można wymyślić w Stanach, z repliką Wenecji i pływającymi gondolami. Ciekawe antidotum na bardzo skromny motel koło Monument Valley, jedyny nocleg, który udało nam się znaleźć w ostatniej chwili na booking.com, wcale nie tani i wymagający nadrobienia blisko 70 mil w przeciwnym kierunku, które następnego dnia trzeba było ponownie pokonać w drodze do Monument Valley. Ten fantastyczny cud natury trudno opisać, a nawet pokazać na zdjęciach.

W drodze na Wschodnie Wybrzeże

Z Monument Valley na wschodnie wybrzeże prowadzi praktycznie jedna prosta droga E40, częściowo biegnąc równolegle do słynnej Route 66. Przejazd zajął nam cztery dni, po drodze zwiedziliśmy m.in. Graceland – miejsce kultu Elvisa Presleya, stolicę muzyki country Nashville i miasteczko uniwersyteckie w Knoxville. Nocowaliśmy w Amarillo, Texasie, Memphis, Tennessee oraz Knoxville.

W Texasie spotkała nas burza. Nie mając włączonego radia, nieświadomi zagrożenia, przejechaliśmy spokojnie przez największy huragan w historii tego stanu – „Harvey”. 15. dnia podróży byliśmy już na wschodnim wybrzeżu, w Waszyngtonie. Miasto piękne, czyste, spokojne. Donalda Trumpa nie było, bo pojechał właśnie do Texasu, minęliśmy się w drodze.

Jadąc przez Amerykę

Przejechaliśmy ponad 8,5 tysiąca kilometrów. Mimo wielogodzinnej jazdy każdego dnia uznaliśmy, że przemierzanie USA nie jest męczące. Kierowcy jeżdżą spokojnie i raczej przestrzegają przepisów drogowych, pasy są bardzo szerokie, oznaczenie dróg – perfekcyjne, na trasach szybkiego ruchu, w dodatku bezpłatnych, nie ma
rozpraszających uwagę plakatów czy szyldów. Benzyna w Stanach Zjednoczonych jest dużo tańsza niż w Europie, a samochód był bardzo ekonomiczny. Ceny za galon, czyli 3,8 litra, wahają się od 1,93 w środkowych Stanach do 4 dolarów koło Monument Valley.

Hello Nowy Jork

Przejazd z Waszyngtonu do Nowego Jorku zajął nam cały dzień, ponieważ wybieraliśmy dróżki wśród lasów i wiosek, by lepiej poznać prawdziwą Amerykę. Wjazd do Nowego Jorku to jak wpadnięcie do wirówki. Po zwiedzeniu plaż Long Island i Hamptons zdecydowaliśmy się oddać auto, bo posiadanie samochodu w tym mieście nie jest ułatwieniem życia, a raczej jego utrudnieniem.

Zamieszkaliśmy przy Wall Street i od razu zaczęliśmy googlować, gdzie znajduje się najbliższa wypożyczalnia, w której moglibyśmy oddać nasz samochód. Obawialiśmy się, że trzeba będzie jechać aż na lotnisko. Na szczęście jednak wyszukiwarka pokazała wiele oddziałów Hertza, a jeden z nich znajdował się tuż za rogiem naszego hotelu. Oddanie samochodu z rejestracją z Kalifornii, który pokonał 8,6 tysiąca kilometrów, trwało zaledwie 5 minut. „Dzień dobry, oto kluczyki – dziękuję, do widzenia”. Zapytaliśmy nawet, czy nie chcieliby sprawdzić, w jakim stanie oddajemy naszego nissana, czy jest cały, niepodrapany, czy to na pewno ten, bo po czerwonym, mącznym piasku Monument Valley na jeden dzień zmienił kolor ze srebrnego na czerwony. Nie, nie chcieli. Niemal wszystko w Stanach załatwia się szybko, sprawnie, wygodnie.

Nissan dobry na bezdroża

Warto wiedzieć, że dokonując rezerwacji auta w wypożyczalniach Hertz, rezerwujemy grupę samochodów, a nie konkretny model. Istotne jednak jest to, że wszystkie samochody w ramach grupy są w standardzie. Jeżeli zależy nam na konkretnym modelu, Hertz przygotował dla swoich klientów Collections: Family, Adrenaline, Fun, Green, Prestige, Dream. Nasz czterodrzwiowy Rogue Sport w kolorze Brilliant Silver prezentował się naprawdę elegancko. Dwulitrowy silnik zapewnia moc 141 KM. Automatyczna skrzynia biegów Xtronic CVT z trybem ECO dobrze sprawdziła się podczas długiej podróży. Choć ceny paliwa w Stanach nie są wysokie, tryb ekologiczny przydaje się na długich dystansach pokonywanych w stałym tempie. Co jakiś czas jednak zjeżdżaliśmy z trasy. Nissan Rogue Sport to świetna propozycja na bezdroża. Wszak mamy do czynienia z SUV-em. Auto doskonale radziło sobie w grząskim terenie dzięki napędowi na cztery koła. Dzięki bagażnikowi o pojemności 565 litrów mogliśmy mieć pewność, że zmieszczą się nawet nasze największe bagaże. Dla ułatwienia jego klapę można otworzyć ruchem stopy pod tylnym zderzakiem. Auto na rynek północnoamerykański montowane jest w Japonii.