Kapsztad. Najpiękniejszy koniec świata…

Autor tekstu: , Data publikacji:

Miasto winem płynące

Dzięki sprzyjającemu klimatowi i urodzajnym glebom okolice Kapsztadu nazywane są spichlerzem Afryki Południowej. Produkuje się tutaj jedne z najlepszych gatunków win. Winorośle sprowadził w 1655 roku Jan van Riebeeck – pierwszy gubernator kolonii i założyciel Kapsztadu, który chciał zaopatrywać w wino statki Holenderskiej Kompanii Wschodnioindyjskiej. Trunek ten nadawał się do picia dłużej niż woda, wierzono też, że wino chroni marynarzy przed szkorbutem.

Obszarem najlepszym dla winorośli okazało się zachodnie wybrzeże, gdzie gorący i suchy klimat zwrotnikowy łagodzą wpływy chłodniejszego, wilgotnego klimatu oceanicznego. Właśnie dlatego tutejsze wina łączą najlepsze cechy trunków francuskich i win z Nowego Świata. Narodowym szczepem Południowej Afryki jest Pinotage. Powstał on w 1925 roku jako krzyżówka odmiany Pinot Noir i Cinsault, którą nazywano tutaj Hermitage.

Przylądek Dobrej Nadziei

Magiczna skała, o którą rozbiło się tysiące statków, otoczona dwoma oceanami, targana burzami, smagana wiatrem… Czy można sobie wyobrazić bardziej romantyczne miejsce? Stojąc na tym najbardziej wysuniętym na południe skrawku Afryki, mamy świadomość, że dotarliśmy na koniec świata! Malowniczy dla tych, którzy trafili tu od strony lądu, a zwodniczy dla żeglarzy Przylądek Dobrej Nadziei jest skupiskiem skał wznoszących się do  300 metrów n.p.m., wypiętrzonych 380 milionów lat temu. Dziś jest ścisłym rezerwatem, obejmującym obszar 7150 hektarów pomiędzy zatoką Schuster’s Bay na wybrzeżu atlantyckim i zatoką Smitswinkel Bay od strony Oceanu Indyjskiego.

U wybrzeży widać pływające wieloryby, delfiny, pingwiny i foki, a spacerowe ścieżki co i rusz przebiegają zebry górskie i antylopy. Zmienia się też krajobraz – pojawia się busz – niskie krzewy, trawy i zarośla. Łatwo spotkać stada pawianów, które zaczepiają turystów. Płochliwe strusie i antylopy eland trzymają się na uboczu.

Warto wdrapać się na pobliski pagórek. Kto nie czuje się na siłach może pojechać kolejką naziemną „Latający Holender”, która na podobieństwo legendarnego stat-
ku-widma kapitana Van der Deckena (według legendy do dziś krążącego wokół Przylądka), kursuje pomiędzy parkingiem, a najwyższym okolicznym wzniesieniem. Widok jest zniewalający: obmywana falami dwóch oceanów krawędź zatoki ujęta między dwa cyple. Jeden to Przylądek Dobrej Nadziei, a drugi Cypel Diaza, nazwany na cześć słynnego Portugalczyka, który w 1488 roku jako pierwszy opłynął ten występ skalny. Im wyżej, tym wiatr staje się bardziej porywisty. Betonowy pas kończy się kilkudziesięcioma stopniami, prowadzącymi na szczyt. I jak to na szczytach bywa, na śmiałka, który go zdobył, czeka nagroda. Jedyny w swoim rodzaju widok: koniec kontynentu, skaliste urwisko i mgła na bezkresnym horyzoncie…