Falklandy. Wietrzny cud świata

Autor tekstu: , Data publikacji:

Aby dotrzeć w to miejsce, trzeba wsiąść na pokład specjalnego samolotu, który nie posiada zbyt wielu wygód. Jednak osobliwe Wyspy Falklandzkie są warte każdego poświęcenia.

Poznajcie najbardziej niezwykłe pasażerskie połączenie lotnicze na świecie. Dwa razy w tygodniu dokładnie o godzinie 23:59 samolot czarterowy brytyjskiego Ministerstwa Obrony startuje z bazy sił powietrznych RAF Brize Norton w Oxfordshire, wyruszając w 18-godzinną podróż na oddalone o niemal 13 tysięcy kilometrów Wyspy Falklandzkie. Ten wietrzny i bezdrzewny archipelag, na który składa się 778 wysp, leży około 650 kilometrów na wschód od południowego krańca Ameryki Południowej i zamieszkuje go zaledwie 3200 ludzi, a także liczne… owce, pingwiny, foki i ptaki morskie.

Nie zarezerwujesz w internecie

Połączenie o nazwie South Atlantic Airbridge (Most Lotniczy Południowego Atlantyku) od ponad 30 lat łączy Wielką Brytanię z brytyjskim terytorium zamorskim i jest prawdziwym kąskiem dla wielbicieli lotnictwa i przygód wszelkiej maści. Na pokładzie każdej maszyny podróżują głównie członkowie personelu oraz ładunek przeznaczony dla garnizonu wojskowego Mount Pleasant na Falklandzie Wschodnim, ale w każdym locie uczestniczy także niewielka grupa cywilów, choć nie jest wcale łatwo dostąpić tego zaszczytu. Zapomnijcie o internetowym systemie rezerwacji. Chętni na ten rejs w nieznane muszą najpierw zwrócić się o umożliwienie przelotu do Urzędu ds. Falklandów w Londynie. Mój wniosek trafił na biurko urzędu pięć miesięcy przed wylotem, a swoją prośbę umotywowałem chęcią zwiedzenia tamtejszego archipelagu, nim ruszę dalej, w kierunku Antarktydy. W sezonie letnim, który na półkuli południowej trwa od października do marca, do stolicy Falklandów – Stanley – zawijają liczne statki przemierzające wody wybrzeży Ameryki Południowej, jak również jednostki ekspedycyjne, oferujące niezapomniane rejsy do Georgii Południowej i na Półwysep Antarktyczny. Pasażerom lotu Airbridge nie wystawia się papierowych biletów, a jedynie na 10 dni przed wylotem otrzymują oni wiadomość z numerem rezerwacji i informacją, o której godzinie należy stawić się na lotnisku. Ministerstwo Obrony zastrzega sobie prawo do zmiany godziny lotu i różnorodnych opóźnień, co zdarza się raczej często. Mój lot opóźnił się o cały dzień, o czym poinformowano mnie 24 godziny wcześniej. Jednak w większości przypadków, choć za bilet w jedną stronę trzeba wyłożyć aż 1111 funtów, obowiązek sprawdzenia aktualnego czasu wylotu, który podawany jest na stronie bazy Briz Norton, spoczywa w całości na pasażerach. Bilet w dwie strony kosztuje dokładnie dwa razy więcej, jednak mieszkańcy Falklandów mogą liczyć na 30-procentową
zniżkę.

Port Stanley na Falklandach. Fot WC CC-BY 3.0

Boardig alfabetyczny

Do bazy RAF przybywam cztery godziny przed wylotem i niemal natychmiast uświadamiam sobie, że będę pasażerem jednego z najlepiej zabezpieczonych lotów pasażerskich na świecie. Po otrzymaniu jasnopomarańczowej przepustki, która gwarantuje wstęp do silnie strzeżonej bazy, zostajemy przewiezieni autokarem do terminala, gdzie czeka już stu innych pasażerów, z których większość stanowią młodzi żołnierze z ogromnymi plecakami. Dla „non mil pax”, czyli pasażerów niewojskowych, dostępnych jest zazwyczaj tylko 31 miejsc. Ze względów bezpieczeństwa bilety na lot są niedostępne dla obywateli 13 krajów, w tym Rosji, Chin, Tajwanu i Wietnamu. Z całej grupy cywilnych pasażerów przeciętnie jedynie piątka to turyści tacy jak ja. Resztę „wycieczki” stanowią osoby podróżujące w interesach, rezydenci wysp oraz krewni stacjonujących tam żołnierzy. Wszyscy pasażerowie są bardzo mili i przyjaźnie nastawieni. Zaledwie w ciągu kilku minut udaje mi się nawiązać rozmowę z lokalnym dentystą i garbarzem. Równie uprzejmi i życzliwi są wspomniani wcześniej żołnierze, którzy chętnie udzielają nam wszelkich informacji dotyczących czekającej nas podróży.

Oczekiwanie na wejście na pokład znacznie się wydłuża. Śledzimy informacje wyświetlane na ekranach. Niewiele się dzieje oprócz tego, że niebawem w bazie ma wylądować samolot z Kabulu. Ostateczna kontrola bezpieczeństwa przeprowadzana jest alfabetycznie według nazwisk, natomiast do autobusów dowożących pod samolot wsiadamy według przydzielonego nam wcześniej numeru miejsca na pokładzie.

Nasz popielaty airbus 330-200, obsługiwany przez brytyjską linię czarterową Airtanker, jest zaskakująco wygodny.
W kabinie znajduje się 291 foteli Klasy Ekonomicznej w układzie 2-4-2, a na tyłach samolotu wygospodarowano miejsce na dwa łóżka szpitalne. Odległość między rzędami foteli wynosi 86 centymetrów, czyli aż o 5 centymetrów więcej niż w Klasie Ekonomicznej b787-9 linii Quantas kursującego między Londynem i oddalonym
o 17 godzin lotu Perth. Wszystkie miejsca są wstępnie przydzielone i próżno tu szukać Klasy Biznes czy też Premium Economy. System rozrywki pokładowej sprowadza się do kilku ekranów wypuszczanych z sufitu, na których wyświetlane są filmy z lat 80. i 90. Z tego względu większość pasażerów zabiera do kabiny własne tablety wraz z powerbankami, ponieważ na pokładzie nie ma gniazd USB, z których można by doładować sprzęt. Każdy pasażer otrzymuje także zestaw podróżny, na który składają się słuchawki, poduszka i koc, oraz kosmetyczka z zatyczkami do uszu, opaską na oczy i skarpetami. Podczas lotu nie serwuje się alkoholu, a posiłki są z kategorii skromnych (rogale z dżemem, batoniki zbożowe) i niezdrowych (krokiety z szynką i serem). Całość podana na tekturowych talerzach z plastikowymi sztućcami przez uprzejmy i uczynny personel pokładowy (niewojskowy). Posiłkom nie można natomiast odmówić jednego – są obfite i sycące. Po raz pierwszy zdarzyło mi się także, by
w samolocie zaproponowano mi drugą porcję dania głównego.

Przystanek na wyspie Sal

Do czerwca ubiegłego roku samoloty kierujące się na Falklandy musiały dodatkowo tankować paliwo na Wyspie Wniebowstąpienia – kolejnym brytyjskim terytorium zamorskim na Południowym Atlantyku. Jednak ze względu na problemy z pasem startowym tamtejszego lotniska do 2020 roku trasa lotu będzie przebiegać nieco inaczej. Właśnie dlatego po sześciu i pół godzinie spędzonych w chmurach lądujemy na płaskiej jak naleśnik bezludnej wyspie Sal w Republice Wysp Zielonego Przylądka. Większość pasażerów spędza tę dwugodzinną przymusową przerwę w strefie dla palaczy i miejscach, w których można doładować komórki i tablety. Żołnierze natomiast, najwidoczniej przyzwyczajeni do całej tej procedury, po prostu rozwijają śpiwory, ucinając sobie zasłużoną drzemkę. Wraz z nadejściem świtu napawamy wzrok widokiem palm i błękitu nieba, delektując się coraz cieplejszym porankiem. Na subarktycznych Wyspach Falklandzkich przeciętna temperatura dochodzi w lecie do 10ºC, a w zimie spada do 2ºC.

Morze po horyzont

Wracamy na pokład. Przed nami jeszcze 10 godzin i 20 minut lotu – tym razem w świetle dnia. „Jeśli lubicie podziwiać morze, to mam dobrą wiadomość: nic innego tu nie zobaczycie,” żartuje kapitan samolotu. Kabina boeinga jest w tej chwili zapełniona do połowy, ponieważ niektórzy pasażerowie zmierzający na Wyspę Wniebowstąpienia przesiedli się na mniejszy samolot, który mimo remontu pasa jest w stanie tam wylądować. Serwowane są kolejne posiłki, a woda i sok cytrynowy leją się strumieniami. Choć nie jest to najbardziej luksusowe połączenie, jakie znam, to trzeba przyznać, że Airbridge dobrze spełnia swoją funkcję – pod warunkiem, że częste opóźnienia nie krzyżują planów podróży. Na Falklandy można dotrzeć także trasą przelotową przez Chile, która obejmuje międzylądowania w Santiago i Punta Arenas. Lot ten jest tańszy od Airbridge, ale zarazem dłuższy – trwa 24 godziny. Poza tym miejsca na większość rejsów w sezonie letnim są wyprzedane na dwa miesiące do przodu.

Wyspa z wojenną historią

W końcu maszyna obniża pułap lotu, podchodząc do lądowania w Mount Pleasant Airfield. Wzniesiona w 1982 roku, tuż po wojnie z Argentyną, baza Mount Pleasant Complex, która leży o 60 kilometrów na zachód od Stanley, jest domem dla 1300 żołnierzy. Przejazd do stolicy odbywa się początkowo po drogach gruntowych ciągnących się wzdłuż gór i zatok, których nazwy zapadły Brytyjczykom głęboko w pamięć podczas 74-dniowego konfliktu sprzed 36 lat. Wireless Ridge, Mount Tumbledown, Bluff Cove… Co prawda te tragiczne wydarzenia miały miejsce niemal cztery dekady temu, ale w pamięci wielu mieszkańców są nadal żywe. Warto wykupić półdniową wycieczkę po falklandzkich polach bitewnych, aby lepiej poznać historię tamtych dni. Ogółem wojna o Falklandy pochłonęła życie 255 brytyjskich i 649 argentyńskich żołnierzy. Zginęło także trzech cywilów. Nadal można tu zobaczyć wraki zniszczonych helikopterów oraz okopy zbudowane przez Brytyjczyków podczas inwazji na wyspę.

Ropa, piwo i pingwiny

Na szczęście obecne Wyspy Falklandzkie są znacznie radośniejszym miejscem niż przed laty. Warto zajrzeć do Muzeum Stoczniowego w Stanley, w którym przedstawiono historię rozwoju stolicy: od niewielkiej osady pasterskiej po kwitnące, samowystarczalne miasto, którego gospodarka bazuje dziś przede wszystkim na rybołówstwie. W 2010 roku u tutejszych wybrzeży odkryto znaczne zasoby ropy naftowej i choć obecna cena tego surowca nie pozwala na jego wydobycie na szerszą skalę, to w przyszłości może zapewnić wyspom prawdziwe prosperity. Według danych Falklandzkiego Urzędu ds. Turystyki (Falkland Islands Tourist Board) roczniew interesach przybywa tu około 1500 osób, a podobną liczbę stanowią turyści przylatujący tu w celach wypoczynkowych. Do tego doliczyć należy 55 tysięcy podróżnych zawijających do portów na pokładach ogromnych statków wycieczkowych. Ich celem jest przede wszystkim przylądek Volunteer Point, zamieszkały przez pingwiny królewskie, oraz Victory Bar, gdzie serwowane jest piwo Iron Lady, powstałe ku czci „Żelaznej Damy”, czyli brytyjskiej premier Margaret Thatcher.

Mało kto zdaje sobie sprawę, jak ogromne są Falklandy. Ten zlepek wysp i wysepek, między którymi kursują dziesiątki promów, statków towarowych i samolotów, ma powierzchnię 12 tysięcy km kw., czyli niemal półtora razy więcej od obszaru Londynu. Dlatego aby lepiej poznać uroki tego odległego zakątka, warto spędzić tu co najmniej dwa tygodnie, eksplorując wyspy i podziwiając ich niezwykłą faunę i florę.

Warto wiedzieć

Aby zarezerwować miejsce w samolocie odlatującym z bazy Brize Norton (połączenie Airbridge), należy skontaktować się z Urzędem ds. Falklandów w Londynie (020 7222 2542; travel@falklands.gov.fk). Więcej informacji na temat wysp znajdziemy na stronie falklandislands.com. Biuro podróży Rainbow Tours (rainbowtours.co.uk) posiada w swojej ofercie wakacje oraz rejsy wycieczkowe One Ocean Expeditions (oneoceanexpeditions.com) wyruszające
z miasta Stanley do Georgii Południowej i na Półwysep Antarktyczny.

 

 

Ten zlepek wysp, między którymi kursują dziesiątki promów, statków towarowych i samolotów, ma powierzchnię 12 tysięcy kilometrów kwadratowych, czyli niemal półtora razy więcej od obszaru Londynu.

Wyspy Falklandzkie są radośniejszym miejscem niż przed laty. Warto zajrzeć do Muzeum Stoczniowego, w którym przedstawiono historię rozwoju stolicy: od osady pasterskiej po samowystarczalne miasto.