Przyszłość w motoryzacji, czyli paliwo z gniazdka…

Autor tekstu: , Data publikacji:

Jest, a jakby go nie było

Na krótką wycieczkę da się natomiast pojechać pierwszym seryjnie produkowanym, rodzinnym autem na prąd. To Nissan Leaf, który pomieści pięć osób wraz z bagażem.

Według pomiarów przeprowadzonych zgodnie z europejskimi normami, może on przejechać 175 km bez ładowania baterii, po czym trzeba podłączyć go do gniazdka 220 V na około 8 godzin. Fakt, z Warszawy na Mazury nie da się nim dojechać bez noclegu, ale już na wycieczkę do Kazimierza Dolnego – jak najbardziej. To pierwszy krok w dobrą stronę. Z Leafem jest jednak jeden problem: kłopoty z produkcją i ogromny popyt na całym świecie sprawiają, że w Europie właściwie nie da się go kupić…

Magiczna Granica

Nieco lepiej ma być z nowymi modelami Renault – Fluence Z.E. i dostawczym Kangoo Z.E. Pierwszy to komfortowa limuzyna dla pięciu osób, na dodatek ze sporym bagażnikiem. Ma być dostępna jeszcze przed wakacjami za około 100 tys.zł. Sporo, bo za te pieniądze można mieć wiele benzynowych samochodów wyższej klasy, ale cóż – za ekoimage trzeba płacić. Elektryczny Fluence ma jednak pokonać magiczną granicę 200 km zasięgu i rozwijać prędkość do 135 km/h. To wystarczy, by rozpędzić się na autostradzie. Niestety, wciskanie gazu do oporu sprawi, że baterie wyczerpią się szybciej i będzie konieczny 10-godzinny postój na ich ładowanie.

Zbliżone parametry ma mieć elektryczny wół roboczy, czyli wspomniane Kangoo. Taki pojazd może zainteresować choćby firmy kurierskie, których szefowie zechcą popisać się szczególną dbałością o stan środowiska naturalnego.

Moda czyni cuda

Wyraźnie więc widać, że rynek samochodów na prąd raczkuje, a chętni do zakupu takich pojazdów nie mają dużego wyboru. Zmieni się to w ciągu kilku lat, gdyż elektryczne auta, od miejskich po sportowe, szykują już praktycznie wszyscy znaczący producenci. Wkrótce ulice zapełnią się ładowanymi z gniazdka Audi, BMW, Mercedesami, Hondami, Skodami, Toyotami…

Zapewne będzie więc w czym wybierać, choć w najbliższym czasie nie ma co liczyć na przełom technologiczny. Kłopot polega na tym, że nadal nie ma odpowiednio tanich technologii, które pozwoliłyby poprawić parametry baterii: przyspieszyć ich ładowanie, zwiększyć pojemność i przedłużyć trwałość. Właśnie dlatego samochody na prąd w najbliższym czasie raczej nie pojawią się na autostradach. Tam zapewne jeszcze długo będą dominować auta spalinowe oraz różnego typu hybrydy. Takie, które będą w stanie przejechać kilkaset kilometrów bez tankowania.