„Albo bankructwa albo łączenie przewoźników w naszej części Europy”

Autor tekstu: , Data publikacji:

Rynek lotniczy w Europie północnej i Środkowej nie ma szans przetrwać w niezmienionej formule. Będą albo bankructwa albo poważne sojusze. Europa Zachodnia i południowa już przez to przeszła - mówi w rozmowie z polska edycją Business Travellera Gregory Kaldahl, wiceprezes Finnaira ds. rozwoju.

Finnair, jeden z najprężniejszych północnoeuropejskich przewoźników lotniczych, zmienia swoja strategię. Linia zamierza skupić na najbardziej dochodowych trasach między Europą a Dalekim wschodem, głównie Chinami. W zeszłym roku zanotowała 2,3 miliarda euro obrotów, przewożąc 8 milionów pasażerów. Zdobyła kilka prestiżowych wyróżnień, m.in. tytuł „Najlepszego przewoźnika w Północnej Europie” według Skytrax oraz jednej z najbardziej innowacyjnych linii na świecie według portalu Airlinetrends.com.

W ramach wdrażania nowej strategii – loty międzykontynentalne są najbardziej zyskowne – w 2012 roku Finnair lata do trzynastu miast na Dalekim Wschodzie: m.in. do Tokio, Nagoji, Osaki, Seulu, Szanghaju, Hong – Kongu, Singapuru, oraz – od niedawna do największej chińskiej aglomeracji – Chongqingu. Szefowie Finnaira tłumaczą, że taki wybór jest oczywisty, bo rocznie między Europą a Azją lata rocznie ponad 40 milionów pasażerów, z czego połowa to pasażerowie, którzy mają w Europie międzylądowanie.

Lotnisko w Helsinkach, które jest bazą Finnaira, chce stać się głównym europejskim portem przesiadkowym dla tych, którzy chcą dostać się do Azji. Ma w tym pomóc położenie geograficzne leżących na północy Helsinek, które sprawia, że podróż na Daleki wschód jest w wielu przypadkach krótsza (a to oznacza także oszczędności dla przewoźnika) niż z innych europejskich lotnisk, np. Barcelony czy Hamburga.

O pomysłach przewoźnika na zaistnienie na trudnym, choć dochodowym rynku przelotów transkontynentalnych dziennikarz polskiej edycji Business Travellera rozmawiał z Gregorym Kaldahlem, wiceszefem Finnaira, odpowiedzialnym za rozwój.

Business Traveller Poland: Waszym głównym celem biznesowym jest rynek azjatycki, w tym głównie Chiny. Otworzyliście niedawno nowe połączenie – jako jedyna europejska firma – do Chongqingu. Nie obawiacie się, że chiński rynek, po okresie szybkiego wzrostu, wejdzie niebawem w recesję?

Gregory Kaldahl: Oczywiście przyglądamy się uważnie Chinom, choć nie tylko im. Nadal uważamy, że chiński rynek ma największy potencjał wzrostu, porównując go z innymi. Może rzeczywiście ten rynek nie będzie się rozwijać 17-19 procent rocznie, ale nawet gdy ten poziom spadnie do 6-9 proc., nadal będziemy mieć do czynienia z interesującym rynkiem.