Śniadanie w buszu, czyli Business Traveller w Kenii cz.3

Autor tekstu: , Data publikacji:

Śniadanie w buszu? Czemu nie! Miejscowy ranger nierozstający się ze swoją bronią zabierze nas w miejsce, gdzie pośród kolczastych akacji czekać już będzie zastawiony stół. Na początek soczyste owoce ze wzgórz Wundanyi - papaje, ananasy i mango. Dla amatorów lekkiej diety musli z lokalnymi orzechami i jogurt, goście nastawieni na większą dawkę kalorii zjedzą naleśniki lub jajka w każdej postaci. Do tego smażony bekon i kiełbaski z rozpalanej drewnem kuchni polowej.

W Kenii uprawia się kawę, wiec możemy być pewni, że zostaniemy uraczeni naparem z ziaren przesiąkniętych smakiem tej ziemi. Po śniadaniu czas na prawdziwe safari. W tym celu udajemy się do Parku Narodowego Tsavo West. Na teren parku wjeżdżać mogą tylko licencjonowani kierowcy. Nie wolno wysiadać z samochodów. Granic strzeże latający przez całą dobę dron, który natychmiast rozpoznaje przemieszczających się marszem ludzi. Wszystkie zabezpieczenia są po to, by zapobiec wciąż żywym praktykom kłusowniczym.

13735352_1812094039021101_288452529_n

Co ciekawe strażnik (ranger) strzegący dzikiej zwierzyny ma prawo zastrzelić kłusownika, gdy nakryje go na gorącym uczynku. W Kenii nie wolno legalnie polować. Kraj nie jest podzielony na ogromne farmy, jak to jest w przypadku krajów Afryki Południowej. Ziemie zamieszkują wspólnoty. Zwierzęta są strzeżone jedynie przez prawo. Skutkuje to tym, że tam gdzie nie ma parków narodowych lub strażników, zwierzyna jest w większości wytrzebiona. Co ciekawe w krajach afrykańskich, gdzie polowania są bardzo popularne, dzikich zwierząt jest więcej. Pieniądze pozyskane z licencji i sprzedanych trofeów służą ochronie i rozmnażaniu.

O tej porze roku, kiedy w Kenii jest zima i panuje pora sucha, zwierzęta w parku Tsavo West spotkamy głównie przy wodopojach. Wystarczy, że zameldujemy się w Satao Eleari Camp usiądziemy wygodnie na ganku naszego namiotu i zamówimy herbatę. Impale i pawiany spacerują po obozie na wyciągnięcie ręki. Słonie natomiast stadami odwiedzają oddalony o 100 metrów zbiornik wodny. Namioty, a raczej zadaszone pokoje z wygodnym łóżkiem, moskitierą i meblami, oraz przyłączoną do nich murowaną, bardzo przestronną łazienką, sa tak ustawione, by weranda wychodziła na wodopój.

Najbardziej zdumiewającą rzeczą jest to, że kurort nie jest oddzielony żadnym płotem od dzikiej przyrody. Jedyną ochronę stanowi uzbrojona w latarkę i kij obsługa, która eskortuje nas w nocy do namiotu. Podobno stukanie kijem w kamienie odstrasza podchodzące na kilka metrów słonie. Największe utrapienie stanowią jednak małpy, które skorzystają z każdej okazji, by wślizgnąć się do źle zamkniętego namiotu, zjeść mydło i „poprzymierzać” nasze ubrania. By odstraszać te przebiegłe zwierzęta zatrudniono członka lokalnej społeczności, który chodzi z procą i strzela do zbyt śmiałych osobników lub ptaków, które zbytnio się rozśpiewały, budząc zbyt wcześnie gości. Na terenie obozu znajdują się także ambony widokowe oraz duży obszerny z barem i restauracją. Na oglądanie zwierzyny samochodami 4×4 wyrusza sie zwykle kiedy słońce wstaje lub wschodzi. Ciepłe światło stwarza wtedy najlepsze okazje do robienia zdjęć a wśród zwierząt następuje wzmożony ruch. Kierowca zatrzyma się, kiedy tylko zechcemy. Wystarczy zająć wygodną pozycję i robić zdjęcia. Otwarty dach ułatwia sprawę. Wieczorem nie można odmówić sobie lampki szampana przy ognisku. Ogień rozpalany jest specjalnie z dala od obozu, by delektować się ciszą, ciemnością i gwiazdami, które zawsze w Afryce wyglądają jakby były bliżej Ziemi.

13817222_1812109725686199_871967639_n