Trzecia co do wielkości wyspa świata – po Grenlandii i Nowej Gwinei – jest jeszcze zielona i w niektórych zakątkach dzika. Tylko tu można zobaczyć żyjące w lasach deszczowych orangutany i małpy proboscius, pływać czółnem rzeką Kinabatangan, wspiąć się na najwyższą górę południowo-wschodniej Azji Mont Kinabalu, zobaczyć największy kwiat świata – reflezję, uścisnąć rękę potomkowi Łowców Głów i spędzić kilka dni na Wyspie Żółwi. Niestety, człowiek zakłóca ten naturalny ekosystem i za kilkanaście lat Borneo może być jedynie pustynią z kilkoma leśnymi oazami. W ciągu ostatnich 20 lat wykarczowano na wyspie połowę lasów, a w ich miejsce posadzono palmy olejowe, ponieważ plantacje tych roślin okazały się dochodowym interesem.
Na ratunek wyspie
Bilans strat jest ogromny. Przez ostatnich 30 lat wycinano tu dwa miliony hektarów lasów rocznie! Większość z nich wykarczowano nielegalnie. Rządy krajów do których należy wyspa, czyli władze Malezji i Indonezji deklarują walkę z nielegalną wycinką i obiecują, że wykarczowane tereny będą zalesione. Co z tego, jeśli na zalesienie zaledwie czterech tysięcy hektarów potrzeba 60 milionów dolarów? Tymczasem deszczowe lasy Borneo to prawdziwy skarb natury. W ciągu ostatnich 15 lat naukowcy odkryli tu ponad 300 gatunków zwierząt i roślin. Nowe gatunki roślin mogą być przydatne w leczeniu wielu chorób, między innymi malarii i AIDS. Ale te fakty nie przemawiają do koncernów zarabiających na sprzedaży drewna i oleju palmowego. Lasy karczuje się dalej, co zagraża nie tylko ludziom, ale także wszystkim mieszkańcom dżungli, takim jak, m.in słoń pigmejski, pantera mglista czy nosorożec sumatrzański.