Włosi mają do nas stosunek pozytywny. W dziewięciu przypadkach na dziesięć, kiedy dowiedzą się, że mają do czynienia z Polakiem, zakrzykną: „Boniek!” – albo będą wspominać Jana Pawła II. Ta sympatia ma wymiar nie tylko towarzyski. Dzięki szybko zawiązywanej nici porozumienia, można otrzymać od Włocha informację, gdzie warto udać się na obiad. Jest niemal pewne, że nie wskaże żadnej z modnych restauracji we Florencji, Pizie czy Sienie, ale niemal konspiracyjnym szeptem skieruje nas do lokalnej restauracji, której nazwy próżno szukać w przewodnikach. I to jest najlepszy sposób na to, by dowiedzieć się, czym naprawdę jest słynna włoska kuchnia.
Kto z tej metody korzystał, ten wie, że taki lokal może mieć wygląd stołówki pracowniczej, z uwijającymi się między stolikami obszernymi pod względem i uśmiechu, i obwodu w talii, paniami. Jeżeli mimo wątpliwości natury estetycznej przekroczymy, w porze późno popołudniowej, próg takiej restauracji i natkniemy się na harmider, wywołany przez siedzące przy stolikach wielopokoleniowe włoskie rodziny, ze statecznie prezentującymi się babciami – matronami, mężczyznami ubranymi w odcinające się od opalenizny białe koszule (skojarzenia z filmami Coppoli jak najbardziej na miejscu) i tabunami rozwrzeszczanych dzieci, z których najmłodsze przemieszczają się na czworakach po podłodze, nie uznając żadnych granic podziału terytorialnego – to bez wątpienia jesteśmy we właściwym miejscu i o właściwym czasie.
Włosi nie jedzą, lecz ucztują, i tego warto się od nich uczyć, bo z jedzenia czynią wydarzenie rodzinno – towarzyskie. A samo jedzenie? Taka „stołówka” potrafi po prostu zachwycić… Warto oddać się kulinarnemu szaleństwu i wzorem południowych przyjaciół zjeść obiad z pięciu dań, koniecznie z miejscowym winem, aby doznania były pełne. Tym bardziej, jeżeli wcześniej poznawaliśmy intensywnie toskańskie zabytki – nie ma po obejrzeniu Krzywej Wieży w Pizie, Galerii Uffizi we Florencji czy Piazza del Campo w Sienie nic lepszego ponad dobry obiad.
Kuchnia toskańska nie jest skomplikowana, ale, jak na Włochy przystało, pyszna. Wielką rolę odgrywa w niej produkowana w tym regionie oliwa z oliwek, dodawana do, hm… wszystkiego właściwie. Szałwia, tymianek, majeranek i rozmaryn to najpopularniejsze przyprawy. Pyszne są miejscowe warzywa, niemałą rolę odgrywają grzyby, z pieczarkami i smardzami na czele. Miejscowym przysmakiem są także białe trufle, które dodaje się do makaronów oraz risotto.
Obiad w stylu włoskim najlepiej zacząć od bruschetty. Te słynne kanapeczki to najłatwiejsza na świecie rzecz do zrobienia, a nikogo nie pozostawia obojętnym. Dobrze mieć do nich chleb toskański (pieczony bez soli), ale można wykorzystać inny. Potrzebny jest także czosnek, sól, pieprz, a przede wszystkim dobra oliwa – i na niej absolutnie oszczędzać nie można. Kromki chleba piecze się nad rozżarzonym węglem (można też użyć tostera), dodaje się czosnek, polewa oliwą a do tego można dorzucić dosłownie wszystko, w zależności od fantazji.
Innym toskańskim przysmakiem są gruszki z lekko pikantnym serem pecorino z owczego mleka. Wystarczy do tego 400 gramów owego sera plus 6 gruszek i czarny pieprz. Pokrojone w kostki gruszki oraz ser wrzuca się do salaterki, miesza i odstawia na kilkanaście minut. Potem posypuje z wierzchu czarnym pieprzem i można sałatkę serwować.
Wszyscy wiedzą, co to jest minestrone, ale nie tylko ta zupa należy do włoskich specjałów. W Toskanii wypada jeść raczej ribollitę, warzywną zupę z chlebem. Potrzebujemy do niej 30 dag ziemniaków, pół kg kapusty włoskiej, 4 pomidory, fasolkę canellini (50 dag), czerwoną cebulę, 20 dag boćwiny, 3 ząbki czosnku, dwa selery, dwie marchewki, dwie cukinie, tymianek, sól, pieprz oraz chleb razowy. Najpierw należy ugotować osobno fasolę (długo się gotuje), resztę warzyw pokroić i gotować przez 40 minut, potem dodać do nich fasolę. Na patelni smażymy cebulę z oliwą i pieprzem, dodajemy tymianek. Kroimy chleb na kawałki, wrzucamy do garnka, zalewamy wywarem i dodajemy usmażoną cebulę. Gotujemy przez kilkanaście minut. Odstawiamy do wystygnięcia, a potem polewamy ją oliwą i gotujemy jeszcze przez 20 minut. Można podawać. Dobre? Jasne, bo toskańskie.