Bez wątpienia wino jest tym elementem lotu samolotem, który nie tylko pomaga w trawieniu posiłków, ale zdecydowanie uprzyjemnia podróż. Zwłaszcza daleką – wino ze swą towarzyską i kulturową otoczką pozwala przeżyć lot ciekawiej, choćby ze względu na to, że jest znakomitym tematem do rozmów ze współpasażerami, znajomymi lub nie. Wiadomo, że nic tak nie uprzyjemnia podróży, jak miła pogawędka z kimś sympatycznym, a podobno ktoś, kto lubi wino, niesympatyczny być nie może. Z winem na pokładzie samolotu zetknął się każdy. Ale czy wielu z nas zastanawia się, skąd właściwie bierze się ono na naszym stoliku? Spróbujmy odkryć tę i inne tajemnice.
Siła smaku
Jak linie lotnicze dobierają wina? Prawidłowa odpowiedź brzmi: różnie. Około 8 tysięcy w pierwszej i aż 40 tysięcy butelek w biznesowej klasie wynosi miesięczne zapotrzebowanie pasażerów niemieckiej Lufthansy. Oznacza to, że wino jest dla nich niezmiernie ważnym produktem. Dlatego też Lufthansa powołała specjalną komisję. Składa się owa komisja z grupy zewnętrznych oraz wewnętrznych ekspertów. Przewodzi jej światowej sławy sommelier Markus del Monego (już samo nazwisko powoduje, że musi on być światowej sławy). Grupa przeprowadza ślepe testy win, co oznacza, że żaden ekspert nie zna nazwy wina, które właśnie próbuje. Efekt jest jak najbardziej demokratyczny – tylko wina, które uzyskały najlepsze oceny (swoją drogą, ciekawa robota), trafiają na pokład Lufthansy.
Inaczej nieco dzieje się to w linii KLM. O tym, jakie wino trafi na pokłady jej samolotów, decyduje szef działu zakupów. Dokonuje wyboru marki, a następnie prosi dostawców o próbki. I te właśnie próbki trafiają przed usta i nosy niewielkiego zespołu konsultantów, który w ślepych testach dokonuje wyboru dostawcy. A ma ten mały team co próbować, bo KLM serwuje wina z całego świata, w tym również z Holandii.
Linie American Airlines serwują pasażerom 60 różnych gatunków wina miesięcznie. Mają aż 20 różnych list z wyszczególnionymi markami win, co pozwala na niezwykle intensywną rotację, a poza tym dostosowuje ofertę do kierunku. Ktoś, kto leci do Hiszpanii, może liczyć na albarino, a pasażer, wybierający się do Argentyny – na malbec. Linie mają konsultanta, który odwiedza winnice i przeprowadza wstępną selekcję. Potem próbki są testowane przez specjalnie wybraną grupę. American Airlines podkreślają, że nie szukają win, które można kupić w każdym sklepie. Wolą zaskakiwać swoich pasażerów czymś unikalnym.
Wino lubi latać
Ile gustów, tyle deklaracji. Bo czy da się tak naprawdę ocenić, które wino jest najlepsze? Przecież pasażerowie linii lotniczych nie mają ani wiedzy, ani wyostrzonych zmysłów sommelierów. Zatem linie lotnicze mają pewien problem. Bo wybór obiektywnie dobrych win to jedno, natomiast subiektywne odczucie pasażerów to drugie.
Zatem – jakie wino jest najlepsze i od czego zależy jego ocena? Okazuje się, że ten sam gatunek może smakować w samolocie zupełnie inaczej niż na lotnisku. Ot, choćby z powodu specyficznego kształtu kieliszka, w którym jest podawany. Lub też temperatury, w jakiej jest przechowywany. Albo i warunków atmosferycznych w kabinie – mniejsza wilgotność i klimatyzacja powodują, że zmienia się odbiór smaku przez nasze zmysły.
Wszystkie te czynniki muszą być uwzględniane przez testerów. Charles Metcalfe, jeden z naszych jurorów i znany brytyjski prezenter telewizyjny, ujmuje to tak: „Kiedy testujemy wina, musimy wiedzieć, jak będą smakować w samolocie. Czasem nagradzamy wina teoretycznie gorsze, ale my wiemy, że pasażerowie są z nich zadowoleni – te gatunki znakomicie zdają egzamin w niecodziennych warunkach”.
Na wysokości 10 tysięcy metrów podniebienie jest bardziej wyczulone na kwaskowatość białego wina, dlatego będzie się ono wydawało bardziej wyraziste niż w rzeczywistości. Z kolei przy czerwonym winie smak staje się bardziej czuły na taniny, więc niektóre gatunki będą się wydawały mocniejsze.
Jakie zatem wina sprawdzają się w powietrzu? Specjaliści twierdzą, że świetnie spisują się włoskie, ale również i te z drugiej półkuli, np. nowozelandzkie. Generalna zasada jest taka: wina czerwone powinny być delikatne, zaś białe orzeźwiające, z jak najmniejszą ilością kwasu. Czy tak jest w istocie? Cóż, spróbujcie sami.
BusinessTraveller cellars in the sky
Brytyjska redakcja magazynu Business Traveller nagradza najlepsze wina, podawane na pokładach samolotów. W ostatniej edycji konkursu „Cellars In the Sky” wzięło udział 29 przewoźników z całego świata. Nadesłali oni do redakcji serwowane przez siebie gatunki. Czteroosobowe jury, złożone z niezależnych ekspertów, miało do oceny prawie 250 win w ciągu dwóch dni.
Konkurs obejmuje klasę pierwszą oraz biznesową. W każdej z nich oceniano wina białe, czerwone, ciężkie oraz musujące. W klasie Business wygrał biały niemiecki Bernkasteler Doctor Riesling Kabinett 2005, czerwony Palliser Estate Martinborough Pinot Noirz Nowej Zelandii, francuski szampan Charles Heidsieck, a z win cięższych – Forrest Estate Botrytised (Nowa Zelandia). W klasie pierwszej zwycięzcą zostało białe Wente Riva Ranch Chardonnay z Kalifornii, czerwone Morton Estate Pinot Nor z Nowej Zelandii, francuski szampan Piper Heidsieck Cuvée Rare NV, a w kategorii win mocniejszych – australijski Morris of Rutherglen Old Premium Liqueur Tokay Muscat.
Wybór najlepszych win w klasie Business miał KLM, w First Class zwycięzcą została Lufthansa.