Szymborska lubiła podróżować, choć cele swoich podróży wybierała starannnie, podróżowała też niezbyt często, przeważnie raz do roku. Od lat powojennych wybierała się w podróże bliższe i dalsze kilkadziesiąt razy. Za każdym razem były to wyprawy niezwykle, bo poetka swe wrażenia, spotkanych ludzi wciskała w przezabawne, krótkie w formie. Limeryki.
– Jej specyficzny sposób widzenia szczegółów i w ogóle patrzenia na rzeczywistość szczególnie widać, kiedy była w podróży. Widzi zawsze drobiazgi, które umykają uwadze innych. I na tych szczegółach często buduje jakąś uniwersalną strukturę wiersza – mówił w jednym z wywiadów osobisty sekretarz Szymborskiej, dr Michał Rusinek.
Podróżniczą – i nie tylko – pasję Szymborskiej ciekawie pokazała w filmie „Schwilami życie bywa znośne” publicystka i dziennikarka Katarzyna Kolenda – Zaleska. Film pokazuje niezwykłą podróż marzeń po miejscach, które dla poetki miały duże znaczenia. Szymborska odwiedza Delft w Holandii, Amsterdam.
– W Amsterdamie płynęliśmy stateczkiem przez kanały. W pewnej chwili Wisława Szymborska zobaczyła stary urokliwy dom z firankami i zaczęła improwizowaną opowieść, która trwała przez całą godzinną podróż. Była to legenda o żyjącej w tym domu w XVIII wieku dziewczynie garbusce. Opowieść była zajmująca i zabawna – mówiła o tej wyprawie Kolenda – Zaleska w „Gazecie Krakowskiej”.
Szymborska odwiedziła też irlandzkie Limerick, Bolonię i Sycylię. Będąc w sycyliskim miasteczku Corleone, układa naprędce krótki limeryk: „W miejscowości Corleone można dostać coś w przeponę, Skłonność do tych czynów dziatki wysysają z mlekiem matki”.
Anna Bikont i Joanna Szczęsna pisały w „Gazecie Wyborczej” o jednej z pierwszych, limerycznych podróży Szymborskiej – o wyprawie poetki ze Zbigniewem Machejem do Pragi i z powrotem w 1992 roku. Podczas trzydniowej marszruty przez Cieszyn i Ostrawę ułożyli wspólnie taki limeryk:
'Raz pewien hippie znad Missisippi, Zrobił niebacznie do rzeki pippi. Rzeka sikania nie lubiła, I z brzegów kippiąc wystąpiła. A hippie odtąd ledwie zippi’.
– Dygresje rzeczywiście sięgały Missisipi, a nawet Saturna, ale duch dygresji jest też duchem czeskim, duchem Haszka, Hrabala. W słowie Missisipi jest taka śmieszność, którą przypisujemy Czechom, a na dodatek Missisipi oddziela kultowy w Czechach Dziki Zachód od Wschodu – tak pozorny brak związku tego utworu z Czechami towarszysz Szymborskiej opisywał Zbigniew Machej.
Można też chyba zaryzykować tezę – pisał Michał Rusinek w „Odrze” – że jeśli Wisława Szymborska już gdzieś wyjeżdża, to nie ze względu na miejsce, ale ze względu na ludzi: – Kiedyś dostała zaproszenie do Wilna na spotkanie noblistów (Grass, Miłosz i ona). Odmówiła. Kilka dni później zadzwonił do niej Czesław Miłosz i powiedział: „Wisławo, chcę ci pokazać moje Wilno”.
Jedna podróż, ta z 1996 roku do Sztokholmu, miała dla Szymborskiej zupełnie inny, nieco niechciany przez nią wymiar. Odbiór nagrody Nobla (znajomi Szymborskiej mówili o tym wydarzeniu „tragedia sztokholmska”), błysk reflektorów, tłumy dziennikarzy, których w Polsce unikała. Ale być może dzięki tej podróży i polskiemu Noblowi literackiemu tak wielu Polaków chce ją dziś czytać.
„W podróży niezbędny jest tylko bilet powrotny” – tak mówiła Szymborska przed długo organizowanym wyjazdem do Izraela. 1 lutego 2012 roku wybrała się w swoją ostatnią podróż.