W ostatnich dniach pracownicy Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego we współpracy z Regionalnym Zarządem Gospodarki Wodnej zdemontowali około 120 boi i znaków informacyjnych z całego liczącego 171 km szlaku mazurskich jezior. Dryfujące w sezonie wiosenno – letnim znaki informowały żeglarzy o zagrożeniach takich jak mielizny czy wystające z den jezior kamienie. Czasowy demontaż znaków ostrzegawczych nie jest równoznaczny z zakazem wypływania na jeziora jednak każdy, kto się na to zdecyduje musi liczyć się z tym, że robi to na własną odpowiedzialność – informuje portal wyborcza.pl.
„Razem z pracownikami Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej ściągnęliśmy w sumie 120 boi oraz znaki na całym liczącym 171 km szlaku mazurskich jezior. Od teraz każdy z żeglarzy musi sam brać odpowiedzialność za to gdzie będzie pływał” – wyjaśniał w rozmowie z Polską Agencją Prasową Jarosław Sroka, rzecznik prasowy Mazurskiego Ochotniczego Pogotowia Ratunkowego.
Własna odpowiedzialność żeglarzy nie oznacza jednak, że są oni zdani wyłącznie na siebie w przypadku wystąpienia w sezonie jesienno – zimowym wypadków na wodzie. W związku z demontażem boi i znaków ostrzegawczych muszą oni jednak we własnym zakresie lokalizować i omijać na podstawie map czy systemów nawigacji niebezpieczne miejsca. „Ściągnięcie znaków wodnych w żadnym wypadku nie oznacza jednak, że zaprzestaniemy udzielania pomocy żeglarzom. Dyżurujemy przez cały rok przez całą dobę.” – zapewnił Sroka.