Położony na Atlantyku archipelag to kilkanaście wysp, z których tak naprawdę turyści znają jedynie siedem. Pozostałe radzą sobie dzięki rolnictwu a wiele z tych mniejszych po prostu nie jest zamieszkana lub osadnicy pojawiają się tam okresowo. Najbardziej znana jest Teneryfa, my zapraszamy nie tylko tam ale na pobliską Gomerę, która choć znacznie mniejsza czaruje równie wspaniałą przyrodą i niezwykłymi widokami.
Przed wiekami na te wyspy mówiono Wyspy Szczęśliwe – i chyba wszystko jasne. Tu nie ma mowy o narzekaniu na brak słońca i ponury nastrój. Fiesta trwa bez przerwy, wokoło mnóstwo się dzieje, z festiwalami ulicznymi włącznie. Ludzie są przyjaźni i uśmiechnięci.
Obecna nazwa, co niektórych przybyszy zadziwia, pochodzi od słowa „canis”, czyli łacińskiej nazwy psa. Hordy tych dzikich zwierząt grasowały na wyspach, więc tak je ochrzczono. Wbrew pozorom słowo „kanarek” pojawiło się zdecydowanie później.
Dotarcie na Kanary z Polski nie jest żadnym kłopotem. Codziennie z Warszawy startuje samolot do Madrytu – to jeden z najdłuższych europejskich rejsów polskiego przewoźnika. Po czterech godzinach jesteśmy w stolicy Hiszpanii i z lotniska Barajas mamy już co najmniej kilka połączeń na Teneryfę. Wyspa, choć do gigantów nie należy (80 kilometrów długości, 50 kilometrów szerokości), nastawiona jest na turystykę, dlatego są na niej dwa lotniska, północne i południowe. Wszystko po to, żeby goście nie musieli tracić cennego czasu i znaleźli się jak najbliżej miejsca zakwaterowania. A z tym także nie ma kłopotu – dobrych hoteli i pensjonatów są dziesiątki.
O połączenia pomiędzy największymi wyspami (Teneryfa, Gran Canaria, Gomera, Lanzarote, Furteventura, Palma, Hierro) dbają dwie firmy promowe. Dzięki konkurencji między nimi klienci mają doskonałą ofertę i solidną obsługę. Podróż z Teneryfy na Gomerę zajmuje niespełna trzy kwadranse. Warto zatem, nawet jeśli mamy dużo zajęć rekreacyjnych, wygospodarować nieco wolnego i wsiąść na prom, by odwiedzić okoliczne wyspy.
W POŚCIGU ZA WIELORYBAMI
Kiedy doświadcza się tego po raz pierwszy emocje są olbrzymie. Z portu wypływa się statkiem, który mieści około dwustu pasażerów. Dwa pokłady, bar, mnóstwo miejsc siedzących. Ale tak naprawdę nie siedzi nikt, bowiem zaraz po oddaleniu się od brzegu zaczyna się niecierpliwe wypatrywanie.
Każdy wierci wzrokiem oceaniczne fale i liczy na to, że właśnie jemu uda się spostrzec jako pierwszemu stado delfinów lub niewielkie wieloryby leniwie sunące w swoim naturalnym środowisku. Gdy do tego dochodzi ludzka fala przelewa się z burty na burtę a powietrze przeszywa westchnienie zachwytu oraz dźwięk setek migawek fotograficznych.
Delfiny, czasem w grupach liczących kilka osobników, wyskakują ponad fale – chwilami wydaje się, iż są tak przyzwyczajone do tego, że wzbudzają euforię ludzi, że wyglądają jakby pozowały do fotografii.
Na takim „polowaniu” z aparatem spędza się około dwóch godzin. Można także wynająć znacznie mniejszą, kilkuosobową łódź motorową. Wówczas frajda jest jeszcze większe, bowiem zwrotniejsza jednostka pozwala podpłynąć znacznie bliżej i nawet dotknąć morskiego stworzenia.
LOS GIGANTES
Na zachodnim wybrzeżu Teneryfy mieści się malownicza, niewielka miejscowość o takiej właśnie nazwie. Trudno się dziwić, bo choć mieścina niewielka to otoczenie zdecydowanie gigantyczne. To potężne, sięgające miejscami ponad 400 metrów klify skalne. Miłośnicy kina (może niezbyt wysublimowanego) mogli to miejsce zobaczyć w ubiegłorocznej wersji Starcia Tytanów – produkcji naszpikowanej efektami specjalnymi. Tam bowiem kręcono część zdjęć.
Widok zapiera dech w piersiach, tym bardziej, że Los Gigantes można obejrzeć z bliska, z pokładu motorówki, niewielkiej łodzi lub żaglówki – każdy rodzaj sprzętu pływającego jest dostępny dla turystów.
Najciekawsze jednak jest to, że u podnóża tych kolosów coraz częściej pojawiają się kajakarze. Kajakarstwo morskie to dyscyplina dość młoda i zyskująca sobie uznanie i zainteresowanie na całym świecie. W Los Gigantes można sobie taką frajdę zorganizować – wygląda to niebezpiecznie, ale pod czujnym okiem przewodnika i przy zachowaniu minimum zdrowego rozsądku, jest to niezapomniana przygoda.
TEIDE
Najwyższy szczyt Hiszpanii, sięgający wysokości 3718 metrów to wulkaniczny masyw, którego ostatnia erupcja została zanotowana ponad sto lat temu. Góra jest majestatyczna, jeśli ląduje się na Teneryfie późnym popołudniem wygląda bajecznie w promieniach zachodzącego słońca. Krajobraz jest tam iście księżycowy, co także wykorzystali filmowcy – George Lucas zdecydował się nakręcić tam część zdjęć do Gwiezdnych Wojen.
Do podnóża Teide dojechać można samochodem, krętą serpentyną asfaltowej drogi. Mieści się tam stacja kolejki linowej, którą dotrzeć można, podziwiając przy okazji niesamowite widoki z okien kołyszącej się gondoli, do stacji pod szczytem (warto zwrócić uwagę na skromny automat telefoniczny, który nosi dumnie tabliczkę „najwyżej położonego telefonu w Hiszpanii”). By wejść na sam szczyt Teide potrzebne jest specjalne zezwolenie – są one dość ściśle reglamentowane, więc procedurę załatwiania wypada rozpocząć już nawet dwa-trzy miesiące przed planowanym wejściem.
Jeśli jednak już mamy stosowny dokument, przechodzimy przez bramkę kontrolną i stajemy oko w oko z ostatnimi 600 metrami krętej drogi wyznaczonej kamienistą ścieżką. Ważne, by ten odcinek, bowiem tylko się wydaje, że jest to spacerek, pokonywać własnym tempem. Chwila zbyt forsownego marszu i rozrzedzone na tej wysokości powietrze przestaje pomagać. Jednak widok ze szczytu i świadomość pokonania własnej słabości rekompensuje wszystko. Tym, którzy pozwolenia na wejście nie mają pozostają i tak dwie inne, także niezwykle malownicze i nieco łatwiejsze szlaki widokowe.
Wokół wulkanu, na 19 tysiącach hektarów rozciąga się park narodowy, utworzony pół wieku temu. Koniecznie wygospodarujcie trzy godziny, żeby wejść w ten tajemniczy gąszcz. Relaks na najwyższym poziomie.
MASCA I LA OROTAVA
Miejsc, w których można zachwycać się wspaniałymi widokami jest na Teneryfie wiele. Jednak do najbardziej niezwykłych należą dwie miejscowości: Masca i Orotava. Ta pierwsza leży w wąwozie górskiego masywu Teno, jeszcze kilkanaście lat temu jedyny sposobem dotarcia do wioski była łódź lub jazda na ośle. Teraz jest tam niezmiernie kręta asfaltowa droga, którą pokonywać trzeba z najwyższą ostrożnością.
Mniej niebezpieczna, ale równie urokliwa jest Orotava – miejscowość w północnej części wyspy, będąca architektoniczną perełką Teneryfy. Dziś jest miejscem, gdzie osiedlają się zamożni mieszkańcy archipelagu, ludzie biznesu i artyści. Warto zasiąść tam w jednej z wielu knajpek i spróbować miejscowych specjałów.
BODEGI
Miłośnicy wina nie wyjadą z wyspy z pustymi rękami. Kilkanaście bodeg kusi, tym bardziej, że bez problemu można sobie tam załatwić wejście z możliwością zwiedzania i degustacji. To przeważnie rodzinne manufaktury, nastawione na produkcję niezbyt może wielkich ilości trunków ale solidnych, z dojrzewających w pełnym słońcu winogron. Podczas wizyty w bodedze można prześledzić cały proces tworzenia wino, od zbiorów przez fermentację po proces butelkowania – co czasem odbywa się niemal ręcznie z pomocą zmyślnych urządzeń.
Taka wizyta zazwyczaj kończy się w specjalnym firmowym sklepiku, gdzie można usiąśćprzy stole i spróbować kilku gatunków miejscowego produktu. I oczywiście, ku uciesze właścicieli, kupić kilka butelek. My polecamy raczej miejscowe białe wina.
KARNAWAŁ
Nie jest to może Rio, nie będziemy się licytować. Jednak emocje i szalona zabawa, trwająca po sam świt, gwarantowane, więc koniecznie trzeba wziąć w tym udział. Odbywa się wówczas tak wiele imprez, że nie sposób odwiedzić wszystkie. W tym roku karnawałowy orszak rusza na przełomie lutego i marca, 2 marca można będzie obejrzeć wybory królowej, dwa dni później uczestniczyć w Santa Cruz w wielkiej paradzie, by po tygodniu zatrzymać się na tradycyjnym „pogrzebie sardynki”. Karnawał trwa w tym roku do 13 marca.
MAGMA
Człowiek nie byłby sobą, gdyby nawet podczas wypoczynku nie pomyślał choć przez chwilę o pracy. Tę chwilę proponuję poświęcić na zobaczenie centrum artystyczno-kongresowego Magma Arte w Adeje. Na wskroś nowoczesna budowla, zaprojektowana przez Fernando Menisa, została uroczyście otwarta przez hiszpańską parę królewską pięć lat temu.
Beton i szkło oraz niebywała funkcjonalność – tak można w skrócie opisać to miejsce. Dziesiątki pomieszczeń na spotkania od 15 do ponad 2500 osób. Głowna sala ma powierzchnię 2800 metrów i 300-metrowąscenę. W kompleksie Magma odbywają się zresztą bardzo często także koncerty i wystawy.
LA GOMERA
Kilkudziesięciominutowy transfer nowoczesnym promem i lądujemy w San Sebastian, miasteczku uznawanym za stolicę wyspy Gomera. Własnie stąd, w 1492 roku, Krzysztof Kolumb startował do pokonania Atlantyku i swojego epokowego odkrycia. W miasteczku nadal można odwiedzić dom, w którym żeglarz mieszkał tuż przed wyruszeniem na wyprawę.
Górzysty i bajkowy pejzaż Gomery wiąże się z kolejnym niezwykłym zjawiskiem, jakim jest język gwizdany, czyli silbo gomero. Naśladuje on prawdopodobnie sposób porozumiewania się pierwotnych mieszkańców wyspy zwanych Guanchos. Jest to niezwykły sposób porozumiewania się, stosowany przez pasterzy – podobno można nim oddać niemal wszystko, łącznie z emocjami. Miejscowa młodzież nie jest jednak tym nadmiernie zachwycona, bowiem w ramach krzewienia tradycji, władze wprowadziły jakiś czas temu obowiązkowe zajęcia z „języka gwizdanego” do szkół. Trudno sobie wyobrazić klasówkę.
Gomera ma niemal kształt koła, o średnicy nieco ponad 20 kilometrów, typowy dla wyspy wulkanicznej. Przez kilka godzin można tam zobaczyć chociażby park narodowy Garajonay, wpisany przez UNESCO na listę światowego dziedzictwa natury, oszałamiający widok z punktu widokowego Mirador de Igualero czy, przypominające Los Gigantes, ale jeszcze wyższe klify Los Organos. W centrum leży charakterystyczny szczyt Roque de Agando, który bardzo często spowija mgła – niezwykły to widok.
Gomera oferuje wszystko, od majestatycznych szczytów, po wspaniałe plaże. Można tam także oddać się uprawianiu sportów wodnych lub podszkolić umiejętności gry w golfa. Podobnie jak na Teneryfie, oferta hotelowa jest bogata.