Adrenalina na wakacje

, Data publikacji:

Stolica Węgier ma wiele do zaoferowania. Wakacje upływają tam pod znakiem sportowych emocji na najwyższym poziomie. Jakub Olgiewicz zaprasza na samochodowe i samolotowe szaleństwo.

Budapeszt jest jednym z najpiękniejszych miast Europy. Olbrzymia metropolia, bo przecież mieszka tu niemal jedna piąta całych Węgier, daje przyjeżdżającym niezliczone możliwości wypoczynku, zwiedzania zabytków i malowniczych okolic, spędzania czasu w doborowym towarzystwie na wieczornych szaleństwach. Dobrych hoteli, restauracji czy muzeów z bogatą ofertą znajdziesz w tym mieście bez liku.

Warto zatem wygospodarować nieco czasu, by odwiedzić węgierską stolicę. Zresztą ktokolwiek pojawił się tam raz, pamięta tę wizytę bardzo długo i wraca chętnie po raz kolejny. Tym bardziej, że w wakacje rządzą tam niepodzielnie emocje sportowe na najwyższych obrotach. I to dosłownie – dwie imprezy rozgrywane tam podczas letnich miesięcy, gromadzą setki tysięcy ludzi z całego kontynentu. Pierwsza z nich to Grand Prix Węgier w wyścigach samochodowych Formuły 1, druga to samolotowe pojedynki śmiałków w ramach Red Bull Air Race.

Hungaroring – zwijanie asfaltu

Wbrew pozorom historia wyścigów samochodowych w Budapeszcie ma bardzo długie tradycje. Po raz pierwszy samochodowe Grand Prix rozegrano tam bowiem już w roku 1936. Tor, długi na około 3 mile, mieścił się w parku zlokalizowanym blisko centrum miasta. Kilka tysięcy widzów zebrało się, by podziwiać ryczące maszyny Mercedesa czy Ferrari. Zawody wygrał, słynny wówczas włoski kierowca, Tazio Nuvolari, na pokładzie Alfy Romeo. Potem przez lata wojny i komunistycznego ucisku, nikt poważnie o wyścigach z prawdziwego zdarzenia nie myślał. Nie było tak zwanego klimatu. Aż do chwili, gdy nadeszło delikatne rozluźnienie polityczne.

Federacja FIA zawiadująca Formułą 1, najszybszymi i technologicznie zbliżonymi do rozwiązań kosmicznych bolidami, postanowiła zarobić więcej i zorganizować jeden z wyścigów Grand Prix w kraju zza tak zwanej żelaznej kurtyny, czyli w bloku, pozostających pod wpływem sowieckim, państw socjalistycznych. Początkowo myślano oczywiście, by „komunistyczne” GP odbywało się po prostu w jaskini lwa, czyli w Moskwie. Rozmowy trwały długo i co chwilę pojawiały się kolejne żądania i ograniczenia ze strony Rosjan. Dlatego w efekcie FIA rozpoczęła negocjacje z Węgrami. Ci uznali, że jest to doskonały sposób nie tylko na zyski ale przede wszystkim na promowanie ludowej republiki.

Rozpoczęto budowę toru, w podbudapeszteńskim Mogyorod, przystosowanego do przyjęcia bolidów F1. Zyskał nazwę Hungaroring a prace trwały zaledwie osiem miesięcy – prawdziwie socjalistyczny przykład „dobrej roboty”. Wszystko gotowe było w roku 1986.

Wprowadzenie węgierskiego Grand Prix do kalendarza mistrzostw świata Formuły 1, było wielkim wydarzeniem. Budapeszt przeżył tamtego sierpnia prawdziwy najazd. Przed hotelem, gdzie mieszkali kierowcy, wystawione były błyszczące w słońcu bolidy. Turyści z całej Europy, w tym mnóstwo Skandynawów, robili tysiące zdjęć. Na Hungaroringu pojawiali się od początku także Polacy, a kiedy w doborowej stawce najlepszych kierowców świata pojawił się Robert Kubica, jego fanów z biało-czerwonymi flagami nie brakuje.

Tor Hungaroring ma długość 4381 metrów. Podczas zawodów F1 pokonywany jest 70 razy. Projekt węgierskiego inżyniera Istvana Pappa pomyślany został tak, by widzowie cały czas widzieli jak najwięcej. Odbyło się to jednak kosztem osiągów i Hungaroring uznawany jest za jeden z najtrudniejszych torów. Porównywany jest w związku z tym do ulicznego toru w Monte Carlo.

Pierwszy wyścig, rozegrany 10 sierpnia 1986 roku, zgromadził na trybunach niemal 200 tysięcy widzów. To tym bardziej niesamowite, że bilety były wyjątkowo drogie – jak na socjalistyczne warunki, przekraczały i to znacznie, średnią miesięczną pensję krajową. Historyczny bieg wygrał Nelson Piquet w Williamsie. Zresztą rok później także tam triumfował.

Rekord toru należy obecnie do kierowcy teamu Red Bull, Australijczyka Marka Webbera, wynosi 1 minutę 21,931 tysięcznych sekundy, bo czas pokonywania okrążeń mierzony jest w F1 z taką właśnie dokładnością. Najczęściej triumfował na węgierskim torze legendarny Michael Schumacher, który stawał tam na najwyższym stopniu podium aż czterokrotnie.

W tym roku, oczywiście w sierpniu, GP Węgier rozegrane zostanie po raz 25. Przy okazji takiego jubileuszu wypada jedynie trzymać kciuki za naszego kierowcę.

Lotnik pod mostem

Druga połowa sierpnia w Budapeszcie należy do szalonych pilotów. Dwa dni, 19 oraz 20 dzień tego właśnie miesiąca, upłyną pod znakiem ewolucji przeczących prawom fizyki, spektakularnym przelotom pod mostem i okrzyków zachwytu wydobywających się z setek tysięcy gardeł, zgromadzonych na obu brzegach Dunaju widzów. Oto cały urok Red Bull Air Race, który w stolicy Węgier rozegrany zostanie siódmy raz z rzędu.

Cyrk straceńców, jak czasami mawiają o niezwykle odważnych pilotach, którzy w małych sportowych samolotach stają w szranki tego niezwykle trudnego konkursu, wymyślony został w 2002 roku. Red Bull, znany z opieki nad amatorami najbardziej wymyślnych i karkołomnych dyscyplin, zainwestował i błyskawicznie rozpropagował samolotowe połączenie akrobacji i wyścigu na czas.

Air Race to dyscyplina polegająca na locie po wyznaczonej trasie – w Budapeszcie nadmuchiwane, dwudziestometrowe pylony stoją w wodzie Dunaju. Tor ma około pięciu kilometrów, bramki wyznaczone przez pylony mają dwa kolory – niebieskie są dla pilota informacją, że pokonuje je lotem poziomym, zaś te czerwone musi pokonać „w pionie” czyli przechylając maszynę niemal o 90 stopni. Wszystko oczywiście odbywa się na czas, więc ewolucje przypominają cyrkowy popis trwający dosłownie kilkadziesiąt sekund. Wszystko ocenia komisja sędziowska, jeśli jakaś ewolucja nie jest wykonana zgodnie z przepisami – pilot dostaje karne sekundy, doliczane do całkowitego czasu przelotu. Prędkości uzyskiwane podczas przelotu dochodzą do 370 kilometrów na godzinę, a olbrzymie przeciążenia nawet do 12 G.

W 2009 roku imprezy Red Bull Air Show przyciągnęły w sumie 3,5 miliona widzów. W tym roku impreza odbywa się w 8 miastach na 5 kontynentach. Weźmie w nich udział 15 pilotów – wśród nich doskonały, doświadczony i oczywiście uwielbiany przez Węgrów, ich rodak – Peter Besenyei.

Sezon 2010 wystartował w marcu w Abu Dhabi, potem ścigano się w australijskim Perth a w czerwcu impreza zawitała do Windsor w Kanadzie i do Nowego Jorku. Teraz Air Race przeniósł się do Europy. Początek lipca to impreza pod Berlinem, potem właśnie wielka feta w Budapeszcie i wrześniowy finał w Lizbonie.