KSIĄŻKI
poleca Leszek Bugajski
Dwa pomniki
Dwóch „ojców założycieli” angielskiego rocka i dwie książki o tym samym tytule: „Życie”. I wiadomo o co chodzi: sławni weterani, współtwórcy kulturowego przełomu lat 60. ubiegłego wieku, mają swoje pomniki, zresztą zasłużone, choć na razie papierowe. Jeden – Keith Richards – sam go sobie wzniósł pisząc autobiografię.
Drugi – Paul Mc Cartney – dał się opisać muzycznemu dziennikarzowi, jak przystało na klasyka. Obie książki są lekturą fascynującą, bo pokazują kulisy rockandrollowego życia i odsłaniają to, co rozgrzewało wyobraźnię fanów na całym świecie, czyli miotanie się gwiazd w magicznym trójkącie: seks, drugs i rock’n’roll. No i właśnie w opisie tych szaleństw obaj muzycy różnią się najbardziej – reszta, czyli praca nad piosenkami, próby, nagrania, mniej lub bardziej burzliwe życie rodzinne, jest bardzo podobna. Richards, który zawsze był „złym chłopcem” rocka poszedł na całość i pisząc o sobie i kolegach z zespołu wiele chyba nie ukrył: są kłótnie, bójki, zazdrość, zdrady, złośliwości.
McCartney przez lata kreowany był na jego przeciwieństwo, jako dobrze ułożony, pracowity muzyk i hołdujący mieszczańskiemu stylowi życia przedstawiciel angielskiej klasy średniej. No, ale w burzliwych latach młodości obaj lubili przyćpać, tyle że Beatle robił to zawsze jakby na pół gwizdka, chyba tylko dlatego, że taki styl życia obowiązywał i autor jego biografii opisuje te ekscesy ostrożnie i z wyraźnym szacunkiem. O jego koledze z Rolling Stones mówi się, że wciągnął już całą tablicę Mendelejewa i on sam, relacjonując swoje życie, nie ukrywa, że po prostu lubił to robić. No, ale teraz obaj są starszymi panami, którzy starają się sprostać własnym legendom.
McCartney publicznie zawsze występuje w marynarce i zabiera się za komponowanie muzyki klasycznej, Richards nadal chce grać rocka i w zbiorowej świadomości utrwala swój wizerunek, jako złachmaniony pirat i wyluzowany ironista.
Keith Richards: „Życie”. Wyd.Albatros A. Kuryłowicz
Peter Ames Carlin: “Paul McCartney. Życie”. Wyd. Axis Mundi
Przed końcem świata
Nowy autor, wypróbowany wzór i w efekcie niezła literatura. Retro-kryminały to – od czasu sukcesu książek Krajewskiego o detektywie z miasta Breslau – polska specjalność. Tyle że Zbigniew Białas pisząc swoją powieść, ulokowaną w ostatnim roku przed wybuchem I wojny światowej w Sosnowcu, przesunął akcenty i powstała opowieść bardziej obyczajowa, niż sensacyjna. Ówczesny Sosnowiec to społeczny i obyczajowy tygiel rozwijającego się zagłębia przemysłowego i najdalej na zachód wysunięte miasto rosyjskiego imperium naznaczonego zbliżającym się już rozpadem. Świetnie i wiarygodnie opisane, no a trup też jest, bo bez niego ani rusz w dzisiejszej literaturze rozrywkowej.
Zbigniew Białas: „Korzeniec”. Wyd. mg