Nie znam nikogo, kto, wybierając się do Francji, nie liczyłby na to, że się porządnie naje. Bo jest to kraj, który smakiem stoi i wystarczy wejść do pierwszej lepszej restauracji, by się o tym przekonać. Najlepiej, by ta restauracja znajdowała się w uznanym pod kątem kulinarnym regionie.
Bez wątpienia należy do takich Rodan-Alpy (znany u nas jako Alpy Francuskie) – ojczyzna doskonałych win, mięs, ryb, no i oczywiście serów, bez których trudno tu naprawdę się obejść, o czym świadczy cała masa specjalistycznych sklepów „serowych”, rozsianych po górskich miasteczkach.
W takim sklepiku, zwykle prowadzonym przez niezmiennie uśmiechnięte panie sprzedawczynie, miłośnik serów zwyczajnie się zatraci. Bo jak tu nie doznać zawrotu głowy w zetknięciu z tymi wszystkimi pleśniami, zapachami i niezwykłymi czasem kształtami?
Zawrotu głowy trudno uniknąć, dlatego, jeśli znajdziecie się w Alpach Francuskich, to koniecznie miejcie ze sobą ten numer BT. Poniżej kilka godnych polecenia gatunków sera, których zdecydowanie trzeba tam spróbować.
Condrieu to niewielka gmina na zachodzie regionu, która szczyci się kozim serem Rigotte. Jest to serek o bardzo niepozornym wyglądzie, okrągły i miękki. Wystarczy jednak go skosztować, by przekonać się, jaką moc może kryć w sobie kilkucentymetrowej średnicy serowy krążek – poczujemy nutę miodu i akacji, co pozostawi nas w kulinarnym zadziwieniu.
Innym godnym polecenia serem jest Reblochon z Sabaudii. Ten średnio miękki ser o orzechowym smaku, ma ciekawą historię, od której zresztą pochodzi jego nazwa (oznacza „ponowne dojenie”) – otóż w XIV wieku hodowcy krów byli obłożeni podatkiem od ilości wytworzonego mleka – w związku z tym starali się nie doić krów do końca, potem potajemnie doili je jeszcze raz i właśnie z tego mleka wytwarzali ser. Co tu pisać – pychota!
Aż 11 litrów mleka potrzeba, by wyprodukować kilogram innego doskonałego sera, który powstaje wysoko w górach – Beaufort. Ten twardy ser pochodzi jeszcze z czasów rzymskich. Dojrzewa przez 6-12 miesięcy w chłodnej piwnicy, dopiero wtedy nabiera charakterystycznego żółtego koloru. Konsystencją najbliżej mu do znanego i u nas gruyere, smak ma dość delikatny.
Doskonale nadaje się do wytwarzania fondue – ponieważ szybko rozpuszcza się pod wpływem ciepła. Bresse Bleu to kolejny specjał serowy Alp Francuskich. Ten serek jest pleśniowy, ma smak pieczarek, z zewnątrz porasta go pleśń biała, z kolei w środku znajdziemy pleśń niebieską. Zaczęto go produkować w czasie drugiej wojny światowej, a popularność zdobył w latach 50-tych. Dzisiaj przez wielu uważany za jeden z najlepszych serów francuskich.
Niewielki kozi serek z czarną nalepką tylko wygląda niepozornie – Picodon z Drôme to ser dla smakoszy. Picodon dźwiga na sobie długą i bogatą historię – tradycja jego produkcji pochodzi ze średniowiecza. To właśnie z tych czasów, z miejscowego slangu, pochodzi jego nazwa, która oznacza „ostry”. I to właśnie określa jego charakter smakowy, co zapewnia niezapomniane wrażenia.
Na koniec jeszcze jedna propozycja. Saint-Félicien – ser, który nie dość, że ładnie się nazywa, to i wygląda – to taki kremowy placuszek. Niegdyś produkowany z mleka koziego, obecnie z krowiego, ma delikatny smak, rozpływa się w ustach.
Na koniec chciałbym wyjaśnić pojęcie, z którym każdy, kto chce kupić dobry ser, zetknąć się musi. Niejeden sprzedawca pochwali się turyście, że ser z jego regionu ma AOC. Co to takiego? Appellation d’origine contrôlée to nic innego, jak certyfikat jakości nadawany przez francuskie ministerstwo rolnictwa. Trudne do zdobycia, jest więc czym się chwalić. No cóż, po napisaniu takiego tekstu nie pozostaje mi nic innego, jak iść do kuchni i ukroić sobie kawałek francuskiego sera… Smacznego!