Tradycja En Primeur obejmuje głównie dwa najbardziej prestiżowe regiony winiarskie Francji, czyli Bordeaux i Burgundię, aczkolwiek z czasem dołączyły do niej inne, jak choćby portugalskie Porto.
Na przełomie marca i kwietnia producenci otwierają swoje piwnice dla dziennikarzy, krytyków winiarskich i handlarzy, by Ci spróbowali wina prosto z beczki, które starzeje się od zaledwie kilku miesięcy. Na podstawie wstępnych ocen ustala się cenę. Producent określa też liczbę butelek, którą przeznacza na sprzedaż tą drogą. En Primeur jest szczególnie atrakcyjne dla koneserów wina, którzy posiadają własne piwnice i mają okazję je częściowo zapełnić po znacznie niższej cenie. Ewentualne ryzyko, związane ze spadkiem wartości wina, nie zagraża im, ponieważ nie zamierzają go sprzedawać, a jedynie pić.
Trochę inaczej wygląda sytuacja tych, którzy En Primeur chcieliby potraktować inwestycyjnie. Czeka na nich całe mnóstwo pułapek. Przede wszystkim wino, które zamierzamy kupić, jest podczas degustacji mocno niegotowe – ledwo po zakończeniu fermentacji, wciąż szorstkie i nieokrzesane. W Bordeaux jest dodatkowy haczyk, ponieważ, jak wiadomo, ogromna większość win z tego regionu to blendy czyli mieszanki win z różnych szczepów. A każdy szczep starzeje się w osobnych beczkach. Producent przed En Primeur tworzy eksperymentalny blend na potrzeby degustacji, który spodziewa się powtórzyć przy butelkowaniu. Jednak wino, które jest oceniane podczas degustacji, może znacznie się różnić kompozycją od tego, które trafi do butelki. Poza tym dany rocznik może zawieść pokładane w nim nadzieję i wraz z jego wejściem na rynek, jego cena może znacznie odbiegać od oczekiwanej, co powoduje paniczne reakcje inwestorów i masowe wyprzedaże wina po cenach niższych niż te z En Primeur.
Tak na szczęście nie dzieję się często i z równym prawdopodobieństwem można oczekiwać przyzwoitego zysku. Przykładowo wino Chateau Latour z rocznika 1982 na En Primeur w 1983 roku kosztowało równowartość 1500 PLN, natomiast dziś można je sprzedać nawet za kilkanaście tysięcy złotych. Rzadko jednak czeka się tak długo na sprzedaż, bo największy wzrost cen przypada najczęściej na moment wypuszczenia wina na rynek.
Na to wszystko nakłada się jeszcze jedna rzecz. Trzeba pamiętać, że większości próbujących wino i ustalających cenę na En Primeur, zależy, by cena ta była jak najwyższa, a rocznik 2009 jest o tyle nietypowy, że w realiach trwającego kryzysu jego cena decyduje często o być albo nie być danej winnicy. Wielki rocznik, za jaki uznaje się 2009, bardzo był potrzebny dla stabilności ekonomicznej Bordeaux i trzeba samemu ocenić, na ile prawdopodobny jest tak cudowny zbieg okoliczności.
Tak czy inaczej En Primeur to ekscytujący czas i okazja do spróbowania świetnych win. A gdy sesja na giełdzie wina się zakończy i rozpoczyna się długi okres oczekiwania na zabutelkowanie kupionego wina, warto ubarwić ten spokojny czas kieliszkiem dobrego Prosecco, które prestiżem znacznie ustępuje francuskim gigantom, ale jakością może zaskoczyć niejednego.