Pierwszy C4 zyskał genialną reklamę dzięki rajdom samochodowym, bo to właśnie za kierownicą takiego auta (oczywiście wyczynowego) Sebastien Loeb aż siedem razy zdobył tytuł mistrza świata WRC. Samochód szokował też linią, ale przede wszystkim nietypowymi rozwiązaniami na pokładzie. Inżynierowie Citroena zamontowali w nim wiele sprytnych gadżetów – od kierownicy z nieruchomym, wewnętrznym panelem ze sterowaniem radiem i klaksonem oraz reflektorów kierunkowych (doświetlały łuki) poprzez system sygnalizujący opuszczenie pasa ruchu i czujniki kontroli ciśnienia w oponach po rozpylacz perfum. Nie, nie zapachów, ale właśnie perfum – Francuzi uznali, że komfort jest najważniejszy.
Nie powinno nikogo dziwić, że poprzedni C4 świetnie się sprzedawał. Teraz jednak przyszedł czas na zmiany, bo rynek się zmienił, i zrobił jeszcze bardziej wymagający. Co więc postanowili panowie z Citroena? Postawili na jeszcze większy… komfort. Po pierwsze rozmiary i wykończenie.
Najnowszy C4 urósł, żeby pasażerowie mogli mieć więcej miejsca w kabinie, a w bagażniku zmieściło się jeszcze więcej walizek (pojemność udało się powiększyć do rekordowych 408 litrów; takiego bagażnika nie znajdziemy w autach konkurencji), deska rozdzielcza jest z miękkich tworzyw, a sam samochód został jeszcze lepiej wyciszony (w myśl zasady mniej wibracji i hałasu – mniejsze zmęczenie, a za to większa radość z jazdy) oraz wyposażony tak jak limuzyny. Nie przesadzam! W salonie można zamówić C4 nie tylko ze skórzaną tapicerką czy szklanym dachem (to znane i oklepane), ale nawet z fotelami masującymi zbolały krzyż właściciela i z bezprzewodowym dostępem do Internetu.
Grunt to personalizacja
Terminy marketingowe nam dziennikarzom są obce, ale w tym konkretnym przypadku sformułowanie jest odpowiednie i bardzo na miejscu. Nowego Citroena można dopasować nie tylko do upodobań, ale również własnego nastroju. W jaki sposób? Francuscy spece twierdzą, że sztuka kryje się w detalach – podświetleniu zegarów oraz rodzaju sygnałów, którymi – w różnych drogowych sytuacjach – samochód próbuje nas ostrzegać. Właśnie dlatego w C4 można dopasowywać kolor nie tylko tła zegarów, ale również zmieniać odcień ich obwódek. Z tego samego powodu Citroen w menu ma kilka różnych dźwięków ostrzegawczych, które można wybierać i dopasowywać do konkretnych „alertów” niczym dzwonki polifoniczne do różnych tzw. profili telefonu komórkowego.
Tylko sprawdzone rozwiązania
Wszystkie Citroeny słyną z funkcjonalności – w autach tego koncernu znajdziemy liczne, w dodatku przemyślane schowki. Nie inaczej jest w nowym C4. W wersji z bezsprzęgłową, sterowaną elektronicznie skrzynią biegów ESG (powiedzmy, że działa jak ta automatyczna) przegrodę między przednimi fotelami zamieniono w wielką lodówkę. Dosłownie i bez przenośni – w chłodzonym wnętrzu tego „pudła” zmieszczą się aż cztery, półlitrowe butelki z napojami.
Nie można powiedzieć, że C4, który w Polsce pojawi się już wkrótce, jest tylko autem odświeżonym, po tzw. liftingu. Citroen zbudował bowiem całkiem nowy samochód, który – choć zamontowano w nim więcej – waży nieco mniej. To najlepszy dowód, że nad konstrukcją C4 naprawdę sporo popracowano. Jedynie silniki się nie zmieniły, bo to akurat zrozumiałe – klienci nie lubią niedopracowanych rozwiązań. Wybór jest przy tym szeroki, zarówno jednostek benzynowych jak i wysokoprężnych. Czy będzie coś nowego? A i owszem – dieslowska mikro-hybryda, czyli – tłumacząc nieco skomplikowaną nazwę – auto z Dieslem i systemem Start&Stop (pod światłami silnik będzie się wyłączał, a z chwilą włączenia sprzęgła, znowu zaskoczy, w dodatku bez typowego szarpnięcia). Dzięki wszechobecnej elektronice będzie można oszczędzać portfel i Matkę Naturę. Gadżety gadżetami, ale to też się liczy. Nie tylko dla producentów C4.