Fiesta i siesta

Autor tekstu: , Data publikacji:

Przegrywasz codzienny wyścig z czasem. Chcesz ciszy, spokoju, ciepła. Ogarnąć świat w zamkniętych ramach. Marzy ci się jakaś mała wyspa na ciepłych morzach. Hiszpańskie Baleary? Ale tam hałas, tłumy, głośna muzyka, handel. Spokojnie… na początku archipelagu jest oaza ciszy – Minorka.

W naszym zwariowanym świecie ta niewielka wyspa o wymiarach 50 na 16 km rządzi się własnymi prawami. Tylko 5% powierzchni wyspy oddane jest pod zabudowę i to niską. Żadnych hoteli-molochów, apartamentowców, pustych po sezonie willi na wynajem. Kto chce tu zamieszkać, musi stać się rolnikiem. I naprawdę musi uprawiać ziemię. Jedna główna droga wije się wśród wzgórz wzdłuż wyspy. Na jej końcach przycupnęły w głębi zatok dwa miasteczka. Krajobraz kusi sielskością i zaciszem. A skusić dają się przede wszystkim rodziny z dziećmi, seniorzy, samotnicy, żeglarze.

Tradycja i nowoczesność

Hoteli można szukać w którymś z dwóch miasteczek: Ciutadelli lub Mahon. Położone – każde na swoim krańcu wyspy – toczą ze sobą odwieczny spór o prymat. Ciutadella – nobliwa i tradycyjna, Mahon – biznesowe i nowoczesne. Tam kultura, tu pieniądze. Jak Kraków i Warszawa – w proporcjach małej wyspy oczywiście. Oba uważają się za stolicę Minorki, jedno z wyroku administracyjnej decyzji, drugie na mocy historii. I dziś, jak przed wiekami, biada wyspiarzowi, który zaślepiony miłością znajdzie wybrankę we „wrogiej” miejscowości.

Zaiste prawdziwie hiszpański to spór! Bo też od 1286 roku, czyli od wypędzenia arabskich Maurów wyspa jest dumną częścią królestwa Hiszpanii, a wśród mieszkańców dominuje dialekt kataloński. Również geograficznie cały archipelag Balearów to przedłużenie hiszpańskich Gór Betyckich, za przyczyną tektonicznych ruchów oddzielony 200-kilometrowym pasem Morza Śródziemnego od stałego lądu.

Jako prowincja graniczna wyspa wielokrotnie ulegała najazdom, w wiekach nowożytnych najczęściej ulegając Turkom, Francuzom i Anglikom. Potomkowie tych ostatnich nadal mieszkają na wyspie, a ich domy wyróżniają się czerwonymi fasadami.

Anglicy chcąc patrolować wybrzeża wyspy, wybudowali wokół niej konny trakt (cami de caballs) wijący się bezdrożami wzdłuż brzegu i okraszony kilkoma strażniczymi wieżami. Dziś to najwygodniejsza i zarazem najbardziej malownicza trasa zwiedzania wyspy, dostępna dla ruchu pieszego, rowerów i koni oczywiście.

Na Minorce można bez problemu i niedrogo wypożyczyć samochód, ale osobiście jako środek transportu polecam bardziej wszędobylski rower. Jedyna droga biegnąca przez środek wyspy ma bowiem niewiele poprzecznych rozgałęzień. Rowery są tu zresztą bardzo popularne wśród turystów, w końcu to wyspa z zasadami.

Każdemu jego rogalik

Jedną z tych zasad jest brak prywatnych, hotelowych, grodzonych plaż. Wszystkie są nasze, czyli państwowe i ogólnodostępne. W wypadku Minorki wcale nie oznacza to tłoku. Wybrzeże wyspy usiane jest bowiem setkami łukowato wygiętych, dzikich plaż rozdzielonych skalnymi ostrogami, a od wnętrza oddzielonych kilkumetrowym klifem. To urok minorkowego plażowania – każdy może sobie tu znaleźć swój własny piaszczysty rogalik, na który dotrze rowerem lub łodzią. Nie jest to nasz bałtycki kwarcowy piasek, raczej wapienny, czerwonawy i bardziej ilasty, ale miejscowi traktują go jak błoto lecznicze, smarując nim całe ciało. Peelling zapewniony.

Najważniejsze, że zejście do morza jest łagodne i piaszczyste, a woda czysta i ciepła, choć diabelnie słona. Morze też jest tu jakby bardziej naturalne niż na sąsiednich wyspach, nie ma hałaśliwych sportów wodnych, skuterów, motorówek. Za to jest FALA, a więc surfingowcy mają pole do popisu.

Dużą popularnością cieszy się żeglarstwo, są dwie malownicze mariny i wiele mniejszych przystani. Można wyczarterować jacht i pływać po całych Balearach zahaczając też o Barcelonę. Nawigacyjnie jest to akwen łatwiejszy niż Adriatyk czy morze Egejskie, a ceny podobne. Tygodniowy czarter jachtu dla 7–8 osób można zamknąć kwotą 1200 euro. Zresztą łodzie nie rażą tu swoim przepychem, jak w „nowobogackich” portach, więc polski wilk morski czuje się swojsko. Dla niewtajemniczonych w żeglarskie arkana do dyspozycji są kajaki, licznie pływające we wszystkich zatokach, a także wycieczkowe statki i promy zapewniające komunikację między wyspami archipelagu.

Fauna i flora morskich głębin daje się poznać na kilka sposobów: przez szybę w dnie wycieczkowego statku, bezpośrednio twarzą w twarz – jeśli nurkuje się na przybrzeżnych płyciznach lub… organoleptycznie – korzystając z tradycyjnych targów rybnych, np. w Mahon. Tu wejdziemy w bliski kontakt z miejscowymi homarami, dla których wpada na wyspę król Juan Carlos, drapieżnymi skorpenami z jadowitymi kolcami czy smakowitymi rybami gallo.

Kamienny świat

Morze to lazur, zaś wnętrze wyspy to ciepły koloryt wapiennej żółci. W folderach co prawda wyspie nadaje się przydomek „zielona”, ale letnie susze powodują, że zdecydowanie przeważają barwy ziemi i skał. Z tego powodu na datę odwiedzin lepiej wybrać miesiące wiosenne lub jesień. Zimą temperatura spada do kilkunastu, nawet kilku stopni, zaś raz na kilkadziesiąt lat z nieba sypie śnieg. Taki rok przechodzi do legendy i zwany jest „białym”.

Krajobraz Minorki jest kamienisty zarówno z powodu niewysokich skalistych wzgórz jak i kamienia używanego jako podstawowy budulec. Charakterystyczne i malownicze są murki pobudowane ze starannie dopasowanych kamieni, a zastępujące nasze miedze. Pomiędzy nimi pasą się tradycyjnie tutaj hodowane duże, czarne konie. Między wzgórzami przebłyskują piaskowe fasady farm z kolorowymi okiennicami i kwiatami wspinającymi się po ścianach. Część gospodarstw zajmuje się uprawą winorośli, w innych innych hoduje się krowy i owce.

Kamienne budowle mają na Minorce długą tradycję. Sprzed trzech tysięcy lat pochodzi Naveta des Tudons, kopulasty grobowiec, w którym znaleziono szczątki stu szkieletów. 1000 lat p.n.e. ciała zmarłych składano przed wejściem na pożarcie dzikim zwierzętom, a kości wsuwano potem przez wąski otwór do wnętrza grobowca. Przemieszane leżały tam do 1975 roku, kiedy budowla została odkryta. Wielką atrakcją historyczną są też kamienne megalityczne Torralba Taula wyglądające jak kamienny stół na 5-metrowej nodze. Tradycja budowania z kamieni w karykaturalny sposób przetrwała do dziś, gdyż wśród mieszkańców popularne jest wznoszenie półmetrowych piramidek mających absorbować energię kosmosu.

Wino, konie i śpiew

Ja wolałam czerpać energię z półmisków. Regionalne kulinaria nie różnią się zbytnio od hiszpańskiego standardu. Ciekawostką jest, że popularny na całym świecie majonez wywodzi się właśnie z Minorki i jako sos z Mahon (salsa mahonesa) został po raz pierwszy podany w 1756 roku na cześć francuskiego admirała, księcia de Richelieu.

Moje podniebienie podbiły bardzo słone i twarde żółte sery podawane z miejscowym czerwonym winem – jak wszędzie w Hiszpanii – godnym polecenia. Ale prawdziwym regionalnym trunkiem jest tu pomada – drink na bazie miejscowego ginu Xoriguer i soku cytrynowego. Pomadę pije się powszechnie, a tradycja wymaga, by podana była w dużych ceramicznych butlach z uchem.

Na wyspie dominują cisza i spokój, ale nie byłaby to Hiszpania, gdyby i tu nie znalazła się oaza, czy raczej grota zabawy. Jeden z mieszkańców wydzierżawił bowiem położoną na uboczu, legendarną skalną grotę Cova de Xoroi i przerobił ją na wielki rozrywkowy klub. Jest tu kilka barów, tarasów widokowych i wiele zakamarków. Każdego wieczoru gromadzą się tłumy miejscowych i turystów, by z tarasów na klifie podziwiać zachód słońca, a potem w rytm dyskotekowej muzyki oddać się uciechom nocy.

Inną okazją do zabawy są tradycyjne fiesty. 7 września w Mahon odbywa się celebracja Święta Matki Boskiej Łaskawej. Całe miasto ogarnia szał radości, bawią się wszyscy – spontanicznie, bez barierek i scen. Cała ulica uczestniczy w imprezie. Z okien wsparte na poduszkach spoglądają nobliwie wystrojone señory. Ludzie biegają, krzyczą, śpiewają, a wszystko z uśmiechem na ustach, bez cienia agresji.

Kulminacją fiesty jest parada, w której głównymi bohaterami są farmerskie konie. Je również ogarnia szał zabawy i z rozwianą jak na obrazie Podkowińskiego grzywą, stają dęba i podtrzymywane przez ludzi starają się przejść jak najdłuższy odcinek. Miejscowi rolnicy wieki temu (nim poznali piłkę nożną) w ten sposób zaspokajali swoją potrzebę męskiej rywalizacji. Do dziś tylko oni oraz burmistrz i ksiądz mogą uczestniczyć w tych zawodach. I, oczywiście, konie – choć akurat ich nikt o zdanie nie pyta…