Za ostatni grosz
Zaczęło się wszystko od tego, że (jak wielu innych Polaków) nie było mnie stać na wczasy. Kombinowałem więc samodzielnie: noclegi, wyżywienie, wizy, formalności, te sprawy – okazało się, że wszystko się da zrobić, tylko że jest to bardzo czasochłonne, więc po dwóch latach takiej orki dałem sobie spokój. W tamtym czasie do ofert last minute podchodziłem co najmniej nieufnie, wychodząc z założenia, że jak coś się w biurze podróży nie sprzedało normalnie i teraz jest przecenione, to musi być w tym jakiś haczyk. Prawdę mówiąc dość często rzeczywiście są różne minusy takiej oferty, ale kwestia ich uciążliwości zależy wyłącznie od naszych wymagań.
Pamiętam na przykład, że kiedyś kupiłem wycieczkę do Grecji przecenioną o ponad 50%. Byłem przygotowany na to, że w cenie mam tylko śniadania i że hotel będzie miał dwie gwiazdki, natomiast ponieważ wycieczka była przewidziana na okolice szczytu urlopowego i hotele były niemiłosiernie zapakowane, mnie i kilku innych „lastowiczów” przekwaterowywano chyba ze 4 razy w ciągu tygodnia. Nie było to może najwygodniejsze, ale za to ile się Grecji nazwiedzałem dzięki temu, to moje – i to często takiej, do której bym w życiu nie dotarł siedząc w jakimś wypasionym hotelu „all inclusive” tuż nad morzem.
Nie wszystko złoto, co się świeci
Dobrze jest jednak pamiętać o tym, że nie każda oferta last minute jest warta rozważenia. Z osobistego doświadczenia wiem na przykład, że w ogóle nie ma sensu się pakować do Egiptu w lipcu i sierpniu – chyba, że ktoś bardzo chce zostać frytką. W tamtym kierunku najlepiej pojechać sobie w styczniu albo w lutym: dużo mniej turystów, dużo przyjemniejsze temperatury.
Wróćmy do przecenionych wycieczek. Dla przeciętnego Kowalskiego fakt, że dana oferta last minute wisi sobie przez dłuższy czas w witrynie biura podróży jest mało znaczący, ale (znów z doświadczenia) doradzam takich wyjazdów unikać – zwykle są to przypadki, w których naprawdę jest coś nie tak. Dobre oferty last minute są dostępne bardzo, bardzo krótko. I nigdy przez 2 tygodnie. A jeśli już się zdecydujemy na taką wycieczkę, to od razu warto zapytać, w czym tkwi haczyk – unikniemy rozczarowań (albo wyjazdu).
Najlepszym w mojej opinii czasem na kupowanie wycieczek last minute jest końcówka sezonu: większość turystów już się wtedy wywczasowała, więc w hotelach jest puściej, a to znaczy, że spada ryzyko przekwaterowania i będziemy mogli dłużej poprzebywać w kwaterze o wyższym standardzie. Dla mnie osobiście największą jednak korzyścią końcówki sezonu jest to, że na ulicach panuje dużo mniejszy tłok, dzięki czemu bardziej odpoczywam, a to według mnie jest bezcenne – w końcu wyjeżdża się na wakacje, żeby się zrelaksować i zobaczyć coś ciekawego, a nie po to, żeby się opalać na plaży, bo to mogę zrobić nad Bałtykiem…
Pieniądze to nie wszystko, ale…
…bez nich nie zapłacimy nawet za najfantastyczniejszą ofertę last minute. Przeważnie jest tak (znów bazuję na własnych doświadczeniach), że w chwili, kiedy znajduję wycieczkę, którą chcę kupić, nie mam tyle gotówki, żeby za nią zapłacić. A przecież jak nie zapłacę od razu, to mi ktoś ją wykupi. Prawa Murphy’ego działają tu wręcz modelowo. Pożyczenie pieniędzy od znajomych, kolegów, przyjaciół czy nawet rodziny nie wchodzi w grę, bo przecież każdy ma wydatki i nikt nie ma oszczędności.
Dla mnie najlepszym rozwiązaniem okazała się najzwyklejsza w świecie pożyczka bez zaświadczeń w firmie chwilówkowej (dla zainteresowanych link do tej firmy tutaj) – formalności w banku trwają za długo, a pieniądze dostaje się i tak następnego dnia. Chwilówkę za to da się na upartego załatwić w kwadrans czy 20 minut, więc szansa na przepadnięcie oferty jest zdecydowanie mniejsza, a koszty takiej pożyczki zaciągniętej na tydzień czy dwa (do najbliższej wypłaty) są naprawdę niskie. No i mam wycieczkę.
A skoro już o pieniądzach mowa, to jeśli kupujemy last minute w jakimś renomowanym biurze podróży, zwykle nie ma się czego obawiać, bo raczej nie będą próbować nas oszukać. Jeśli jednak trafia się wyjątkowa superokazja w małym, niemal nieznanym biurze, to zawsze trzeba się dowiedzieć, czy ta impreza nie ma przypadkiem kosztów dodatkowych w postaci wysokich dopłat za wyżywienie, za klimatyzację w hotelu (zdarza się, sam doświadczyłem!), za korzystanie z infrastruktury hotelowej w rodzaju sauny czy basenu albo za dodatkowe ubezpieczenie, które okazuje się całkowicie niezbędne w docelowym kraju.
Mówiąc krótko: oferty last minute to dobra okazja do spędzenia wakacji za granicą, ale trzeba ją umiejętnie wykorzystać, nie spodziewać się ultrawysokiego standardu, a przede wszystkim należy rozsądnie je wybierać – mam nadzieję, że ten tekst rozwiał chociaż część wątpliwości związanych z ofertami last minute. Udanych wakacji!