Kim są ludzie Himba, czyli etniczna wyprawa do Namibii

Autor tekstu: , Data publikacji:

Naprawdę inna cywilizacja

Obserwuję życie wioski, tak odmienne i odległe od cywilizacji, aczkolwiek tak szczegółowo zorganizowane. Przewodnik zaprasza do wizyty w domostwie. Wchodzimy do maleńkiej chatki oblepionej charakterystyczną, pomarańczową gliną zmieszaną z krowim łajnem i gęsto pokrytą wysuszoną, ubitą trawą. Zwyczaj ludzi Himba nakazuje, że mężczyzni wchodzą pierwsi, na lewą stronę domostwa, kobiety wchodzą na prawą. Na ścianach chatki porozwieszane są skórzane okrycia, części ubioru i stojów domowników, przedmioty do pracy domowej, higieny osobistej, instrumenty muzyczne i drobiazgi codziennego użytku.

Siadamy na zamiecionej, twardo ubitej podłodze. Pomarańczowo-skóra kobieta rozkłada swoje kosmetyczne przybory: małe, skórzane pudełeczko z suszonymi roślinami i inne z ubarwioną na pomarańczowo substancją do nacierania ciała, która chroni skórę od ugryzień insektów i promieni słonecznych, nadając kobietom Himba ich charakterystycznego koloru. Na początku, pod suszonymi roślinkami, roznieca wolno-palący się żar, wydający w połączeniu z suszonymi roślinami, aromatyczny dym. Tym dymem, jak w miniaturowej łaźni kobiety okadzają się, pielęgnując swoją skórę. Do mycia ciała nie używają wody tylko tą gorącą parę. Kobiety, które spotykam we wiosce, mają piękną i gładką skórę, stąd wniosek, że codzienne „mini-spa w buszu” ma świetnie działanie!

Kobiety Himba nie tylko okadzają swoje ciało, ale też włosy, ubrania i koce. W ten sposób robią pranie. Przewodnik opowiada o przyborach codziennego użytku, które umieszczone są na ścianach domostwa. Każdy ma swój specyficzny użytek i każdy do czegoś służy. Bierze w dłonie długi przedmiot, który wygląda jak wuwuzela z piłkarskich mistrzostw świata w RPA, w 2010 roku. Wyjaśnia, że to instrument muzyczny, który Himba wykorzystują do nawoływania krów. Próbuję na nim zagrać, ale nic mi nie wychodzi. Choć tak pozornie prosto wygląda, wymaga siły oddechu i umiejętności. Przewodnik nabiera powietrza i umiejętnie prezentuje wszystkie dźwięki, które można wydobyć z tej trąby. Dudniące echo roznosi się po małej chatce. Ciekawskie, umorusane dzieci zaglądają do środka. Wychodzimy na zewnątrz, wysokostojące słońce, razi nas w oczy. W chatce było chłodno i odświeżająco. Perfekcyjne schronienie przed upalnym skwarem. Chodzę po wiosce i przez tłumacza rozmawiam z kobietami; pytają o moją rodzinę, czy mam dzieci, ile, skąd jestem, jak daleko jest mój kraj i czy jest tam gorąco? Pytają o śnieg. Dotykają moich włosów, ramion i dłoni. W małej, przewiewnej zagrodzie zrobionej z drewnianych palików i daszku, „mama Himba” usypia maleńkie dziecko. Leży na macie z trawy, na ziemi. Baczna mama siedzi przy nim, chroniąc go od much, owadów i czekolowiek innego, co mogłoby go przebudzić. Inne kobiety gotują kaszkę kukurydzianą w ciężkich, żeliwnych garncach, lokanie zwanych „poiki”.

Zwierzęta jak skarb

Po oficjalnych przywitaniach i zapoznaniu się ze wszystkimi dorosłymi i starszyzną, mamy „czas wolny”, aby swobodnie rozejżeć się po wiosce. Gestykulując, przewodnik, zachęca nas do robienia zdjęć. Wyciągam aparat. Kobiety Himba uwielbiają oglądać siebie w okienku aparatu, reagując rozbawionymi uśmiechami. Obserwujemy zamknięte w zagrodzie krowy – bogactwo ludzi Himba, którzy są plemieniem pasterskim i koczowniczym. Przemieszczają się w poszukiwaniu wody, a stada codziennie wcześnie rano, wychodzą na pastwiska. Himba czczą swoje zwierzęta. Są one ich najcenniejszym dobytkiem. Ludzie Himba mówią, że bez swoich zwierząt byliby niczym.

W samo południe jest tu najgoręcej. Umieszczony w centralnym punkcie wioski „święty ogień”, tli się leniwie. Od czasu do czasu, jeden z mężczyzn dorzuca kilka małych patyczków. Tradycja nakazuje, aby ogień palił się bez ustanku. Jako odwiedzający, jeszcze przed wejściem do wioski zostaliśmy pouczeni, aby nie przekraczać umownej linii pomiędzy „świętym ogniem”, a domostwem wodza wioski. Można to uczynić tylko wtedy, gdy już odwiedzi się chatkę wodza. Jest to znakiem powitania i akceptacji we wiosce.

Dzieci nabierają odwagi, aby podejść bliżej. Mała dziewczynka niesie na głowie plastikową butelkę. W swoim języku, pokazująy na moją butelkę, prosi, aby dolać wody do jej buteleczki. Nalewam wody, poczym dziewczynka uczy mnie tradycyjnych uścisków ręki. Jest bystra i ma poczucie humoru. Odchodzi uśmiechając się, z wypełnioną butelką na głowie. Inne maluchy wciąż wstydliwie chowają się za chatkami, a jeszcze inne nie zwracają na nas uwagi, zajęte swoimi figlami.

himba 1

Kobiety pozują do zdjęć: tych solo, w grupkach i z dziećmi. Popołudniowa atmosfera i upał zupełnie nas rozklejają. Na moment zapominam, która jest godzina, a nawet, który dzień tygodnia. „Perspektywa czasu” nie wydaje się tak nagląca. Zastanawiam się jak ludzie Himba oznaczają dni, tygodnie, lata? Zapomniałam ich zapytać. Zrobię to, podczas mojej następnej, „detoksyfikującej” wizyty „z dala od cywilizacji”.

——————-

Marta i Philip Smaruj prowadzą w Namibii firmę safari Wild Wind Safaris, organizującą wyprawy z polskim przewodnikiem, dla grup i indywidualnych podróżników. Zapraszają na spotkanie oko-w-oko z dziką zwierzyną Afryki, wycieczki etniczne do ludzi Himba i Buszmenów, wyprawy luksusowe, fotograficzne, krajobrazowe, rodzinne safari i self-drive. Więcej informacji na stronie www.wildwindsafaris.com

(Etniczna wyprawa do ludzi Himba może być połączona z wyprawą do Królestwa Zwierząt, Parku Narodowego Etosha i na Pustynię Namib – do krainy olbrzymich, pomarańczowych wydm)