Estate Coffe
Niewiele osób wie, jak ogromne znaczenie ma dla Duńczyków kawa. Kojarzymy ją głównie ze słoneczną Italią, ale tak naprawdę jest to duński napój narodowy. W Kopenhadze funkcjonuje kilkaset kawiarń i barów, w których możemy delektować się „czarnym nektarem”. Na próżno szukać tu kawowych globalnych sieciówek – Duńczycy są w kwestii kawy niesłychanie wybredni.
Niedaleko stacji głównej, do której kolejką z lotniska dotrze większość lotniczych pasażerów, znajduje się wyjątkowa kawiarnia. Estate Coffe nie różni się na pozór niczym od tysięcy podobnych kafejek. Ale wystarczy zamówić latte za 44 korony, by zrozumieć, dlaczego ciągną tu kawowi smakosze z całej Kopenhagi. Kawa jest po prostu pyszna – sommelier powiedziałby, że ma głęboki i intensywny smak, o odcieniu zapachu najlepszych brazylijskich plantacji. Ale Estate Coffe nie potrzebuje poezji, kawa broni się sama. Tym bardziej, że możemy zabrać ją na wynos. W kubku lub w torebce, do wykorzystania w domowym ekspresie. Istotna jest przy tym informacja, że firma zamawia zielone ziarna i wypala je w Kopenhadze sama. Efektem choćby Rio Verde Yellow Bourbon – kawa pomysłu Estate Coffee.
Estate Coffee, Gammel Kongevej 1, czynne codziennie od 10 do 22.
Tivoli
Tego miejsca nie sposób pominąć, bo kopenhaski park rozrywki Tivoli ukoi nerwy po najbardziej intensywnych rozmowach biznesowych. Tu można rozluźnić krawat i przenieść się w świat rodem z dziecięcych fantazji. Park znajduje się nieopodal głównego dworca. Od 1843 roku odwiedziło go ponad 270 milionów osób. Trzydzieści restauracji, ćwierć setki wesoło miasteczkowych atrakcji, 400 tysięcy kwiatów, 110 tysięcy lamp, 150 koncertów i przedstawień rocznie. Wszystkiego dużo, ale niekoniecznie wszystko trzeba obejrzeć.
Potężnej dawki rozluźniającej adrenaliny dostarcza w Tivoli Demon – szalony rollercoaster, wysoki na 20 metrów, z trzema oszałamiającymi pętlami. Siedzi się w wagonikach po cztery osoby. Podróż zaczyna się od łagodnego podjazdu pod górę, a potem jest już czyste szaleństwo. Nie ma siły, każdy kto jedzie Demonem, wydziera się wniebogłosy. Przyjemność podróżowania kolejką kosztuje 25 koron.
Jeśli chcemy po Demonie wrócić do siebie, dobrze jest napić się gloggu, znanego w całej Skandynawii grzanego napoju, robionego na bazie czerwonego wina, z cukrem, cynamonem, imbirem i goździkami oraz migdałami i rodzynkami. Oczywiście, w Tivoli znajdziemy masę innych atrakcji, w rodzaju karuzel, ale warto zajrzeć do tutejszego Aquarium – to najdłuższy (30 metrów) w Europie słonowodny obiekt tego typu w postaci autentycznej rafy koralowej. Znajduje się w nim 1600 gatunków oceanicznych stworów.
Park Tivoli, Vesterbrogade 3, czynny od godziny 11, stałych godzin zamknięcia nie ma, park zamykany jest w zależności od pory roku. Wstęp 95 koron, poszczególne atrakcje płatne osobno.
Stroget
Po wyjściu przez bramę główną Tivoli trzeba skierować się w prawo i przeciąć plac Radhuspladsen, by znaleźć się na początku Stroget – składającego się z kilku ulic handlowego deptaku, ciągnącego się na długości ponad kilometra do kolejnego placu, o nazwie Kongens Nytorv.
Stroget zawsze tętni życiem, jest pełen turystów z całego świata, którzy właśnie tutaj kupują pamiątki z Kopenhagi. Znajdują się tu bary, restauracje i markowe sklepy z całego świata. Ale rasowy podróżnik zwraca uwagę na lokalne specjalności. Jako że Dania słynie z oryginalnego wzornictwa, my polecamy szczególnie Illums Bolighus. Ten, istniejący niemal od stu lat, pięciopiętrowy sklep znany jest ze szczególnie ciekawych przedmiotów wyposażenia wnętrz, zaprojektowanych przez wybitnych artystów i wyprodukowanych w Danii. Ceny nie należą do najniższych, ale na parterze znajduje się salon kuchenny, gdzie można znaleźć masę nieco tańszego kuchennego „drobiazgu”.
Illums Bolighus, Amargetorv 10, czynne od poniedziałku do piątku w godzinach 10:00 – 18:00, w piątki od 10:00 do 19:00, soboty od 10:00 do 17:00 oraz w każdą pierwszą niedzielę miesiąca od 12:00 do 17:00.
Nyhavn
Zbudowany w 1671 roku kanał o nazwie „nowy port” to doskonałe miejsce na odpoczynek po zakupowych szaleństwach. Niegdyś pełen marynarzy i pań podejrzanej konduity, jest dzisiaj Nyhavn miejscem, w którym znajdują się doskonałe restauracje i puby. Mieszczą się w smukłych, wąskich domach (mieszkał tu Hans Christian Andersen, napisał w tym miejscu swoje pierwsze utwory) o typowo hanzeatyckim wyglądzie. To doskonała okazja, by napić się piwa i posiedzieć na zewnątrz przy stoliku, wpatrując się w jachty i łodzie wycieczkowe – Nyhavn to punkt wypadowy do wodnych przejażdżek po Kopenhadze. Nie trzeba się przejmować pogodą, każda restauracja ma parasole oraz koce, na wypadek gdyby komuś było zimno.
Jeżeli jednak ktoś ma wielką ochotę na spróbowanie słynnych smørrebrød, czyli fantazyjnych duńskich kanapek, to powinien odwiedzić znajdującą się w pobliżu restauracyjkę Told & Snaps. Oferuje ona ponad 30 rodzajów kanapeczek w rodzaju chleba ze śledziem curry czy krewetkami z jajkiem i majonezem lub też pasztetem i bekonem. Kanapka kosztuje 64 korony, ale można też zjeść cały obiad za 178 koron – polecamy szczególnie gotowanego łososia ze szpinakiem, warzywami i dzikim ryżem w pikantnym pomidorowym sosie.
Told og Snaps, Toldbodgade 2, czynne od 11:30 do 16:00 (poza niedzielami).
Syrenka
Podobno bez niej Kopenhaga nie mogłaby istnieć. Jest symbolem tego miasta, przez wielu, o dziwo, znienawidzonym – kilka razy jej przeciwnicy odrąbywali jej głowę. Ale Den Lille Havrue, jak nazywa się z duńska, trzyma się świetnie. Jest to posąg postawiony ku czci Hansa Christiana Andersena, a właściwie jednej z jego najbardziej znanych bajek. Odsłonięty w 1913 roku, został wykonany przez rzeźbiarza Edvarda Eriksena. Choć na zdjęciach wygląda na pokaźny, w rzeczywistości jest niewielki, mierzy zaledwie 1,25 metra wysokości. Być w Kopenhadze i nie mieć zdjęcia z syrenką? To po prostu nie wypada. Znajdziecie ją przy wejściu do portu, na nabrzeżu za cytadelą. Nie sposób jej przeoczyć – zawsze są tu tłumy Japończyków z aparatami.
Christiania
Jedyne prawdziwie „wolne miasto” w Europie. Znajduje się dośc daleko od syrenki, za to po drodze na lotnisko. Można dojechać tu linią metra z okolic Nyhavn. Christiania powstała w 1971 roku na terenach byłej bazy wojskowej, które zasiedlili hippisi i bezdomni. Rządzi się własnymi prawami, od lat odmawia płacenia podatków – wspólnota zakazała na przykład poruszania się samochodem, sprzedaży i używania twradych narkotyków, a także filmowania i fotografowania mieszkańców. W Christianii mieszka niespełna tysiąc osób, a przyszłość tego niezwykłego miejsca co jakiś czas budzi w Danii ogromne spory. Najsłynniejszym miejscem jest tutaj Pusher Street. Bez trudu można dostać marihuanę (choć pamiętajmy, że w Danii posiadanie narkotyków jest przestępstwem), ale wiele osób z zewnątrz przychodzi tu wyłącznie po to, by zanurzyć się w relaksującej atmosferze tutejszych barwnych barów i restauracji.
Odwiedź stronę visitdenmark.pl