Słoneczny poranek w dzielnicy Villa Crespo. Przechadzam się brukowanymi uliczkami, udekorowanymi plakatami wyborczymi z wizerunkiem uśmiechniętej pani prezydent Cristiny Fernandez de Kirchner i sloganem „Companera, cuente con nosotros para lo que falta” (możesz zawsze na nas liczyć). Kilka tygodni po mojej wizycie w Buenos, Fernandez została wybrana na drugą kadencję, pokonując z ogromną przewagą głównego rywala, socjalistę Hermesa Binnera. Zwycięstwem tym zagwarantowała krajowi gospodarczą i polityczną stabilność, której Argentyna tak bardzo teraz potrzebuje.
– Po kryzysie gospodarczym, jakiego doświadczył ten kraj w 2001 roku, odsetek osób żyjących na skraju ubóstwa wzrósł do nieomal 50 procent – mówi Colin M. Lewis, profesor historii gospodarczej Ameryki Łacińskiej z London School of Economics. – Obecnie, prawie 60 proc. Argentyńczyków żyje się lepiej niż w latach 2000–2002. Gdyby brać pod uwagę jedynie to, Fernandez powinna zdobyć co najmniej 60 proc. głosów. Gdy okazało się, że Argentyna nie jest w stanie spłacić swojego długu zagranicznego wynoszącego 132 mld dolarów, droga do wyjścia z kryzysu wydawała się długa i kręta. Eksperci przewidywali, że kraj ten, od lat nękany przez hiperinflację (średnia z lat 1944–2010 to 215 proc.), korupcję i przewroty wojskowe, nie będzie w stanie poradzić sobie z tak poważną zapaścią. Jednakże od 2003 roku, tempo wzrostu gospodarczego Argentyny wynosi średnio 8 proc. rocznie.
Buenos Aires. Nie najdroższe miasto
– W ciągu ostatnich 7 lat w Buenos Aires zaszło wiele zmian – mówi Paul Irvine, współzałożyciel luksusowego biura podróży Dehouche, specjalizującego się w wycieczkach do Ameryki Południowej. – Rok 2003 był dość nerwowy. Na ulicach można było zobaczyć mnóstwo bezpańskich psów oraz ludzi przeszukujących kosze na śmieci. Teraz, gdy kraj otrząsnął się z kryzysu, do Buenos masowo napływają firmy z zagranicy. Ponieważ ceny gruntów są tu bardzo niskie, takiej okazji po prostu nie można przegapić. Buenos Aires uplasowało się na 159 miejscu w rankingu najdroższych miast świata, przeprowadzonym w 2011 roku przez firmę konsultingową Mercer.
Dla porównania, Sao Paulo zajęło miejsce dziesiąte, a Rio de Janeiro dwunaste. Kroki podjęte w celu zbilansowania budżetu po kryzysie, początkowo odstraszyły zagranicznych inwestorów. Dotacje na energię, które wspomogły wielu Argentyńczyków, były niedostępne dla zagranicznych firm. „Nie jestem prezydentem wielkich korporacji, ale 40 milionów Argentyńczyków” – mówiła Fernandez, broniąc swojej polityki. Zamrożono ceny energii oraz transportu, a wiele firm zostało zrenacjonalizowanych.
Inwestorzy potrzebni od zaraz
Gdy wzrost gospodarczy ustabilizował się, rząd postanowił na nowo przyciągnąć inwestorów z zagranicy. Szczególnie skutecznym bodźcem były zachęty dla firm naftowych, wprowadzone w 2008 roku. Dzięki nim chińskie firmy energetyczne Sinopec i Chinese National Offshore Oil Corporation zainwestowały w 2010 roku 13 miliardów dolarów, a w tym samym roku swoje przedstawicielstwa w Buenos Aires otworzyły firmy Repsol, Exxon Mobil oraz Apache. Z kolei w 2011 roku hiszpański gigant naftowy Repsol YPS odkrył w Argentynie pokłady ropy łupkowej o szacowanej wielkości miliarda baryłek.