Ta odpowiedź jest szczególnie trafna jeśli chodzi o płaszcze o klasycznym brytyjskim kroju. Nie wierzcie stylistom, którzy głośno krzyczą o nudzie płynącej z klasyki. To tak, jakby ktoś krytykował dzieła Michała Anioła czy Leonarda, które emanują prawdziwym pięknem z prostotą linii i optymalnymi proporcjami w roli głównej.
Ponadczasowy, męski styl to przede wszystkim Londyn, z całą brytyjską tradycją. Klasyka brytyjskiej garderoby zdecydowanie wygrywa z jednosezonowymi pomysłami stylistów i projektantów. To przecież bez tzw. prochowca, a raczej trenczu stworzonego w ubiegłym wieku dla żołnierzy armii brytyjskiej w okopach I wojny światowej, nie może się dziś obyć cały królewski dwór. Jego praktyczność i prostota dosłownie podbiły świat.
Dobry klimat
Strefa klimatyczna, w której żyjemy wymaga, aby w męskiej szafie, a raczej na męskich ramionach, pojawiał się właśnie trencz – i to co najmniej od września do maja. Opinię, że płaszcz ma jedynie przejściowy charakter można odstawić do lamusa. To nieprawda, że przed prawdziwymi mrozami ochroni nas jedynie gruby kożuch, a płaszcz przydatny jest tylko w te cieplejsze, jesienne i wiosenne dni. Dzisiejsze zimy nie zmuszają do wyciągania z szaf naszych dziadków baranich kożuchów, a to właśnie z pozoru przejściowe prochowce są dobrze ocieplone, zapewniając jednocześnie szykowną prezencję. Nie ważne czy zarzucimy go tylko na ramiona, będziemy nosić swobodnie rozpięty, czy zapniemy po samą szyję – trencz jest symbolem dobrego stylu i elegancji w każdej postaci.
Kwestia długości
Aby trencz spełniał swoją rolę musi być dobrze dopasowany. Jeśli szukamy płaszcza do pracy, która wymaga ubioru formalnego, najlepiej przymierzajmy go razem z marynarką. Będziemy wtedy pewni, że nie wybraliśmy prochowca o jeden numer za małego, i że w drodze na biznesowe spotkanie będziemy czuć się komfortowo. Im dłuższy płaszcz, tym wygląd bardziej formalny. Najczęściej spotykana długość to taka do kolan lub półłydki. Nie bez znaczenia jest też odpowiednia długość rękawów – muszą być na tyle długie, żeby po założeniu rękawiczek zakrywały nadgarstki, a jednocześnie na tyle krótkie, by nie sięgały połowy dłoni, co wygląda niezbyt elegancko. Jak nietrudno się domyślić – klasyka to ograniczona paleta kolorów. Jeśli w płaszczu chcemy wyglądać elegancko, zapomnijmy o innych kolorach niż czerń, ciemny granat, grafit czy beż.
Krój trenczu to esencja jego użyteczności. Klasyczny charakter prochowca podkreśla kołnierz, który może być układany w zależności od pogody. W cieplejsze dni spełnia rolę klap (jak w marynarce), w te chłodniejsze możemy go postawić – ochroni nas wtedy skutecznie od wiatru. Przed deszczem i, tak powszechnymi w naszym polskim klimacie, zimnymi powiewami ochronią nas też tzw. karczki z przodu i z tyłu, a także kryte, często dwurzędowe zapięcie. Gdy spada temperatura, spinamy się szerokim pasem i ściągamy paski rękawów, które tworzą powietrzne przegrody.
Prochowiec stał się symbolem ludzi żyjących w ciągłym pośpiechu, prowadzących aktywny tryb życia. Dlaczego? Ponieważ można go traktować jak najbardziej bezceremonialnie, przerzucić przez rękę lub cisnąć na tylne siedzenie samochodu. Choć elegancki, nie jest elitarny, może się obejść bez wieszaka. Posiada też walory ekologiczne – prawdziwy trencz szyty jest z gabardyny, czyli z naturalnej, gęsto i ukośnie tkanej, niemnącej się i zawsze impregnowanej wełnianej lub bawełnianej tkaniny.
Klasyczna elegancja jest ponadczasowa. Zdaje egzamin w pracy, na oficjalnym przyjęciu i spotkaniach towarzyskich. A to za sprawą właśnie prostych, bezpretensjonalnych fasonów. Nowoczesne dodatki zaś sprawiają, że najprostsze staje się niepowtarzalne.
Trencz – a co to jest?
Słowo trencz pochodzi od angielskiego wyrazu „trench”, który oznacza okop. Ale co okopy mają wspólnego z płaszczem? Ten sam płaszcz, który dziś jest symbolem ponadczasowej elegancji, służył kiedyś oficerom armii brytyjskiej w okopach I wojny światowej jako okrycie chroniące przed wiatrami i deszczem. Na tym pierwszym poligonie doświadczalnym sprawdził się na medal i dzięki temu służy nam do dziś – niekoniecznie w warunkach wojennych.
Podczas jesiennego spaceru przemokły nam buty?
Żaden problem. Zaraz po przyjściu do domu włóżmy do nich porządnie zgniecioną gazetę. Papier gazetowy (ten z tradycyjnych dzienników, a nie z kolorowych pism!) wchłonie wilgoć i pozwoli nam cieszyć się obuwiem podczas kolejnego wyjścia. Uwaga! Jeśli nie chcemy bezpowrotnie zdeformować naszych ulubionych półbutów, które przegrały w konfrontacji z kałużą, omijajmy szerokim łukiem gorący kaloryfer!