ODPRAWA
Remontowy galimatias na stołecznym lotnisku zobaczyłem już kilka minut po godzinie 8:00. Przyznam, że sam nie wiem, dlaczego tak wcześnie. Cóż, z wiekiem człowiek staje się zapobiegawczy na zapas. Poranny szczyt trwał w najlepsze. Działo się to tuż po niepokojących wydarzeniach w Atenach, gdzie znów grożono zamachami bombowymi, dlatego odczuwało się delikatną nerwowość. Widok strażników granicznych w czarnych uniformach, z długą bronią automatyczną gotową do strzału (pilnowali w ten sposób odprawy lotu El Al do Tel Awiwu), nie napawał optymizmem.
Stanowisk odprawy PLL LOT, dla pasażerów klasy ekonomicznej, miałem do wyboru kilka, więc o kolejce nie było mowy. Moja podróż miała zakończyć się na Teneryfie, przewidywała lądowanie w Madrycie i przesiadkę z samolotu PLL LOT na Iberię. Dotychczas kłopot polegał na tym, że te dwie linie są w innych aliansach lotniczych (LOT w Star Alliance, Iberia w oneworld). Zazwyczaj skutkowało to tym, że trzeba było nadawać bagaż tylko do miejsca transferu, tam go odbierać i rozpoczynać całą procedurę odprawy od początku. Miłym zaskoczeniem było zatem to, że waliza zniknęła porwana przez taśmociąg odprawiona na miejsce ostatecznego lądowania. W Madrycie miałem jedynie, odbierając nową kartę pokładową, podać kwit bagażowy i otrzymać potwierdzenie nadania walizki.
Kontrola była tym razem wyjątkowo sprawna. Pracowały aż trzy z czterech stanowisk, dodatkowo udostępniono jeden ze skanerów przeznaczonych dla klasy biznes. Sprawdzano nas dokładnie ale szybko. Wszystko trwało zatem kilka chwil.
WEJŚCIE NA POKŁAD
Wyjście numer 22 jest po lewej stronie terminala, niemal na jego końcu. Boarding rozpoczęto o godzinie 9:52. Jako pierwsi zostali zaproszeni pasażerowie klasy biznes, posiadacze złotych kart aliansu oraz ci, którzy mieli miejsca od 10 rzędu. Z moim 9C musiałem więc czekać na końcu kolejki. Po kilku minutach, pokazawszy kartę pokładową i dowód osobisty, mogłem wejść do rękawa, którym dotarłem na pokład Embraera 175.
MIEJSCE
Proszenie o miejsce przy wyjściu awaryjnym, co zazwyczaj daje kilka centymetrów przestrzeni życiowej więcej, w tym przypadku zda się na nic – miła pani na Okęciu stwierdziła, że ten samolot takich „uprzywilejowanych” siedzeń nie posiada. Fotel oznaczony 9C mieści się przy przejściu. Pierwsze trzy rzędy, w konfiguracji 2+2, zarezerwowano na potrzeby klasy biznesowej, oddzielając je od reszty ruchomą zasłoną z granatową kotarą.
Pokryty siwą skórą fotel jest wygodny i dostatecznie szeroki (szczególnie te przy przejściu wskazują, że niejednego pasażera i wózek z cateringiem „przyjęły na klatę”). Miejsca jest sporo (szerokość fotela to 46,3 cm, zaś odległość między nimi to 78,7 cm), choć gdy, tak jak ja, schowa się plecak pod poprzedzające siedzenie nieco trudno już swobodnie wyprostować nogi.
LOT
Przed startem szef pokładu ogłosił, że nasza podróż do Madrytu potrwa 3 godziny i 15 minut. To o ponad pół godziny krócej, niż przewiduje oficjalny harmonogram – bardzo miła niespodzianka. Wystartowaliśmy w zgodzie z rozkładem. Po kwadransie zgasła sygnalizacja „zapiąć pasy” i rozpoczęto serwis. Pojawiła się stewardesa z odświeżającymi chusteczkami a kilka chwil później dostaliśmy posiłek. Były to, zamknięte w przezroczystym, plastikowym pudełku dwie kromki chleba (szef pokładu po kilku minutach roznosił dodatkowo bułki), kilka plastrów wędliny na zielonej sałacie i kawałku konserwowej papryki, zmrożone na kość masło, dżem śliwkowy oraz czekoladowy cukierek. Do picia oferowano soki owocowe, wodę, kawę, herbatę a także białe i czerwone wino.
PRZYLOT
Na madryckim lotnisku Barajas wylądowaliśmy o 13:40. Na płycie lotniska czekał autobus, w którym ściśnięto pasażerów jak sardynki w puszce (Embraer mieści maksymalnie 82 osoby, autobus 75). Na szczęście podróż do terminala nie trwała długo.
OCENA
Jedno z najdłuższych europejskich połączeń polskiego przewoźnika wykonywane dobrym i wygodnym samolotem.
Transfer Barajas to olbrzymie lotnisko. Warto o tym pamiętać, gdy planuje się tam przesiadkę. Trzeba bowiem zarezerwować czas na dotarcie do wybranego miejsca. Dotarłem do Terminala 1, odlatywałem na Teneryfę z T4. Czekała mnie zatem podróż autobusem, który zatrzymywał się przy każdym z kolejnych terminali. Terminal 4 jest duży i bardzo nowoczesny. Składa się przy tym z dwóch osobnych sekcji (T4 oraz T4Satelite), które łączy podziemna kolejka.
INFO
Połączeń z Teneryfą jest z Madrytu sporo. Na wyspie, choć przecież nie jest wielka, są dwa lotniska (północne i południowe), by turystycznej braci łatwiej było się przemieszczać. Mój lot, IB 958, startował o 16:40.
ODPRAWA
Po dopełnieniu niezbędnych formalności – odebraniu nowej karty pokładowej i kwitu bagażowego – ruszyłem na wyprawę do Terminala 4S. Zajęło to sporo czasu, choć komunikacja jest zorganizowana doskonale. Gdy wysiadłem z wagonika kolejki wystarczyło już tylko wjechać ruchomymi schodami na górę i poszukać wyjścia M29, z którego, jak informowały liczne ekrany, miałem kontynuować podróż.
WEJŚCIE NA POKŁAD
Boarding został rozpoczęty o 15:45. Choć pasażerów zebrało się wielu, przebiegał bez zakłóceń. Długim, pnącym się w górę i zakręconym rękawem dotarłem na pokład Airbusa A340-300.
MIEJSCE
Fotel z numerem 11C jest przy przejściu, w czwartym rzędzie klasy ekonomicznej, gdzie siedzenia ustawione są w konfiguracji 2+4+2 (klasa biznes to siedem rzędów foteli w konfiguracji 2+2+2). Są dwa wyjątki – rzędy 8 oraz 33 mają o jeden fotel mniej (2+3+2) więc warto prosić właśnie o jeden z nich, daje to nieco więcej przestrzeni.
Od sekcji wyższej klasy dzieliła nas ściana, na której umieszczono ekrany podające w czasie lotu informacje o wysokości, prędkości oraz orientacyjnym czasie dotarcia na miejsce.
Fotele „ekonomiczne”, w mieszczącym ponad 200 pasażerów samolocie, są umieszczone dość ciasno. Dzieli je odległość 81 centymetrów, mają szerokość
43 centymetrów.
LOT
Kilka minut po starcie, gdy wyłączono sygnalizację „zapiąć pasy”, stewardesy pojawiły się z dużym wózkiem, z którego rozpoczęły sprzedaż kanapek i napojów (puszka coli kosztuje 2,50 euro, piwo 3 euro, zaś kanapka 6-8 euro). Pasażerowie mogli w każdej chwili kupować to, co reklamowano w specjalnym folderze umieszczonym w kieszeni fotela, wystarczyło wezwać obsługę.
PRZYLOT
Lot trwał nieco ponad dwie godziny. W międzyczasie kapitan rejsu poinformował nas o panujących warunkach pogodowych i zapewnił, że pojawimy się na Teneryfie w zgodzie z rozkładem. Tak też się stało. Lądowaliśmy już o zmroku, jednak widać jeszcze było górujący nad wyspą wulkan Teide, najwyższą górę Hiszpanii.
OCENA
Szybki i wygodny transport z Madrytu na najbardziej znaną z Wysp Kanaryjskich.