Ostatnie dwa kryzysowe lata nie były najlepsze dla branży business travel – kryzys sprawił, że mniej firm wysyłało swoich pracowników w podróże służbowe, a jeśli juz to robiły, to oszczędnie, rezygnując w drogich hoteli i przelotów klasą biznes. W efekcie sytuację odczuł cały rynek – hotelowy, konferencyjny i lotniczy, dla którego właśnie sprzedaż biletów w klasie biznes jest najzyskowniejsza.
USA Today cytuje świeże badania, które przeprowadził niedawno nowojorski Uniwersytet. Z jego danych wynika, że rynek podróży służbowych to bardzo istotne źródło dochodów sektora hotelowego w Stanach Zjednoczonych – pochodzi z niego 20 procent rezerwacji oraz ponad 30 procent przychodów. Jeszcze niedawno duże sieci hotelowe były skłonne dawać duże upusty na długoterminowe umowy z korporacjami, korzystającymi w usług hotelowych sieci w USA i za granicą. Teraz – według raportu – trend powoli się odwraca. Po pierwsze hotele nie schodzą z ceny, pod drugie zaś nie chcą już dawać gratisów w postaci darmowego wi-fi czy parkingów. Co więcej, o około 5 procent wzrosły ceny w negocjowanych umowach na przyszły rok.
Na rynku zapanował pewnego rodzaju klincz. USA Today cytuje Davida Townsenda, wiceprezydenta odpowiedzialnego w Marriott International za sprzedaż, który mówi, że z jednej strony sieci hotelowe chcą wycofywać się z dużych zniżek i bonusów, z drugiej strony travel menadżerowie, przyzwyczajeni do promocji, chcą utrzymać obecne, relatywnie niskie ceny. W rezultacie może dojść do sytuacji, w której korporacje zaczną wysyłać swoich pracowników do sieci budżetowych a nie luksusowych, takich jak chociażby Holiday Inn Express.