W Europie wszyscy odsądzają cukier od czci i wiary, ale w tym egzotycznym raju substancja ta jest podstawą egzystencji. Wulkaniczną wyspę Mauritius, leżącą na Oceanie Indyjskim na wschód od Afryki Południowej, otacza pierścień piasku o średnicy 330 km. Wystarczy jednak udać się w głąb tego skrawka lądu, by zobaczyć, że ogromną część delikatnie pofałdowanego krajobrazu stanowią plantacje trzciny cukrowej. Bujne zielone liście tej rośliny kołyszą się majestatycznie do czasu zbiorów, kiedy to wypala się suche krzewy rosnące wśród trzcin i maczetami ścina każde źdźbło tej drogocennej byliny.
W królestwie rumu
Żniwa rozpoczynają się w czerwcu i trwają pół roku. Ubrania rolników są całkowicie okopcone sadzą powstałą na skutek wypalania traw. Praca jest ciężka, ale gdy wysysam słodki sok z końca uciętej łodygi, szybko uświadamiam sobie, dlaczego roślina ta jest tu tak cennym towarem.
Trzcinę cukrową przywieźli w XVII w. na Mauritius holenderscy koloniści. Gdy produkcja osiągnęła swój szczyt, co zbiegło się z końcem panowania brytyjskiego na wyspie w 1968 r., jej uprawy generowały aż 30 proc. PKB kraju. Obecnie gospodarka Mauritiusa jest bardziej zróżnicowana i przychód z produkcji trzciny stanowi jedynie 2 proc. PKB, a rocznie ok. 400 tys. ton surowego cukru trafia na eksport. Resztki trzciny spala się jako materiał energetyczny lub wykorzystuje do produkcji alkoholu etylowego i dwutlenku węgla do napojów gazowanych, natomiast sok nieprzetworzony w granulki lub kostki używany jest do wytwarzania tzw. rolniczego rumu – ognistego trunku, którego obowiązkowo musi spróbować każdy turysta.
W południowo-zachodniej części wyspy leży posiadłość Rhumerie de Chamarel (rhumeriedechamarel.com), na której – oprócz trzciny cukrowej – uprawia się także palmy, ananasy i banany. Można tu dowiedzieć się w szczegółach, jak wygląda produkcja tego niezwykłego trunku, degustować różne jego odmiany, a na koniec kupić butelkę lub dwie do domu.
– Kiedy trzcina cukrowa jest gotowa do zbioru, jej kwiatostan przypomina watę cukrową – mówi nasz przewodnik. Po posiekaniu i rozdrobnieniu łodyg do wyciśniętego soku dodaje się drożdże. Tak powstaje wino, które następnie się gotuje. Po drugiej destylacji, trwającej mniej więcej dwa tygodnie, powstają 2 tys. litrów rumu. Można postarzać go w uprzednio osmolonych beczkach, które zostały okopcone, by po dodaniu specjalnych przypraw trunek uzyskał złocisty lub ciemny kolor niczym młoda whisky. Czasami dodaje się także specjalne aromaty, np. waniliowy, limonkowy lub kawowy, tworząc w ten sposób likiery na bazie rumu, ale mnie najbardziej smakuje odmiana o 44-procentowej zawartości alkoholu, starzona przez cztery lata bez żadnych domieszek.
Luksus na plantacji
Pod wieczór raczę się tym boskim napojem przy ognisku w kurorcie Heritage Awali, położonym na byłej plantacji trzciny, niecałe 20 min drogi samochodem od Rhumerie de Chamarel. Grupa Heritage Resorts posiada w tej okolicy, zwanej Domaine de Bel Ombre, razem trzy obiekty. Są to dwa hotele: Awali (160 pokoi) i Le Telfair (158 pokoi), oraz osada, na którą składa się 45 willi oddzielonych od morza 18-dołkowym polem golfowym klasy mistrzowskiej. Każda z tych luksusowych rezydencji posiada dwie, trzy lub cztery sypialnie z łazienką, odkryty prysznic, kuchnię i ogromny taras z leżakami, grillem i prywatnym basenem. Do tego własny elektryczny wózek golfowy do przemieszczania się po terenie wioski.
W hotelach znajduje się 6 barów i 11 restauracji: od Gin’Ja, serwującej potrawy w stylu teppanyaki, po mieszczącą się przy basenie Le Palmier, gdzie warto wpaść na świeże owoce morza serwowane w cieniu rozłożystych drzew. A jeśli marzy nam się wykwintny mauretański posiłek w ekskluzywnej restauracji, możemy wybrać się do XIX-wiecznej kolonialnej rezydencji Château de Bel Ombre z werandami wychodzącymi na ogrody.