ODPRAWA
Na warszawskie lotnisko przyjechałem godzinę przed planowaną godziną wylotu. Było nieco sennie, bowiem wylatywałem drugiego dnia Świąt Wielkanocnych. Znaczna część podróżnych zajmujących fotele w terminalu odlotów byli to, podobnie jak ja, turyści zmierzający na ostatni w tym roku wyjazd narciarski.
Miałem dwie sztuki bagażu, karnie stanąłem w kolejce do odprawy, ta jednak posuwała się bardzo sprawnie. Po kilku minutach nadałem bagaż i odebrałem kartę pokładową. Pasażerowie klasy ekonomicznej, a taki bilet właśnie miałem, zazwyczaj mają pecha podczas kontroli. Wprawdzie po pokonaniu labiryntu ze słupków z taśmami odgradzającymi trafia się na cztery stanowiska kontroli, nie przypominam sobie jednak, by wszystkie pracowały. W to świąteczne popołudnie było podobnie, ale atmosfera udzieliła się chyba wszystkim i nikt nie marudził a oficerowie sprawnie dokonywali kontroli, więc miałem ją za sobą dość szybko. Pozostało mi kilkanaście minut, mogłem jedynie z bagażem podręcznym w dłoniach, odbyć tradycyjny tour de duty free, czyniąc drobne ostatnie zakupy.
WEJŚCIE NA POKŁAD
Kwadrans przed wyznaczoną godziną odlotu, przy wyjściu B17, rozpoczęto boarding naszego rejsu. Obsługa sprawdzała dowody tożsamości ze zdjęciem i oczywiście karty pokładowe. Schodami zeszliśmy do czekającego na dole autobusu. Przeważali w nim poświąteczni narciarze. Po krótkiej podróży dotarliśmy do stojącego na płycie Embraera 170.
MIEJSCE
Lubię ten typ samolotu. Zresztą nie jestem odosobniony, bowiem ze wszystkich informacji docierających do przewoźnika wynika, że właśnie większe z Embraerów cieszą się największym uznaniem pasażerów. To ciche, wygodne i nowoczesne maszyny. Siedzenia, pokryte jasną skórą, ustawione są w konfiguracji 2+2. Zająłem przyznane mi miejsce w 9 rzędzie przy oknie. Fotel ma szerokość 46,3 centymetra, wystarczająco dużo, by dwugodzinny rejs nie nastręczał trudności. Odległość pomiędzy oparciami fotel sięga niemal 79 centymetrów, więc jest także możliwość rozprostowania nóg.
LOT
Push back odbył się dokładnie o czasie, kołowanie na pas startowy zajęło nam blisko 10 minut, sam start był doskonały – polscy piloci to światowa pierwsza liga. Po kwadransie osiągnęliśmy wysokość przelotową i sygnalizacja „zapiąć pasy” została wyłączona. Na pokładzie zapanował na kilka chwil drobny ruch. Kilkanaście minut później z głośników odezwał się kapitan, który opowiedział o trasie naszego lotu (Czechy, Niemcy, Szwajcaria) oraz podał podstawowe dane pogodowe.
Obsługa przygotowywała w tym czasie posiłek. W klasie ekonomicznej dostaliśmy kanapkę z szynką oraz napoje, kawę lub herbatę – można była także poprosić o chilijskie wino Frontera, czerwone lub białe.
Pogoda była tego dnia wyjątkowo korzystna, przez wiele minut przed lądowaniem przez okna z lewej strony maszyny można było podziwiać wspaniały widok wysokich Alp. Nie tylko ja sięgnąłem wówczas po aparat fotograficzny.
PRZYLOT
Zgodnie z rozkładem powinniśmy lądować w Genewie o godzinie 18:45. Udało się to zrobić dwie minuty przed czasem. Samolot zaparkował przy okrągłym pawilonie, zeszliśmy schodkami na płytę a po chwili czekała nas dość długa, około czterystumetrowa podziemna wędrówka do głównego terminala. Tam skorzystałem z przejścia dla pasażerów strefy Schengen i bez odprawy skierowałem się w stronę taśmociągu po bagaże. Odebrałem je w ciągu 10 minut. Narciarska wyprawa właśnie się rozpoczęła.
OCENA
Szybki transfer z Warszawy do Genewy, nie tylko zresztą dla miłośników nart. To także dobre połączenie biznesowe.
FAKTY
układ siedzeń: 2+2
odległość między oparciami: 78,73 cm
szerokość fotela: 46,3 cm
KOSZT
Bilet w obie strony, rezerwowany na stronie internetowej przewoźnika, kosztował 1060 złotych.
KONTAKT