Pierwszy lot jest już o godzinie 6:25 (bez niedziel), kolejny o 9:40 (bez poniedziałków i niedziel), potem o 11:25, 14:10, 18:15 i ostatni rejs o 19:30.
ODPRAWA
Niebywałe, ale pod koniec grudnia w Warszawie spadł śnieg. Zazwyczaj zaskakuje to drogowców. I tym razem ta niecodzienna sytuacja sprawiła, że drogi dojazdowe do stołecznego lotniska były panicznie zakorkowane. Zjawiłem się tam więc zdecydowanie wcześniej, by uniknąć problemów. Nie spodziewałem się, że to ostatnie chwile, gdy lotniska w naszej części kontynentu funkcjonują w miarę normalnie. Kilkadziesiąt godzin później rozpoczęła się gehenna tysięcy pasażerów koczujących tam godzinami. Zwiastowały to zresztą pługi szalejące po pasie startowym na Okęciu.
Przy stanowiskach Lufthansy, a wybrałem wieczorne połączenie o godzinie 19:30, nie było nikogo. Odprawiłem się dzień wcześniej przez Internet (taka możliwość jest do 23 godzin przed wylotem), wybierając miejsce. Nie wydrukowałem jednak karty pokładowej, ale jej odbiór trwał dosłownie kilka chwil. Można ją także ściągnąć na telefon komórkowy, którym potem posługuje się przy odprawie.
Kontrola bagażu odbyła się sprawnie, szybko znalazłem się po drugiej stronie i skierowałem się do gate’u. Początkowo informowano, że odlecimy z tego oznaczonego numerem 5 – tam jednak trwała walka pasażerów chcących dostać się do Kopenhagi. Zmieniono zatem nasze wyjście na gate 24 i ogłoszono, że opóźnienie wylotu wyniesie 20 minut. Trudno się było dziwić skoro w chwili, w której powinien rozpoczynać się boarding, spóźniony samolot z Frankfurtu dokołował właśnie do rękawa i pasażerowie pospieszne zaczęli opuszczać pokład.
WEJŚCIE NA POKŁAD
Kiedy w końcu nas wezwano, wszelkie procedury ograniczono do minimum. Jako pierwszych, by usprawnić boarding, zaproszono pasażerów z rzędów 14-24, podróżujący klasą biznesową mogli wejść w dogodnym dla nich momencie.
Po kilku chwilach znalazłem się na pokładzie Boeinga 737 i zająłem miejsce 4A. Steward wziął moją marynarkę i umieścił ją w szafie. Czekaliśmy na start, jednak kapitan oznajmił, że czeka nas kolejka do odladzania samolotu. W efekcie wystartowaliśmy o godzinie 20:37, ponad godzinę po terminie.
MIEJSCE
Fotele w B737 ustawione są w konfiguracji 3+3. Dla klasy biznesowej przeznaczono pierwsze cztery rzędy foteli (plus trzy miejsca w jednym z nich z przodu). Środkowe oparcia pomiędzy siedzeniami A-C i D-F są na stałe złożone i służą za podstawki pod tace i napoje. Pokryte miękką, siwą skórą fotele są wygodne, zapewniają sporo przestrzeni, bowiem odległość pomiędzy oparciami kolejnych rzędów to ponad 80 centymetrów. Można więc swobodnie wyprostować nogi. Biorąc pod uwagę, że to flota na krótkie europejskie dystanse (a właśnie czeka ją zmiana foteli), komfortu w samolocie Lufthansy nie brakuje.
LOT
Jeszcze przed startem obsługa samolotu zaproponowała każdemu tabliczkę czekolady. Osłodziło nam to nieco oczekiwanie na odladzanie samolotu. Po starcie, kiedy szybko osiągnęliśmy wysokość przelotową, stewardzi rozpoczęli serwis. Dosłownie kilka dni wcześniej wprowadzono na pokładach Lufthansy nową ofertę kulinarną sygnowaną przez Heiko Antoniewicza, znawcę kuchni molekularnej. Zaproponowana przez niego sałatka z paskami cielęciny i sosem z pestek dyni była doskonała. Na deser podano ciastko z jabłkami oraz, ze względu na świąteczny, grudniowy nastrój, pudełeczko z dwiema pralinkami. Do picia serwowano soki, kawę i herbatę oraz dość bogaty wybór alkoholi.
Kilkanaście minut przed lądowaniem podano komunikaty o zmianach gate’ów tym pasażerom, którzy zamierzali kontynuować podróż. O 21:43 zapaliła się sygnalizacja „zapiąć pasy” i rozpoczęła się procedurą podchodzenia do lądowania.
PRZYLOT
Port we Frankfurcie do dobrze zorganizowany moloch. Przylot odbył się na coraz bardziej zaśnieżonym lotnisku – pilotom udało się znacznie zmniejszyć opóźnienie.
POWRÓT INFO
Podróż powrotna z Frankfurtu do Warszawy możliwa jest od godziny 7:20 (bez niedziel). Kolejne połączenia, obsługiwane wspólnie przez Lufthansę i PLL LOT, startują o 9:15 (bez niedziel), 11:45 (poza środą i sobotą), 14:10, 17:05 (tylko w dni robocze) oraz ostatni o godzinie 20:55.
ODPRAWA
Wracałem do Warszawy lotem LH1350 o godzinie 17:05. W Terminalu 1, gdzie jest kilkaset stanowisk odprawy, skorzystałem ze specjalnej strefy dla pasażerów klasy biznesowej. Formalności załatwia się tam bardzo szybko – nadałem zatem bagaż, odebrałem kartę pokładową z miejscem 3F i po błyskawicznej kontroli znalazłem się w części pasażerskiej z zapasem czasu pozwalającym na wizytę w Business Lounge.
LOUNGE
Saloników Lufthansa Lounge jest na terenie Terminala 1 kilka, w tym także przeznaczone wyłącznie dla podróżnych klasy pierwszej oraz oznaczone symbolem Senator. Ja skorzystałem z saloniku umieszczonego przy wyjściu A51. Przy wejściu trzeba pokazać kartę pokładową lub kartę sojuszu – złotą czy platynową. To lounge pracuje najdłużej, otwiera swe podwoje już o 5:30 i czynne jest do 22:00.
Wewnątrz panował popołudniowy ruch. Kilkadziesiąt miejsc było zajętych, zarówno tych w miękkich fotelach przed dużymi telewizorami, na sofach, jak i tych przy wysokich stolikach z barowymi krzesłami. Jednak przy samoobsługowym barku, choć nieustannie ktoś z niego korzystał, nie było kolejki. Do dyspozycji oddano duży ekspres do kawy, świeże owoce, gorącą zupę krem warzywny oraz parówki i bułki do hot dogów. Ofertę uzupełniały drobne przekąski oraz duży wybór napoi, wina, piwa i innych alkoholi.
W lounge nie ma informacji o odlotach, trzeba więc śledzić wiszący na ścianie zegar, by nie wyjść zbyt późno.
WEJŚCIE NA POKŁAD
Boarding rozpoczął się punktualnie. Wcześniej poinformowano pasażerów, że samolot ma overbooking i przepisy dotyczące bagażu podręcznego będą przestrzegane bardzo surowo. Zaczęło się więc sprawdzanie, czy walizy rzeczywiście mogą być zabrane na pokład. Niektórzy musieli pospiesznie nadawać je, jako bagaż zasadniczy.
LOT
Frankfurt żegnał nas znacznie mniejszymi śnieżnymi zaspami, niż te w Warszawie. Jednak dwa dni później sytuacja była zdecydowanie odmienna i bardzo dramatyczna. Lotnisko zamarło.
Startowaliśmy o 17:10. Moje miejsce 3F, umieszczone przy oknie, dawało duży komfort, mogłem skupić się na pracy z laptopem. Podróż przebiegała w doskonałej atmosferze, beż żadnych niespodzianek. I tym razem nowa kuchnia okazała się strzałem w dziesiątkę. Zaserwowano potrawkę drobiową ze słodkimi ziemniakami w ziołowo-sezamowym sosie, ser feta z figami oraz sałatkę ze świeżych warzyw.
Do Warszawy przylecieliśmy w zgodzie z rozkładem. Pozostawało jedynie odczekać swoje przy taśmociągu bagażowym.
OCENA
Klasa biznesowa na krótkich dystansach to silny atut Lufthansy. Podróż w dobrej atmosferze, z solidną obsługą i bardzo dobrą kuchnią.
FAKTY
układ siedzeń: 3+3
szerokość fotela: 45,7 cm
odległość między oparciami: 85 cm
KOSZT
Rezerwowany przez Internet, na stronie przewoźnika, bilet w obie strony (na drugą połowę stycznia) w klasie biznes, można było kupić za 3285 złotych.
KONTAKT