Pojawiła się na niebie jakaś chmura?
Chmura czarnych myśli? Nie. Tylko trochę mi się przykro zrobiło, że mam tylu pasażerów na pokładzie, a tu muszę bez podwozia lądować. Skojarzyłem również datę: 1 listopada, Wszystkich Świętych i pomyślałem: może nam ci wszyscy święci pomogą. Jest ich przecież wielu.
Co było wtedy dla Pana najważniejsze?
Naszym zadaniem było, żeby nie przeciążyć, nie osłabić konstrukcji samolotu. Wiedziałem, że najpierw muszę dotknąć pasa kadłubem, a następnie miejscem pod silnikami. Pozostało zaledwie 9 minut do lądowania. Podjęliśmy jeszcze jedną próbę wypuszczenia podwozia grawitacyjnie, niestety nieudaną. Wiedzieliśmy, że wszystkie służby są gotowe, na posterunku. Straż, karetki, piana na pasie, miejsca w szpitalach przygotowane.
Nawet F-16 miał Pan do pomocy.
Ładnie to wyglądało. Jakby mucha leciała koło wielkiego bąka, jakim jest nasz boeing. Kiedy już wylądowaliśmy i wysiadałem z samolotu – widziałem jak pilot zrobił w powietrzu beczkę. Tak się z nami pożegnał, szczęśliwy tak jak my, że nikomu nic się nie stało.
Które z doświadczeń życiowych przydały się Panu podczas tego lądowania?
Na pewno ilość wykonanych startów i lądowań, na żywo i na symulatorze. I oczywiście pasja szybowcowa.
O czym dziś marzy odznaczony przez Prezydenta RP bohater roku?
Ojoj! Marzę jak zwykle o tym samym, czyli żeby sobie polatać. Nazajutrz po awaryjnym lądowaniu zadzwonił do mnie kolega, posiadacz przepięknego szybowca, arcydzieła pod względem technicznym. Powiedział, że mogę sobie na nim latać tak długo, jak tylko będę chciał. Poza tym cała nasza załoga została zaproszona przez Tomka Kawę do Międzybrodzia Żywieckiego, na szybowisko Żar. Możemy tam spędzić dwa tygodnie na jego koszt i odpocząć.
Czy wie Pan, że linia lotnicza LOT została uznana przez czytelników angielskiej wersji Business Travellera za najbezpieczniejszą w Europie Środkowej?
Ja bym to nawet rozszerzył – jesteśmy bezpieczną linią na wszystkich kontynentach. Mam nadzieję, że nasze lądowanie jest tego najlepszym przykładem.
Dziękuję za rozmowę.