Przewoźnik powstał po rozwiązaniu linii Finncom, która operowała na tym terenie, a firma jest joint venture zawartym pomiędzy Flybe a Finnairem (Flybe ma 60 procent udziałów). Linia przejęła wszystkie połączenia, dodając do nich kilka nowych rejsów – ma ich teraz w sumie 24, i będzie to 416 lotów tygodniowo pomiędzy lotniskami w Finlandii, Szwecji i w krajach bałtyckich. W rozkładzie jest też jedno połączenie z Polską, na lotnisko Lecha Wałęsy w Gdańsku.
Finnair to potentat, którego przedstawiać nie trzeba. Flybe jest z kolei największym regionalnym przewoźnikiem niskokosztowym, który zdominował już rynek brytyjski – lata obecnie do 65 portów lotniczych w Europie i przewozi rocznie niemal 7 milionów pasażerów. W nową linię Flybe planuje zainwestować ponad 23 miliony euro.
Jak powiedział nam szef Flybe na Europę, Mike Rutter, najbliższy okres, gdy widmo kolejnej fali kryzysu znów zagląda przewoźnikom w oczy, będzie czasem niezwykłej konsolidacji sił. – Mamy świadomość, jakie są zagrożenia, jednak nie sposób siedzieć i jedynie czekać na rozwój sytuacji. Najlepszą drogą obrony jest atak, trzeba zatem pracować nad nowymi, skutecznymi rozwiązaniami.
Czy Gdańsk to jedyny polski punkt na mapie nowego przewoźnika, czy może pojawią się inne? – To jedynie początek podróży – twierdzi Mike Rutter. – Wiele oczywiście zależy od sukcesu tego połączenia. Jeśli loty do Gdańska okażą się rentowne sięgamy po kolejne, mapę śledzimy dokładnie już teraz.
Flybe Nordic będą obsługiwać swoje trasy samolotami ATR 72, ATR 42 oraz Embraerami 170.