Tried and Tested. LOT, Warszawa–Chicago w klasie biznes

Autor tekstu: , Data publikacji:

Podróż słynnym „samolotem marzeń” Boeingiem 787 Dreamlinerem zacząłem od odprawy on–line w dniu poprzedzającym rejs, wchodząc na stronę www.lot.com. Wybrałem miejsce 3E – przy przejściu, ponieważ moim zdaniem jest tam zawsze nieco więcej miejsca.

Zanim z gate’u 14 rozpoczął się boarding, odbyłem odprawę paszportową i zdążyłem sprawdzić ofertę saloniku lotniskowego „Bolero”. Zasiadłem tam w wygodnym fotelu, napiłem się herbaty, przeczytałem gazetę, a nawet popracowałem na komputerze, ponieważ w „Bolero” bez problemu można połączyć się z internetem. Wprawdzie oferta przekąsek nie była zbyt wyrafinowana, za to niewielka liczba przebywających w „Bolero” pasażerów, umożliwiała spokój i skupienie. Około 11.20 rozpoczął się boarding.

Wnętrze

Jak wiadomo, liczy się pierwsze wrażenie. Poczucie przestrzeni – taka była moja pierwsza myśl, kiedy znalazłem się w kabinie polskiego Dreamlinera. Moją uwagę zwróciła większa niż w znanych mi samolotach (prócz Airbusa–380) przestrzeń na nogi, szersze fotele i aż

o 30 procent większa powierzchnia okien, dzięki czemu horyzont był przez całą podróż na wysokości moich oczu. Samolot ten wyróżnia się także większym schowkiem na bagaż. Mieszczą się w nim cztery sztuki bagażu o wymiarach 25x30x61 cm, a sufit zawieszony na wysokości 2,4 m sprawia, że toreb nie trzeba upychać na siłę. Co ciekawe i ważne, kabina jest wyposażona w unikalne leadowe oświetlenie, dzięki czemu wzrok nie męczy się.

Dreamliner PLL LOT 4

Klasa biznes o nowej nazwie Elite Club posiada 18 foteli, które rozkładają się do zupełnie płaskich łóżek. Wyposażone są także w indywidualne oświetlenie, ściankę, dzięki której pasażer może zapewnić sobie więcej prywatności oraz indywidualny system rozrywki. Elite Club to także zupełnie nowy standard obsługi. Personel pokładowy to najlepsi z najlepszych i muszę przyznać, że na trasie do Chicago można to było odczuć.

Warto dodać, że już na pokładzie – jeśli są miejsca – można wykupić upgrade do wyższej klasy płacąc kartą kredytową.

Menu

Na pasażerów business class czekał drink powitalny: sok pomarańczowy, woda lub dobrze schłodzony szampan (co zdarza się w niewielu liniach). O 12.30 – push back, o 12.40 – take off. Już o 13.00 zgasła sygnalizacja mówiąca o zapięciu pasów i rozpoczął się serwis. Menu – zarówno obiadu jak i kolacji – było propozycją Magdy Gessler. Na przystawkę tatar z łososia z dodatkiem koziego sera, na danie główne – do wyboru – kurczak po polsku faszerowany chałką, ratatouille czyli bukiet warzyw na parze z dodatkiem oliwy lub pstrąg wędzony z musem chrzanowym. Na deser krem waniliowy z malinową konfiturą lub sałatka owocowa. Do tego bardzo dobry wybór win someliera i podróżnika Sławomira Kojło, m.in. champagne Piper-Heidsieck, białe: francuskie Chablis Saint Martin i chilijskie Caliterra Reserva Savignon Blanc oraz czerwone: włoskie Tenuta Frescobaldi di Castiglioni, hiszpańskie Jean Leon Cabernet Sauvignon i chilijskie wino różowe Santa Digna Cabernet Sauvignon. Po serach i deserach podano wiśniową Soplicę. Karta win w Dreamlinerze to krok milowy w stosunku do dawnej oferty LOT na dalekich dystansach.

Wyposażenie

Każdy z pasażerów business class otrzymał kosmetyczkę z przyborami, które przydają się w podróży, skarpety i opaskę na oczy. Do tego poduszka, granatowy pikowany kocyk (bardzo miły w dotyku, najlepszy jaki do tej pory zaoferowano mi w samolocie) i – niespodzianka – prześcieradło (inne linie oferują je tylko w klasie pierwszej).