Powstały, gdy płyta tektoniczna Afryki, odsuwając się ciągle od Ameryki, natrafiła na tzw. „plamę gorąca”. Ognisko rozpalonej magmy zaczęło przebijać się przez dno Atlantyku i nad powierzchnię oceanu wyłoniły się wulkaniczne wyspy. Najpierw, ok. 25 mln lat temu, pojawiły się połączone jeszcze, Lanzarote i Fuerteventura. Potem kolejno Gran Canaria, Teneryfa i najnowsze La Palma i El Hierro. Wyspy tworzą się nadal, więc na pewno to jeszcze nie koniec.
Kierując się chronologią postanowiłam rozpocząć znajomość z archipelagiem od jego najstarszych członków. Wyspy Fuerteventura i Lanzarote położone są najbliżej Afryki, 100 km od brzegów Maroka. Dzięki temu cechują się suchym, jak na Atlantyk, klimatem. I niespodzianka – Fuerteventura powitała mnie późnym wieczorem wrażeniem księżycowej pustki i wiatrem sirocco niosącym znad Afryki chmury zupełnie nie księżycowego pyłu. Cóż, miało nie padać, a piasek to w końcu nie deszcz.
Królestwo wiatru i fal
Po każdej nocy następuje dzień. A dzień na wielkiej złocistej plaży ciągnącej się po horyzont z lazurowymi falami rozbijającymi się o brzeg – to dzień przez duże D. Każda z Wysp Kanaryjskich jest inna, ma swoją cechę szczególną. Fuerteventura słynie z plaż, wiatru i fal. Wieje tu stale i mocno, ale to przyjemny, ciepły wiatr. Dzięki niemu surferzy z całego świata uważają wyspę za swój dom, bo i woda jest ciepła, i – krótko mówiąc – jest Fala.
Od strony zachodniej plaże są szerokie, płaskie, piaszczyste i… różnokolorowe. Dzięki zróżnicowaniu materiału tworzącego nadbrzeżny piasek, możemy kierując się wrażeniami estetycznymi dobierać sobie kolor kostiumu do koloru plaży. Ostrzegam jednak, że na zbyt liczną publiczność nie ma co liczyć. Tłoczno bywa jedynie w okolicy ośrodków turystycznych i w nadmorskich miasteczkach, w których królują Niemcy i Anglicy. Tam znajdziemy też wszystkie dobrodziejstwa cywilizacji: baseny, drinki, skutery, rozległe mariny. Przyjemne są też wyznaczone przy hotelach strefy rekreacyjnego pływania. Dzięki dużym pływom powstają naturalne, wielkie baseny z płytką wodą i płaskim dnem, w których można się bezpiecznie pluskać.
Zdecydowanie inaczej wygląda wschodnie wybrzeże. Dominuje tam dzikie, surowe piękno stromych klifów i opadających w spienioną kipiel atlantyckich grzywaczy. W wąskich zatokach fale żłobią tajemnicze groty dostępne tylko w czasie odpływu. Syciłam oczy tym krajobrazem na południowym cyplu wyspy w Cofete przebywszy w chmurach drogę w poprzek grani.
Wspomniałam o pierwszym wrażeniu księżycowej pustki wnętrza wyspy. Przy bliższym poznaniu zdumiała mnie jednak wielość form krajobrazu, tak naturalnego, jak i kulturowego. Żeby to ocenić najwygodniej wynająć samochód lub dla bliższych wycieczek skorzystać z roweru, który tu dopiero może zasłużyć na miano górskiego. Uwaga na ostre krawędzie skał – opony często na nich protestują. Zdecydowana większość dróg to jednak nowiutkie asfaltówki.