Odwiedzić bratanków, czyli z wizytą na Węgrzech

Autor tekstu: , Data publikacji:

Próżno w Europie szukać dwóch tak bliskich sobie narodów, tak zupełnie obcych kulturowo, z innymi językami i tradycjami, a trzymających się razem od ponad tysiąca lat. Dwie nacje: jedna słowiańska, której korzenie sięgają bagien wschodniej Białorusi, a która narodziła się w Wielkopolsce, i druga, zrodzona na pagórkach dalekiego Uralu, jedyny koczowniczy naród, któremu udało się zakorzenić w Europie Środkowej. Czas pojechać na Węgry, do krainy tokaju i gorących źródeł.

Kiedy wjechaliśmy na Węgry, serce zaczęło bić mocniej. Jedyny kraj w regionie, z którym nie prowadziliśmy wojen, od średniowiecza mieliśmy wspólnych władców i zawieraliśmy unię. Żeby uwierzyć w znaczenie słynnego powiedzenia, wystarczy prześledzić ostatnie 200 lat naszej historii.

Przejechaliśmy przez Miszkolc i objeżdżając od południa Góry Bukowe, podążaliśmy w stronę winnic egri bikavéra. Mijaliśmy wsie i miasteczka, małe piętrowe bielone domki z czerwoną dachówką, ciągnące się wzdłuż ulic – kadr niczym z XIX-wiecznego Meksyku. Nad ulicami wiszą niezliczone ilości kabli wysokiego napięcia, a na słupach podziwiać można rzędy bocianich gniazd. Dotarliśmy do Egeru. Zamek, pomnik madziarskiego bohatera i kościół minorytów, uznany za najpiękniejszą barokową budowlę na Węgrzech, idealnie wkomponowują się w główny plac starego miasta. Pijąc lampkę wina w takiej scenerii, z pewnością można się zrelaksować.

Wokół miasta rozciągają się uprawy winorośli i lokalne winnice. Nieopodal Egeru znajdują się również gorące źródła. My wybraliśmy się do Bogacsa. Węgry słyną z basenów termalnych, postawiliśmy zatem na siarkę. Młoda dziewczyna w recepcji, znając tylko kilka słów po angielsku i po polsku, tłumaczyła nam zasady korzystania z uzdrowiska. Sześć basenów z wodą o temperaturze przekraczającej 36 stopni Celsjusza, lecznicza woda z siarką i innymi minerałami, a dookoła słychać wszędzie język polski.
http://www.bogacsitermalfurdo.hu/index.php/

Inny świat

Skierowaliśmy się jeszcze bardziej na południe i przejeżdżając przez jezioro Tisza-to, wjechaliśmy do parku narodowego Hortobagy. Naszym oczom ukazał się najprawdziwszy step, rozciągająca się po horyzont szumiąca na wietrze trawa, z której wystawały tylko gospodarstwa złożone z budynków z bielonymi ścianami i dachami pokrytymi strzechą. Znaleźliśmy się na Nizinie Panońskiej, największej równinie Europy. To tutaj znajdował się koniec drogi wszystkich plemion koczowniczych zalewających Europę: od Hunów przez Awarów, aż w końcu osiedlili się w tym miejscu Madziarowie, narzucając swoją kulturę i obyczaje, a jednocześnie przyjmując chrześcijaństwo. Jadąc prostą drogą, podziwiać można stada gęsi i żurawi, przy drogach stoją znaki ostrzegające przed wężami, ropuchami i traszkami. Byliśmy pod wrażeniem unikatowych gatunków zwierząt, oryginalnej architektury i pasterzy, z którymi można dogadać się
jedynie, gestykulując. Język węgierski jest jednym z najdziwniejszych języków w Europie, jednak ponieważ kraj podlegał silnym wpływom austriackim, ludzie do dzisiaj uczą się tutaj niemieckiego.

Vinum Regnum Rex Vinorum

Droga na wschód prowadzi do Debreczyna, „miasta pośrodku niczego”. Oprócz kamienic można podziwiać tu jedynie przytłaczającą, protestancką świątynię, miasto nie ma nawet dostępu do rzeki. Warto więc odbić na północ i zatrzymać się na kawę w Nyiregyhazie, gdzie poczuć można atmosferę Cesarstwa Austro-Węgierskiego. Śliczne, bogato zdobione budowle cieszą oczy bardziej niż lokalna porcja gulaszu podana z kuflem zimnego piwa. Kunszt austriackich mistrzów w pełnej krasie. Zaledwie 30 kilometrów dalej znajduje się miasto, którego nazwę zna każdy Polak. Tokaj leży na rozwidleniu dwóch rzek i jest właściwie małą wioską, która zachwyca zawartością butelek. To tutaj produkowany jest słynny węgrzyn, który tak cenili europejscy władcy. W tym miejscu czas płynie już zupełnie wolno, malutkie prywatne winniczki mają do zaoferowania dziesiątki endemicznych szczepów, z których tylko 5 procent przeznaczone jest na eksport. Tokajskie winnice to rzecz unikatowa, słodki bursztynowy trunek produkowany jest tutaj od setek lat. W tym miejscu zapomnieć można o wszystkich problemach, wielogodzinne degustacje, spływy kajakowe i oczywiście spacery po zabytkowych uliczkach. Miejsce, w którym każdy Węgier zna przynajmniej trzy słowa po polsku: „wytrawne”, „półsłodkie” i „słodkie”. W Tokaju warto zatrzymać się w hotelu Toldi Fogado, gdzie skorzystać można ze spa i obfitego menu. Z wielką niechęcią udaliśmy się na północ, do ostatniego pogranicznego miasteczka na terenie Węgier. Wydawać by się mogło, że na granicy ludzie mówią w dwóch językach albo przynajmniej ludność jest przemieszana. Nic bardziej mylnego. Choć 2 kilometry stąd znajduje się Słowacja, małe miasteczko używa wyłącznie języka węgierskiego. Jeśli ktoś chce zakupić węgierską wędlinę lub paprykę, musi liczyć się z obszernymi monologami ze strony sprzedawców, proste kupienie kiełbasy to tak naprawdę wykład dotyczący wędliniarstwa, rzecz jasna po węgiersku.
http://www.toldifogado.hu/index.php/pl/