Nowy obiekt marki Trump International, uruchomiony dwa miesiące przed tym, jak jego właściciel został 45. prezydentem Stanów Zjednoczonych, mieści się w eleganckim budynku byłej poczty przy Pennsylvania Avenue. To niewątpliwie doskonała lokalizacja, ponieważ na jednym końcu alei mieści się Biały Dom, a na drugim Kapitol, czyli siedziba Kongresu. Najciekawszym elementem budynku, który wzniesiono w 1899 roku, jest jego 96-metrowa wieża zegarowa, będąca trzecią najwyższą budowlą w stolicy. W hotelowym lobby na niebieskich aksamitnych kanapach, pod żyrandolami, których nie powstydziłby się nawet sam Wersal, siedzą goście hotelowi. Nagle rozlega się przenikliwy dźwięk dzwonka i pośród burzy oklasków kelner odcina szablą szyjkę butelki szampana. Korek w szklanej otoczce przelatuje kilka metrów i ląduje na wypolerowanej marmurowej podłodze.
Złoty pałac prezydenta Trumpa
Główne wejście do hotelu blokują solidne, metalowe barierki, aby dostać się do środka, należy zatem skorzystać z mniej spektakularnego wejścia od strony 11 Ulicy. Moją uwagę zwraca młody człowiek, który pstryka sobie selfie, wystawiając środkowy palec w stronę pozłacanego szyldu z napisem „Trump International Hotel”.
Wiadomość o tym, że korporacja Trump Organisation zamierza wydzierżawić od władz słynny budynek poczty, wzbudziła spore kontrowersje, ale federalna agencja General Services Administration twierdzi, że umowę zawarto z poszanowaniem prawa.
Zwycięstwo Trumpa było dla stolicy wstrząsem, ponieważ blisko 90 procent jej mieszkańców stanowią zwolennicy Demokratów. Nic więc dziwnego, że nazwisko nowego prezydenta, zdobiące jeden z najważniejszych zabytków miasta, wzbudza dość negatywne emocje. – Moja noga nigdy tam nie postanie, nie dam mu ani centa – mówi jeden z waszyngtończyków.
Choć ceny pokoi w Trump International DC zaczynają się od 550 dolarów za noc, to od czasu jego otwarcia cieszy się on pełnym obłożeniem wszystkich 263 pokoi. Dyrektor hotelu Mickael Damelincourt twierdzi jednak, że inne luksusowe obiekty w stolicy również nie narzekają na brak gości. – Wynika to z faktu, że w Waszyngtonie nie ma zbyt wielu hoteli z najwyższej półki – przekonuje.
Zanim Trump International DC otworzył podwoje, budynek, w którym się mieści, został poddany renowacji, której koszt to 200 milionów dolarów. Jednym z nowych elementów konstrukcyjnych hotelu jest wysokie na dziewięć pięter przeszklone atrium, które zespolono XIX-wiecznymi złotymi dźwigarami. Obiekt posiada także luksusowe spa, które zaprojektowała córka prezydenta Ivanka Trump, salę balową na 1300 gości, pokój do degustacji whisky Macallan oraz znakomity stekhouse.
Na piętrze i tyłach budynku znajduje się apartament prezydencki (20 tysięcy dolarów za dobę), w którym niegdyś mieściło się biuro dyrektora poczty. – Wszystkie okoliczne budynki należą do Urzędu Skarbowego (IRS) i FBI, dlatego można śmiało powiedzieć, że nasz hotel jest wyjątkowo bezpiecznym miejscem. Agenci Secret Service nie mają również zastrzeżeń do samego apartamentu prezydenckiego – twierdzi Damelincourt. – Czy zatrzymywał się w nim już jakiś prezydent? – Jeszcze nie – odpowiada. – Nawet Donald Trump? – Nie ma takiej potrzeby. Prezydent ma niedaleko stąd własny, wygodny dom – dodaje.
Nowa drużyna w mieście
Powszechnie wiadomo, że podczas spotkań towarzyskich powinno się unikać rozmów o polityce, ale w Waszyngtonie to niemal niemożliwe. Zaglądam do mieszczącego się w piwnicy hotelu Hay Adams baru Off the Record, który jest popularnym miejscem spotkań polityków, dygnitarzy i dziennikarzy. Sporą popularnością cieszy się tu piwo Corruption, podawane z tekturową podkładką, na której widnieje karykatura prezydenta Trumpa. Do tego darmowe pyszne przekąski i możliwość podsłuchania ciekawych politycznych plotek, ukradkiem wymienianych między sobą przez tutejszych bywalców.
Alexandra Byrne jest dyrektorem generalnym 237-pokojowego hotelu Sofitel Washington DC Lafayette Square, który mieści się w bliskim sąsiedztwie Off the Record i Białego Domu. – Gościmy wielu turystów, ale także międzynarodowych delegatów, dyplomatów, lobbystów, aktywistów i dyrektorów firm z listy 500 największych przedsiębiorstw magazynu „Fortune”. Wynik ostatnich wyborów był dla nas wszystkich sporym zaskoczeniem, więc atmosfera panująca w mieście nastraja do burzliwych, a zarazem ciekawych dyskusji – stwierdza.
Rano do mojego pokoju w Sofitelu docierają dźwięki rzewnej pieśni: „Od gór, przez prerie i oceany Boże, błogosław mój kraj ukochany”. Muzyka sączy się z czarnego SUV-a z przyczepką, na której znajduje się ogromny podświetlony napis „Trump”. Ten Most Jedności Trumpa (Trump Unity Bridge) nie jest jednak dziełem żadnego mieszkańca stolicy, tylko niejakiego Roba Cortisa, wielbiciela obecnego prezydenta ze stanu Michigan, który postanowił przejechać wzdłuż i wszerz cały kraj, okazując swoje wsparcie dla polityki obecnej administracji.
Na 14 Ulicy odbywają się burzliwe demonstracje antyprezydenckie. – Jesteśmy bardziej progresywni od innych amerykańskich miast. Dlatego rezultat wyborów prezydenckich był dla nas sporym wstrząsem, ale także pobudził nas do aktywnego działania – mówi Brian Kenner, wiceburmistrz miasta ds. planowania i rozwoju gospodarczego. – Chcemy pokazać ludziom, że niezależnie od tego, czy mieszkają w Stanach od pięciu dni, miesięcy, czy od pokoleń, zawsze są tu mile widziani – dodaje.
Pięćdziesiąty pierwszy stan?
Waszyngton ma 177 kilometrów kwadratowych. Jest to niewielkie, nisko zabudowane miasto z przepięknymi neoklasycznymi budynkami, rozmieszczonymi wokół parku National Mall, który rozciąga się od pomnika Lincolna na zachodzie po Kapitol na wschodzie. Kiedy w 1790 roku Jerzy Waszyngton podpisał dekret o utworzeniu stolicy Stanów Zjednoczonych, miała ona formę kwadratu o 10-milowych bokach i nadano jej formę tzw. Federalnego Dystryktu Kolumbii, który znacznie różnił się od pozostałych części kraju.
Nawet obecnie obywatele każdego z 50 stanów USA posiadają swoją demokratyczną reprezentację w Kongresie, ale nie dotyczy to 670 tysięcy mieszkańców stolicy. Waszyngton nie należy do żadnego stanu, a jego samorząd lokalny ma znacznie ograniczoną władzę. Miasto nie posiadało także nigdy własnego senatora, a jego obywatele uzyskali prawo głosu dopiero w latach 60. ubiegłego wieku. Stolicę reprezentuje jedynie delegat bez prawa głosu (obecnie jest nim Eleanor Holmes Norton), który może brać udział tylko w posiedzeniach Izby Reprezentantów. W rezultacie waszyngtończycy mają niewiele do powiedzenia w kwestiach związanych z opieką zdrowotną, środowiskiem, ochroną socjalną czy też prawem do posiadania broni.
Nie dziwi więc fakt, że coraz większa liczba mieszkańców opowiada się za tym, aby Waszyngton zyskał status stanu. Jedną z najzagorzalszych zwolenniczek tego pomysłu jest burmistrz Muriel Bowser, która po grudniowym spotkaniu z prezydentem przekonywała, że wspiera on działania Dystryktu Kolumbii i dobrze rozumie jego problemy. Jednak trudno przewidzieć, czy Trump przekuje kiedyś swoje słowa w czyny. Póki tak się nie stanie, póty na tablicach rejestracyjnych wielu tutejszych samochodów zapewne nadal będzie widoczny napis: „Podatnik bez reprezentacji w Kongresie”.
To poczucie bycia pozbawionym podstawowych praw obywatelskich znacząco uformowało poglądy waszyngtończyków, które po powrocie Republikanów do władzy stały się jeszcze bardziej wyraziste. Kenner wyjaśnia, że stolica nigdy nie miała republikańskiego burmistrza. – Zawsze byliśmy zwolennikami jednej partii i to się nie zmieniło – twierdzi.
Jednak miasto chce zbudować także swoją własną tożsamość, która nie będzie miała nic wspólnego ze światem polityki. – Waszyngton jest naładowany pozytywną energią i trzeba przyznać, że radzimy sobie całkiem nieźle, niezależnie od tego, kto jest prezydentem – mówi Kenner.
Życie w wielkim mieście
Według Kennera jeszcze 20 lat temu stolica była miastem federalnym, którego ogromną część populacji stanowili pracownicy tutejszych urzędów. Jednak w ostatnich latach do wzrostu liczby miejsc pracy w Waszyngtonie przyczyniał się jedynie sektor prywatny, a od pięciu lat statystyki wykazują, że co miesiąc do stolicy przeprowadza się blisko tysiąc osób z innych części kraju.
I choć stolica jest jednym z najbogatszych regionów USA, to nieustannie dywersyfikuje swoją gospodarkę, aby uniezależnić się od sektora publicznego. Rząd nadal jest jednym z największych pracodawców, zapewniając ponad 14 procent wszystkich miejsc pracy. Jednak prezydent Trump już zapowiedział obcięcie o jedną piątą liczby pracowników federalnych.
Sporą część budżetu stolicy stanowią przychody z turystyki. W mieście pojawiają się także nowe firmy reprezentujące tak dochodowe branże, jak zaawansowane technologie, opieka zdrowotna, edukacja i media. – Posiadamy bardzo aktywną scenę startupową – przekonuje Kenner.
Spotykam się ze znaną miejscową instagramerką Laurie Collins (@dccitygirl), której profil śledzą 42 tysiące osób, na porannym spacerze brzegiem sztucznego stawu o nazwie Tidal Basin. Collins udało się uchwycić w obiektywie aparatu wiele malowniczych widoków stolicy: pomnik Jeffersona, otoczony wieńcem kwiatów wiśni kwitnących na tutejszych drzewach, odbicie kopuły Kapitolu w wodzie stawu, a także jasnozielone sklepienie dworca Union Station, który przechodzi obecnie gruntowny remont kosztem 7 miliardów dolarów. – Waszyngton zmienił się pod wieloma względami. Niektóre dzielnice, do których niegdyś strach było się zapuszczać, poddawane są procesowi gruntownej rewitalizacji. Coraz mniej rodzin przeprowadza się na przedmieścia, a wielu mieszkańców przenosi swoje firmy do dzielnic, w których mają domy. Dlatego niemal na każdym rogu znajdziemy tu dobre sklepy, restauracje i centra rozrywki – mówi Collins. Jedną z nowych atrakcji jest Smithsoniańskie Narodowe Muzeum Historii i Kultury Afroamerykanów, które we wrześniu ubiegłego roku otwarło swoje podwoje w parku National Mall.
Obok znanych zakątków, takich jak Georgetown czy też ekskluzywna dzielnica Kalorama (w której mieszka były prezydent Obama z rodziną), warto także odwiedzić nowoczesny kompleks handlowy City Centre, w którym mieszczą się liczne sklepy znanych marek. Największym projektem deweloperskim w Waszyngtonie jest obecnie nabrzeżne miasto Wharf (wharfdc.com), które znajduje się na południe od National Mall. Pierwsza faza projektu ma zostać ukończona jesienią 2017, docelowo w Wharf znajdzie się 1400 mieszkań, klub jachtowy, trzy hotele, sala koncertowa, cztery mola, 75 sklepów i restauracji, centrum konferencyjne oraz 1,5-kilometrowy deptak.
W popularnych zakątkach, takich jak ulica H Street i dzielnica Shaw, również nie brakuje ciekawych lokali, takich jak pizzeria All Purpose (allpurposedc.com), bar koktajlowy Columbia Room (columbiaroomdc.com) czy też restauracja Kinship (kinshipdc.com), słynąca z kuchni amerykańskiej.
– Turyści odwiedzający Waszyngton znajdą tu wiele nietuzinkowych miejsc, których próżno szukać w innych miastach. Zamiast do Starbucksa mogą wybrać się na kawę do lokalnej sieci Compass, a w tutejszych barach zamiast oklepanego piwa Miller Light spróbują miejscowego DC Brau – mówi Kenner.
Słońce powoli chowa się za horyzontem. Siedzę w barze na dachu hotelu W, podziwiając różową łunę otulającą Biały Dom i pomnik Waszyngtona. Przypominam sobie łacińską sentencję „E pluribus unum” („Jedno uczynione z wielu”), która widnieje na kopule Kapitolu, i zastanawiam się, ile jeszcze wody musi upłynąć w pobliskiej rzece Potomac, by na amerykańskiej fladze w końcu pojawiła się 51. gwiazda.