Zapewne każdy z nas choć raz znalazł się w miejscu, do którego nie chciał trafić. Podczas podróży zdarzało mi się zabłądzić w dużych miastach. Na przykład nie potrafiłam wydostać się ze stacji Shinjuku w Tokio, w Marrakeszu taksówkarz, który słabo znał angielski, wywiózł mnie na pustynię, w Pekinie krążyłam przez parę godzin po ciemnych zaułkach miasta, szukając drogi do hotelu, a w Paryżu zapuściłam się do zakazanej dzielnicy, gdzie próbowano mnie okraść.
Według wyników badań przeprowadzonych przez firmę O2 Travel brytyjscy turyści, gubiąc się za granicą, tracą rocznie 22 miliony godzin. I nie chodzi tu tylko o wczasowiczów, problem ten dotyczy również osób podróżujących służbowo, które zwykle są dobrze zorganizowane i najczęściej mają do dyspozycji smartfon z najwyższej półki. Zgubienie się jest często wynikiem przypadku, ale czasami również splotu kilku niesprzyjających okoliczności. Wystarczy, że stracimy dostęp do Internetu w komórce. Kiedy podróżujemy taksówką, zdarza się, że kierowca błędnie odczyta adres – i problem gotowy. Łatwo zabłądzić także wtedy, kiedy nie patrzymy na mapę, choć cały czas mamy ją przy sobie. Nie ma co ukrywać, sytuacje takie są stresujące i mogą sprowadzić na nas realne niebezpieczeństwo.
W przypadku osób podróżujących służbowo dochodzi do tego także ryzyko finansowe. Dobrym przykładem mogą być firmy kurierskie, takie jak choćby UPS, dla której wydajność liczy się tak bardzo, że w niektórych krajach jej furgonetki nie posiadają drzwi od strony kierowcy, aby choć o kilka sekund przyspieszyć proces dostarczania przesyłek. Jednak gdy kurier nie może znaleźć adresu jego dzienna wydajność znacznie maleje.
W 2013 roku UPS uruchomiła w USA platformę komputerową Orion, która wyznacza optymalną trasę dla przesyłek, jakie musi dostarczyć kurier. Algorytm, który jest sercem platformy, pozwoli zaoszczędzić 300-400 milionów dolarów rocznie.
Ulice bez nazw
Również prywatni użytkownicy coraz częściej korzystają z systemów nawigacji GPS. Aplikacje, takie jak Google Maps, Sygic lub Waze, pomagają nam poruszać się po nieznanych miastach, a także informują o korkach i wypadkach na drogach.
Dzięki satelitom mamy dostęp do zdjęć lotniczych niemal każdego metra kwadratowego naszej planety, Google Earth oferuje trójwymiarowe obrazy metropolii, kanionów i oceanów, a za sprawą Google Street View możemy wirtualnie przemieszczać się ulicami miast w ponad 65 krajach. Gigant z Mountain View wprowadził także usługę Cardboard, dzięki której możemy podziwiać trójwymiarowe panoramy, korzystając z niedrogich kartonowych gogli.
Jednak tym platformom brakuje ważnego elementu: dokładnego systemu adresowego. Problem jest niemały, zważywszy na to, że w samej Wielkiej Brytanii rocznie do adresatów nie dociera aż 6 milionów przesyłek. W znacznie gorszym położeniu są niemal 4 miliardy osób na całym świecie, które nie posiadają fizycznego adresu korespondencyjnego, co stwarza realne trudności z założeniem konta w banku, ubieganiem się o świadczenia, głosowaniem lub założeniem działalności gospodarczej.
Co ciekawe, nie chodzi tu jedynie o syryjskich uchodźców, koczowników z Mongolii czy też mieszkańców brazylijskich slumsów. Problem ten dotyczy także wielu tokijczyków, ponieważ system adresowy stolicy Japonii jest niezwykle zagmatwany i nieprecyzyjny. Większość ulic w Kraju Kwitnącej Wiśni nie ma bowiem nazw. Aby dotrzeć pod właściwy adres, musimy znać numer przecznicy oraz budynku.
W Zjednoczonych Emiratach Arabskich miasta rozbudowują się w tak zawrotnym tempie, że ich mieszkańcy rzadko kiedy orientują się w topografii. Aby zaradzić temu problemowi, każdy budynek w Dubaju posiada obecnie 10-cyfrowy geoadres, którym są jego współrzędne geograficzne, a na początku tego roku w tym emiracie zaczęto wprowadzać także system tradycyjnych adresów.
Również większość terenów wiejskich w USA nie posiada właściwego systemu adresowego. Na przykład jeszcze trzy lata temu w okręgu McDowell w Zachodniej Wirginii mieszkańcy odbierali korespondencję na poczcie, a przesyłki o większych gabarytach dostarczano do ratusza lub banku. Wskazówki dojazdu były długie i skomplikowane, a za punkty orientacyjne służyły charakterystyczne obiekty, takie jak „stary kościół” czy „dawna szwalnia”. W przypadku, gdy trzeba było wezwać karetkę lub straż pożarną, osoba zgłaszająca musiała pozostać na linii, informując dyspozytora, czy słyszy syrenę nadjeżdżającego pojazdu.
Na szczęście w 2013 roku zaczęto wprowadzać zmiany. Firma telekomunikacyjna Verizon postanowiła zainwestować 15 milionów dolarów w „jeden z najambitniejszych projektów kartograficznych w ostatnich latach”, którego rezultatem było stworzenie setek tysięcy oficjalnych adresów. Tym samym w ostatnim czasie miasta Zachodniej Wirginii zyskały m.in. takie ulice, jak Beer Can Alley (aleja Puszek z Piwem) oraz Cougar Lane (ulica Kocic).
Trzy słowa
Zaprawieni w boju globtroterzy, do których zaliczają się osoby podróżujące w interesach, dobrze wiedzą, jak sprawnie poruszać się po nawet najbardziej nieprzyjaznych miastach, posiłkując się swoim bogatym doświadczeniem i nowoczesną technologią. Jednak problemy mogą pojawić się nawet wtedy, gdy mamy osobistego kierowcę, a samo miasto nie jest nam całkowicie obce.
Kilka miesięcy temu zamówiłam w Miami usługę przewozu siecią Uber, ale okazało się, że aplikacja nie pozwala mi wybrać skrzyżowania ulic w Małej Hawanie, na które się wybierałam. Jakby tego było mało, mój kierowca nie mówił po angielsku i słabo znał okolicę, więc po 20 minutach bezcelowej jazdy poprosiłam go, aby się zatrzymał, i dalszą drogę przebyłam pieszo. Jak widać, czasami podróże mogą okazać się prawdziwym koszmarem.
Na szczęście pewien brytyjski start-up znalazł sposób, jak ułatwić nam życie. Założona w 2013 roku firma What3Words opracowała specjalny algorytm, który podzielił naszą planetę na 57 milionów fragmentów o powierzchni 3 mkw., a następnie każdemu z nich przypisał unikatowy trójwyrazowy adres. Jeśli chcemy na przykład zwiedzić Błękitną Lagunę w Islandii, zamiast wpisywać długie współrzędne GPS (w tym przypadku: N63° 52’ 51.646” W22° 26’ 27.985”), możemy wpisać do nawigacji hasło „richer.jades.apologies”, aby otrzymać szczegółowe wskazówki dotyczące dojazdu do tego miejsca.
– Aż 135 krajów na całym świecie nie posiada własnego systemu adresowego. Dlatego szczegółową lokalizację można tam ustalić jedynie za pomocą współrzędnych geograficznych. To bardzo precyzyjna metoda, ale opiera się na ciągu 18 cyfr, które można łatwo pomylić lub zapomnieć – tłumaczy Giles Rhys Jones, dyrektor ds. marketingu w What3Words.
Geokodami składającymi się z trzech słów możemy posługiwać się, chcąc znaleźć np. niepozorną restaurację w dużym mieście, mieszkanie wynajęte za pomocą portalu Airbnb, biuro bez adresu w Abu Dhabi lub centrum kultury w południowoafrykańskiej dzielnicy. Można w ten sposób zamówić także dostawę drona na plac budowy w Paryżu albo wezwać pomoc dla osób uwięzionych w ruinach po trzęsieniu ziemi w Nepalu.
– 40 tysięcy angielskich słów umieszczonych w trzech pozycjach daje razem aż 64 biliony kombinacji, dzięki czemu możemy przypisać nazwę każdemu najmniejszemu zakątkowi na naszym globie. Usunęliśmy homofony, słowa długie, dwuczłonowe oraz obraźliwe, a krótsze wyrazy przypisaliśmy miejscom, w których mogą być użyte częściej, choćby w centrum Londynu – tłumaczy Rhys Jones.
SZERSZE HORYZONTY
Serwis What3Words jest dostępny w 10 językach i nawiązał już współpracę z ponad 50 organizacjami. Efektem tych działań ma być upowszechnienie trójwyrazowych adresów, aby można było opisywać nimi także takie miejsca, jak punkty dostawy pomocy humanitarnej lub lądowiska helikopterów.
– W brazylijskich fawelach miliony ludzi przyklejają na domach stworzone przez nas adresy, aby ułatwić doręczanie poczty, a Czerwony Krzyż posługuje się trójwyrazowymi adresami do oznaczania skażonych zbiorników wodnych – mówi Rhys Jones.
Wśród firm z branży turystycznej, które korzystają What3Words, znajduje się m.in. Independent Map Company, tworząca serwis z nieznanymi sklepami, barami i restauracjami, oraz aplikacja podróżna Tripgo, która wyznacza trasy dla pieszych, rowerzystów i osób korzystających z transportu publicznego.
What3Words współpracuje także z twórcami nawigacji Navmii, z której korzystają ponad 24 miliony użytkowników. Aplikacja oferuje szczegółowe mapy 190 krajów, których można używać także w trybie offline.
– Nie mamy takich zasobów jak Google i nie stać nas na to, aby wynająć pojazdy z kamerami na dachach. Dlatego postanowiliśmy opracować nasze mapy za pomocą crowdsourcingu. W tym celu wykorzystujemy dane, jakie otrzymujemy od użytkowników podczas jazdy, ale zachęcamy ich także, aby czynnie angażowali się w inicjatywę Open Street Map, przekazując nam w czasie rzeczywistym dane na temat korków, ograniczeń prędkości i tak dalej – mówi Zoe Laycock, szefowa marketingu w Navmii.
Firma pracuje także nad nawigacją parkingową. – Już wkrótce użytkownicy naszej aplikacji będą mogli wybrać dowolny wielopoziomowy parking w dużym mieście i szybko sprawdzić, na którym piętrze są wolne miejsca – tłumaczy Laycock. Wygląda na to, że już niebawem spóźnialscy stracą ostatnią wiarygodną wymówkę.
Krótka historia nawigacji
W epoce odkryć geograficznych ustalano swoje położenie względem szerokości geograficznej (północ – południe), obierając za punkt bazowy równik (0º). Mierząc kąt od środka ziemi, +90º wypadało na Biegunie Północnym, a -90º na Biegunie Południowym. Obliczanie długości geograficznej (wschód – zachód) było nieco bardziej skomplikowane. Ustalono, że punktem odniesienia (0º) będzie południk Greenwich w Londynie, a pozostałe wartości będą mierzone do 180º na wschód i -180º na zachód.
Jako że ziemia każdego dnia obraca się o 360º (czyli o 15º na godzinę), istnieje związek między czasem i długością geograficzną. W punkcie znajdującym się trzy godziny przed UTC (uniwersalnym czasem koordynowanym) długość geograficzna wynosi 45º na wschód. Łatwo się domyślić, że jednym z ważniejszych elementów ekwipunku dawnych podróżników był niezawodny zegar.
Współrzędne GPS bazują zarówno na długości, jak i szerokości geograficznej.
Na przykład wieżowiec Empire State Building znajduje się na szerokości północnej 40º 44’ 54.388” i długości zachodniej 73º 59’ 8.39”. Globalne pozycjonowanie satelitarne (GPS) opracowano w latach 70. ubiegłego wieku, kiedy to specjaliści z USA dostrzegli potencjał sygnałów radiowych wysyłanych przez satelity krążące na orbicie okołoziemskiej. Po tym, jak w 1983 roku radziecki myśliwiec zestrzelił samolot linii Korean Air, który przypadkowo wleciał w przestrzeń powietrzną ZSRR, amerykański rząd postanowił przekazać technologię cywilnym liniom lotniczym, ale dopiero w 2000 roku stała się ona dostępna.
Co ciekawe GPS do dziś stanowi własność rządu USA. Jak dotąd na orbitę wprowadzono ponad 70 satelitów, choć nie wszystkie są używane do celów nawigacyjnych – aby objąć swoim zasięgiem każdy zakątek na naszym globie, wystarczy, by działały co najmniej 24. Choć nawigacje samochodowe i ręczne odbiorniki GPS wprowadzono już w latach 90., to dopiero na początku XXI wieku technologia ta została dopracowana tak, by mogła być naprawdę użyteczna.
Pierwsze osobiste urządzenie nawigacyjne (PND) wprowadzono na rynek w 2004 roku przez firmę TomTom. Wkrótce potem jej tropem podążyły Garmin i Magellan. Do 2008 w Stanach Zjednoczonych sprzedano ponad 18 milionów takich urządzeń, ale ich popularność spadła wraz z pojawieniem się telefonów z odbiornikami GPS. W 2009 roku na rynku pojawiła się aplikacja Google Maps Navigation, a trzy lata później swoją wersję wypuściła firma Apple.
Pięć aplikacji nawigacyjnych
WHAT3WORDS W 2013 roku firma What3Words opracowała algorytm, za którego pomocą cała kula ziemska została podzielona na 57 bilionów fragmentów o powierzchni
3 mkw. – każdy z unikatowym trójwyrazowym adresem. Przydaje się to zwłaszcza w przypadku miejsc, w których nie istnieją adresy fizyczne. Usługa działa także w trybie offline i jak dotąd jest dostępna w 10 językach; what3words.com
NAVMII Nawigacja ta wykorzystuje usługę crowdsourcingu, za której pomocą użytkownicy mogą informować się nawzajem o natężeniu ruchu i zagrożeniach na drogach. Jeszcze w tym roku dostępna będzie wersja Navmii World, dostępna w formie offline (12 GB)
i obejmująca większość państw świata (istnieje możliwość ściągnięcia na urządzenie tylko wybranych regionów). Wkrótce pojawi się także funkcja informowania o wolnych miejscach parkingowych; navmii.com
CITYMAPPER Nawigacja oferuje szeroki wachlarz możliwości dotarcia z punktu A do B w ponad 30 miastach na całym świecie. Wystarczy wpisać punkt startowy i docelowy, aby po chwili uzyskać szczegółowe informacje dotyczące każdej z dostępnych opcji (pieszo, rowerem, taksówką, autobusem, pociągiem lub metrem), w tym całkowity czas podróży i ilość spalonych kalorii. Citymapper potrafi także doradzić, do którego wagonu londyńskiego metra powinniśmy wsiąść, aby uzyskać najkrótszy czas przesiadki; citymapper.com
WAZE To ponoć największa społecznościowa aplikacja nawigacyjna na świecie, informująca swoich użytkowników m.in. o natężeniu na drogach, niebezpiecznych odcinkach, wypadkach i najtańszych stacjach benzynowych. W 2013 roku Waze została kupiona przez Google; waze.com
FATMAP Ta innowacyjna aplikacja, stworzona głównie z myślą
o narciarzach, oferuje użytkownikom trójwymiarowe zdjęcia gór
w ultrawysokiej rozdzielczości. Możemy dzięki niej dokładnie przeanalizować trasy narciarskie, odszukać nasz kurort, a nawet znaleźć najbardziej nasłoneczniony stok. Wśród dostępnych informacji znajdują się m.in. kąt nachylenia trasy, stopień trudności oraz wysokość nad poziomem morza; fatmap.com
Dzięki satelitom mamy dostęp do zdjęć lotniczych niemal każdego metra kwadratowego naszej planety.
Aż 135 krajów na całym świecie nie posiada własnego systemu adresowego. Dlatego szczegółową
okalizację można tam ustalić jedynie za pomocą współrzędnych geograficznych.