Tropami Inków

Autor tekstu: , Data publikacji:

Dobry wyjazd motywacyjny to przede wszystkim ciekawy i zaskakujący uczestników program. W Peru nie może się to nie udać – udowadnia Olga Chełchowska.

Peru jest niezwykle malowniczym i zróżnicowanym krajem. Ma wszystko, czego można sobie zamarzyć: piaszczyste nadbrzeże oceaniczne z pustynnymi połaciami, wschodnie równiny tonące w zieleni i górskie szczyty Andów. Jak głosi legenda nazwę kraj zawdzięcza słowu biru, co w narzeczu keczuańskim oznacza po prostu rzekę. Klimat jest tam suchy na wybrzeżu i tropikalny na amazońskich równinach.

Ciągle w ruchu

Od XII wieku na tym terenie działało, wyjątkowo prężnie, państwo Inków, które po dwóch stuleciach rozrosło się w imperium obejmujące obecne terytoria Peru, Ekwadoru, a także częściowo Chile, Boliwii, Argentyny i Kolumbii. W szczytowym okresie mieszkało w nim ponad 12 milionów ludzi, wyznawców kultu Słońca i budowniczych doskonałego systemu dróg łączących poszczególne ośrodki administracyjne, co zaskakuje tym bardziej, że Inkowie nie znali jeszcze koła i cały transport odbywał się wyłącznie na grzbietach lam.

W roku 1531, gdy panował tam Atahualpa, Inkowie zostali najechani przez nieliczne, ale doskonale zorganizowane, oddziały hiszpańskich konkwistadorów z Francisco Pizarro na czele. Zaproszeni na uroczystą ucztę inkascy dostojnicy, w liczbie kilku tysięcy, zostali podstępnie wymordowani a Atahualpa uwięziony. Pizarro zgodził się go zwolnić za olbrzymi okup – Hiszpanie dostali za wodza 6 ton złota i 14 ton srebra. Mimo tego zabili Atahualpę. Imperium wkrótce upadło.

Podróż z Polski jest dość długa, trwa kilkanaście godzin, z przesiadką chociażby w Amsterdamie. Trudno się jednak dziwić, to przecież odległy kraj. Lądowanie na lotnisku w Limie, zazwyczaj odbywa się wieczorem. Krótki transfer i można odpocząć w hotelu, tym bardziej, że różnica czasu staje się odczuwalna.

Na powitanie czeka miejscowy specjał, drink o nazwie Pisco Sour, przygotowywany na bazie peruwiańskiego brandy, soku z limonki i białka jajka. Baza hotelowa w Limie jest bardzo dobra. Polecić należy szczególnie dwa tamtejsze pięciogwiazdkowe hotele. Marriott leży w dzielnicy Miraflores, w pobliżu dużego centrum handlowego. Oferuje 288 pokoi i 12 apartamentów rozmieszczonych na 25 piętrach, z basenem i centrum fitness. Równie ciekawy jest Sheraton, który mieści się zaledwie kwadrans drogi od lotniska imienia Jorge Chaveza. Oferuje 431 przestronnych, doskonale wyposażonych pokoi, solidne zaplecze biznesowe i rekreacyjne.

Grupa incentive nie ma w Peru chwili wytchnienia. Przydaje się zdrowie i niezła kondycja, bowiem jest się tam niemal cały czas w ruchu. Lima nawiedzana była często przez trzęsienia ziemi, jednak warto poświęcić nieco czasu na zwiedzenie miasta, szczególnie tamtejszej starówki, wpisanej ćwierć wieku temu na listę światowego dziedzictwa UNESCO. Nie sposób też nie wybrać się nad ocean, by spędzić kilka chwil w jednej z licznych knajpek. Organizatorzy wyjazdu robią czasem uczestnikom niespodziankę i wynajmują zawodowych surferów, z których każdy „wiezie” literę tworzącą nazwę firmy.

Ze stolicy wyrusza się na płaskowyż Nazca. To jedno z najbardziej tajemniczych miejsc na ziemi. Na obszarze ponad 700 kilometrów kwadratowych rozciągają się tam, wykonane na ziemi, olbrzymie geoglify – rysunki geometryczne, linie i kształty zwierząt oraz roślin. Gigantyczne rysunki powstały około 2 tysięcy lat temu, ludy Nazca budowały je usuwając rudy żwir z powierzchni ziemi, odsłaniając jasną glebę. Ślady te mają szerokość około jednego metra i są głębokie na 20 centymetrów.

Odkryto je dopiero w latach dwudziestych minionego stulecia i natychmiast pojawiły się liczne teorie na ten temat. Zakładano, że były to rysunki związane z religią, systemy nawadniania a Erich von Daniken, znany zwolennik działalności obcych cywilizacji, oczywiście udowadniał, że jest to dzieło kosmitów. Najbliżej prawdy była chyba niemiecka uczona Maria Reiche, która uważała, że rysunki z Nazca związane są z obserwacjami astronomicznymi i określaniem pór siewu i zbioru plonów. Widok z okien samolotu jest niesamowity, nikt nie pozostaje wobec niego obojętny.

Kolejnym etapem przygody jest wyprawa do Cusco, starożytnej stolicy Inków, założonej w XII wieku przez ich pierwszego władcę Manco Capaka. W języku keczua nazwa ta oznacza ni mniej, ni więcej tylko pępek świata. Miasto leży na wysokości ponad 3300 metrów n.p.m, więc niektórzy mogą czuć duże zmiany ciśnienia, aklimatyzacja przebiega w miłej atmosferze w którejś z miejscowych knajpek – dobrym lekiem jest ciepła herbata z liści koki. Bazą wypadową jest chociażby hotel El Monasterio, posadowiony w byłym kompleksie klasztornym. W roku 1692 zamieniony został, decyzją papieża Innocentego II, w siedzibę Uniwersytetu, a w roku 1965 przejęto go i urządzono tam luksusowy hotel.

Drugie, warte polecenia miejsce to hotel Libertador z ponad 250 pokojami i butlami tlenowymi w lobby, które są ogólnodostępne. Każdy z gości, który poczuje się nienajlepiej, może skorzystać z tlenu, by „dojść do siebie”.

Kult Słońca

W Cusco marszruta wiedzie poprzez główny plac, zjawiskową katedrę, budynki wzniesione przez konkwistadorów, ale przede wszystkim pozostałości po budowlach tworzonych przez Inków – pałaców, świątyń na cześć Słońca, domostw i warowni. Jedną z nich jest wybudowana pod miastem Sacsayhuaman z systemem potrójnych murów. Swym kształtem tworzy, widoczną z powietrza, uzbrojoną w ostre kły głowę pumy.

Jako obserwatorium nieba służyło Inkom Kenko, okrągła budowla z kamieni uznawana za grobowiec i miejsce składania mumii. W okolicach Cusco trzeba także odwiedzić świątynię Wirakoczy (czyli boga z piany morskiej) uznawanego przez Inków za stwórcę wszechrzeczy, ojca Słońca i Księżyca. Świątynia powstała z wielkich bloków skalnych, niektóre ważą ponad 300 ton, a dopasowano je do siebie perfekcyjnie bez użycia jakiejkolwiek zaprawy.

Emocje nie ustaną, gdy pociągiem (co zajmuje około 3 godzin) lub śmigłowcami (niespełna 25 minut) grupa przemieści się na zachód do Machu Picchu. Zimowa stolica Inków leży kilkaset metrów niżej niż Cusco, trzeba zatem pamiętać o sporych wahnięciach ciśnienia.

Jest to najlepiej zachowane miasto tej cywilizacji, powstało około XV wieku, zaś z niewyjaśnionych przyczyn opuszczono je w 1537 roku. Budowniczowie doskonale wkomponowali kamienne budowle w istniejące masywy skalne. Powstało miasto – twierdza, z systemem nawadniania, ulicami i tysiącami schodów, zapewniających sprawną komunikację. Machu Picchu to zabytek, którego zwiedzanie robi na przybyszach olbrzymie wrażenie. Trudno się zatem dziwić, że pięć lat temu ogłoszono je jednym z nowych siedmiu cudów świata.

Dopełnieniem przygody jest wyjazd nad jezioro Titicaca, na pograniczu Peru i Boliwii. Tam mieści się (po boliwijskiej stronie) słynna wyspa Słońca, na której, wedle inkaskich wierzeń, przyszedł na świat sam Wirakocza i Słońce. Jest tam także kilkadziesiąt sztucznych, pływających wysepek zwanych uros, które zamieszkują Indianie, a turyści nad wyraz chętnie je odwiedzają. Gdy starczy czasu warto także zawitać do kanionu rzeki Colca.

Ma on 120 kilometrów długości i uznawany jest za najgłębszą tego typu strukturę na ziemi. Ściany kanionu wznoszą się w niektórych miejscach na ponad 4200 metrów powyżej poziomu rzeki (dwukrotnie więcej od słynnego Wielkiego Kanionu w Kolorado) a jako pierwsi pokonali go kajakami Polacy.