Tomasz Borucki, jak przystało na fascynata smaku, swoje pierwsze kulinarne kroki stawiał w Warszawie, pod koniec lat 90-tych, w hotelu Bristol, najpierw jako praktykant, potem pomocnik kucharza. – Widziałem, jak w 1989 roku otwierano w Warszawie pierwszy hotel z prawdziwego zdarzenia, Marriott, potem był Bristol. Wtedy zobaczyłem, na czym polega praca w kuchni na najwyższym poziomie. Ale wiedziałem już, że prawdziwej sztuki kulinarnej można się nauczyć tylko podróżując po świecie i zbierając kolejne doświadczenia – mówi Borucki.
W 1997 roku wyjechał – nie wiedząc jeszcze wtedy, żę aż na 16 lat – z Polski. Najpierw zaciągnął się do służby w kuchni na wielkim jak na ówczesne czasy liniowcu pasażerskim Qeen Elizabeth 2, należącym do linii Cunard. Pływał tam i gotował przez 3 lata. Potem na mniejszej jednostce Radisson Seven Seas odbył 4 ponad czteromiesięczne rejsy dookoła świata.
– To było prawdziwe wyzwanie. Niezwykle elegancki statek, 4miesięczny rejs kosztujący prawie 100 tysięcy dolarów i bardzo wymagający goście i podniebienia, jak choćby Calvin Klein, Rod Stewart czy książę Monako. To w trakcie takich rejsów menadżer kuchni uczy się prawdziwej logistyki, bo cumując do afrykańskich portów musieliśmy zamawiać specjalne dostawy z Europy, lokalnie kupowaliśmy tylko ryby, co do których mieliśmy pewność, że są świeże – mówi Borucki, dodając, że pływanie po całym świecie pozwoliło mu poznać smaki i potrawy, których w Europie by się nie nauczył.
Potem przyszła praca w jednej z najbardziej luksusowych firm cruisingowych na świecie, Royal Caribbean. W 2007 roku został culinary directorem na jednostce Adventure of the Seas, rok później, jako zastępca głónego szefa kuchni, kompletował załogę kuchni na powstającym właśnie w stoczni Liberty of the Seas. Musiał zgromadzić 250-osobowy stuff, od nowa zorganizować pracę kuchni, mającej obsługiwać ponad 3 tysiące osób. W trakcie treningów przyrządzał lunche dla pracowników całej stoczni.
– Prawdziwym wyzwaniem, gdy już wystartowaliśmy, było cykliczne organizowanie barbecue dla kilku tysięcy osób na należącej do Royal Caribbean plaży w haitańskim Labadee. Jednym słowem musieliśmy zorganizować grilla dla takiego tłumu, a wszystkie składniki przewieźć na plażę – mówi Borucki.