Zadeptana Toskania

Autor tekstu: , , Data publikacji:

Toskania płaci za sukces. W tym ulubionym przez turystów regionie Włoch słynącym z legendarnego wina Brunello di Montalcino coraz trudniej znaleźć dobrą butelkę.Nie dlatego, że jest ich mniej, lecz dlatego, że giną w morzu tych słabych.

Toskania jest chyba najpopularniejszym regionem winiarskim Europy. Trudno się dziwić, bo zarówno pod względem imponującej architektury Quattrocento i Cinquecento jak i idyllicznego krajobrazu oferuje bardzo wiele. Oglądamy ją w hollywoodzkich superprodukcjach i czytamy o niej w kolejnych, mniej lub bardziej udanych powieściach o tym jak zmęczony życiem człowiek odnajduje tam spokój i szczęście.

Niestety robi się tu coraz ciaśniej. Dziś, żeby móc obejrzeć w całości Katedrę we Florencji albo Piazza il Campo w Sienie trzeba posługiwać się drabinką, która pozwoli nam wynurzyć głowę nad falujący tłum, kupujący pamiątki i podrabiane torebki Louis Vuitton. Z winem jest tak samo. W odpowiedzi na rosnący popyt pojawiło się nagle mnóstwo nowych win, które biegnąc w pośpiechu w ramiona złaknionych i mało wybrednych turystów pogubiły jakość i autentyzm.

Linia podziału

Wszystko zaczęło się od słynnego Sassicaia, o którym już pisałem, wielokrotnie uznawanego za jedno z najlepszych win świata. Produkowane ze szczepów winogron, których ojczyzną jest Bordeaux – Cabernet Sauvignon, Merlot i Cabernet Franc. A ponieważ kostyczny system klasyfikacji w Toskanii zakładał, że wielkie wina czerwone mogą być produkowane wyłącznie na bazie lokalnego Sangiovese jak Brunello di Montalcino, Vino Nobile di Montepulciano czy Chianti Classico to Sassicaia przez długi czas musiała zadowalać się niższą klasyfikacją wina regionalnego IGT.

Tak powstała nieformalna grupa win bardzo wysokiej jakości, ale niekoniecznie produkowanych z Sangiovese lub nie tylko z niego. Przybrała skromną nazwę Supertoscanów. Póki co wszystko rozwija się pięknie, ale wraz ze wzrostem popularności Supertoscanów wzrasta też liczba producentów, którzy też chcieliby popłynąć na tej nowej fali, ale zabrakło im umiejętności, determinacji i cierpliwości. Skutkiem tego jest to, że dzisiaj w Toskanii przybywa nowych winnic i nowych etykiet w tempie geometrycznym. To, na co Toskania pracowała przez niemal dwa tysiące lat swojej winiarskiej historii podwoiło się w ciągu jednej dekady.

 America, America

Taki stan rzeczy nie jest spowodowany tylko przez turystykę, ale też przez czynniki makroekonomiczne. Gwałtowne załamanie rynku wewnętrznego we Włoszech sprawiło, że producenci wina zaczęli histerycznie poszukiwać nowych rynków zbytu.

I choć wszyscy z nadzieją patrzą na Chiny to jednak wciąż największym rynkiem są USA, w których obecnie pije się więcej wina niż piwa! Jednak gust Amerykanów jest nieco inny niż europejski, dlatego wielu producentów postanowiło przestylizować swoje wina tak, by były bardziej wysłodzone i miękkie, co schlebiać miało konsumentom zza Wielkiej Wody.

Skutkiem jest powolna utrata tożsamości win toskańskich. Nawet Sangiovese często już nie jest takie surowe, dymne i czyste, a robi się bardzo ekstraktywne i konfiturowe, z ogromną ilością suchych, beczkowych nut. Nie byłoby w tym nic złego, gdyby nie fakt, że takie wina robi się wszędzie, a to można pozostawić regionom o młodszym stażu i mniejszym prestiżu.

Wina Turystyczne

Jednak największą abominację wzbudza fakt, że nawet jeśli unikniemy wszystkich pułapek i sideł, nawet jeśli jesteśmy na miejscu i dokładnie wiemy czego szukać to… trafiamy na mur. Najpierw musimy się przedrzeć przez rzędy butek z winem turystycznym. Mówiąc tak mam na myśli te wina, które pod dumnie brzmiącymi nazwami Brunello di Montalcino czy Chianti Classico skrywają niemiłosierną podłotę, która nie wiadomo jakim cudem spełniła warunki tak godnych nazw – o ile w ogóle. To są raczej pamiątki, a nie wina. Wystarczyłoby zabutelkować cokolwiek, choćby sok z buraków, przykleić etykietę z ładnym widoczkiem albo z mapką i sprzeda się samo.

Tyle tylko, że to jest strzał w kolano, bo co pomyśli o toskańskim winie człowiek, który jest w tu po raz pierwszy i słabo zna się na winie, a kupi ten winny „souvenir”? Z pewnością nic dobrego, bo ci producenci, których wina pić warto, które czasem dorastają do rangi tych naprawdę wielkich, przecież nie będą ścigać się straganami po parkingu dla autokarów.

Szczęśliwie na całym świecie coraz popularniejsza robi się turystyka jakościowa, nieprzypadkowa, świadoma i elegancka. Ale mimo to, czy znajdzie się ktoś kto mi wytłumaczy, dlaczego poczciwy, miły turysta z piterkiem, w sandałach i skarpetkach podciągniętych pod same kolana miałby pić marne wino?

Co oznacza SKRÓT D.O.C.G.?

Denominazione di Orgine Controllata e Garantita, czyli gwarantowana, kontrolowana nazwa pochodzenia to oznaczenie najwyższej klasyfikacji win we Włoszech. Zapracowanie na to oznaczenie wymaga spełnienia szeregu warunków, dotyczących uprawy, użytego szczepu i winifikacji, charakterystycznych dla danego regionu i apelacji. Jednak nie daje ono stuprocentowej pewności, że wino, które pod tym oznaczeniem się znajduje jest naprawdę doskonałej jakości. Potrafi być wiele butelek, które takiego oznaczenia nie mają a prześcigają tamte o klasę.

Prawda czy mit

KOGUCIK Z CHIANTI

W świecie winiarskim istnieje mit, że każde prawdziwe Chianti ma na szyjce banderolę z herbem, na którym uwidoczniony jest czarny kogut. Nie jest to do końca ścisła informacja, bo kogucik ów jest godłem konsorcjum producentów Chianti Classico i rzeczywiście wszystkie Chianti pod jego skrzydłami są kontrolowane i sprawdzone. Ale przecież są też producenci, którzy niejednokrotnie robią doskonałe Chianti, a nie należą do konsorcjum i nie mają kogutka. Czy można powiedzieć, że ich wina nie są prawdziwym Chianti? To tak jakby rolnik sadząc kalarepę usłyszał, że to nie jest prawdziwa kalarepa, bo on nie należy do Stowarzyszenia Plantatorów Kalarepy.