ODPRAWA
Wybierałem się do Turcji dosłownie na kilkanaście godzin. Moim bagażem był więc jedynie niewielki neseser i laptop. Skierowałem się do stanowisk odprawy niespełna godzinę przed planowanym terminem wylotu – ten miał się odbyć o godzinie 13:05. Procedura była wyjątkowo sprawna i szybka. Rezerwację miałem na miejsce w klasie biznesowej, skorzystałem zatem z szybkiej ścieżki dla uprzywilejowanych. W sumie zabrało to kilkadziesiąt sekund – z kartą pokładową w dłoni poszedłem do stanowiska kontroli bagażowej. Security dla klasy biznes to dwa stanowiska – pracowało jedno, ale wszystko odbywało się naprawdę błyskawicznie.
Do pojemnika włożyłem pasek, marynarkę, portfel i zawartość kieszeni, do drugiego, wypakowany z futerału laptop. Chwilę potem mogłem wejść w strefę pasażerską ze sklepami wolnocłowymi. Bilet jaki miałem upoważniał mnie do odwiedzenia business lounge – można tam skorzystać z bezpłatnych napojów, przekąsek i w spokoju przejrzeć gazetę lub popracować. Tym razem jednak nie miałem na to czasu. Tak w każdym razie mi się wydawało, gdy zjawiłem się przy wyjściu A27, gdzie o 12:20 powinien rozpocząć się boarding. Termin minął i po chwili poinformowano pasażerów, że będziemy mieli opóźnienie wylotu o około 40 minut. Zgromadzenie przed wyjściem z wolna „rozpłynęło” się po okolicy – wiele osób wykorzystało te dodatkowe minuty na zakupy, niektórzy sięgnęli po telefony i prowadzili biznesowe konwersacje. Pół godziny później wszyscy ponownie zameldowali się przy stanowiskach wyjścia A27.
WEJŚCIE NA POKŁAD
Po ogłoszeniu boardingu sięgnąłem po kartę pokładową i paszport – obsługa sprawdziła to szybko i z odcinkiem wskazującym numer miejsca poszedłem korytarzem do czekającego na dole autobusu. Transfer do zaparkowanego na płycie lotniska Boeinga 737-500 trwał kilka minut. Wejście po schodach na pokład odbywało się sprawnie i bez nadmiernego tłoku.
MIEJSCE
Chwilę po wejściu na pokład zająłem miejsce w drugim rzędzie przy oknie. Fotele ustawione są w układzie 3+3, założeniem jest, że środkowy fotel jest pusty, by pasażerowie mieli więcej swobody. Bagaż umieściłem w schowku nad głową, laptopa, na czas startu, wcisnąłem pod poprzedzający mnie fotel.
LOT
Push back odbył się o godzinie 14:10. Kołowaliśmy około 10 minut, start – pomijając oczywiście spóźnienie, jakie już mieliśmy – odbył się bez najmniejszych przeszkód. Osiągnięcie wysokości przelotowej i wygaszenie sygnalizacji „zapiąć pasy” nastąpiło po kwadransie. Personel pokładowy rozpoczął przygotowania do serwisu. W międzyczasie powitał nas kapitan rejsu, informując dość dokładnie o trasie naszej podróży (Słowacja, Węgry, Rumunia, Bułgaria, Turcja) – lot zająć miał 2 godziny i 20 minut. Z oferowanego posiłku, przygotowywanego dla podróżujących business class, według receptur Roberta Sowy, najbardziej przypadły mi do gustu jagnięce kotleciki. Dobrym dodatkiem jest również chilijskie wino Frontera.
PRZYLOT
Na lotnisko Ataturk dotarliśmy o godzinie 17:40 – to oczywiście po terminie (zgodnie z rozkładem powinniśmy lądować o 16:30), ale nie udało się nadrobić warszawskiego opóźnienia.
OCENA
Polski przewoźnik oferuje dobrą obsługę i wygodne połączenie na trasie Warszawa – Stambuł.
FAKTY
układ siedzeń: 3+3
odległość między oparciami: 81 cm
szerokość fotela: 43 cm
KOSZT
Bilet w klasie business, w środku tygodnia, w połowie lipca, rezerwowany na stronie internetowej przewoźnika, bez promocji, kosztował 2469 złotych.
KONTAKT