Andrà tutto bene. Czy turystyka powróci do Lombardii i Piemontu? 

Autor tekstu: , Data publikacji:

Włochy na przełomie marca i kwietnia gościły na czołówkach wszystkich europejskich newsów – wiadomości z tego kraju, w szczególności z północnych prowincji Lombardia oraz sąsiedniego Piemontu napawały lękiem wielu w całej Europie. Nieco później świat obiegały także liczne migawki, które pokazywały, jak Włosi na rozmaite pomysłowe sposoby radzą sobą z kwarantanną – śpiewem, zabawą oraz stwarzając rozmaite zabawne sytuacje.  

Na początku maja, kiedy sytuacja w kraju się ustabilizowała, media przestały jednak pisać o Włoszech. Obecnie, pomimo otwartych granic oraz świadomości, że pandemia na Apeninach z grubsza została opanowana, wciąż niewielu decyduje się na urlop we Włoszech. Mało kto także wie, jak rzeczywiście teraz wygląda sytuacja w tym kraju. Pod koniec lipca poleciałem więc do Mediolanu, żeby na własne oczy się o tym przekonać.

Lotnisko Malpensa

Największe włoskie lotnisko – Malpensa, położone na północ od Mediolanu – nie było w pełni zamknięte podczas kwarantanny. Na mocy decyzji rządu – obok kilku innych lotnisk, przykładowo Bolonii – pozostawało otwarte, obsługując loty specjalne, cargo, rządowe etc. Ruch pasażerski stopniowo zaczęto wznawiać w maju – jednak w dalszym ciągu do powrotu do liczb operacyjnych z okresu przed pandemią portowi lotniczemu MXP, który notabene odnotował najbardziej znaczący spadek liczby pasażerów wśród największych lotnisk europejskich w okresie pierwszego kwartału b.r., wciąż jest jeszcze bardzo daleko.

Na chwilę obecną Włochy są traktowane przez większość krajów europejskich jako kraj „bezpieczny” – z którego po powrocie nie obowiązuje kwarantanna. Również same Włochy są otwarte na wszystkich przybyszy z Unii Europejskiej – po przylocie do Włoch nie obowiązują żadne restrykcje ani dodatkowe wymogi epidemiologiczne. W drodze do strefy odbioru bagażu na lotnisku MXP podróżni przechodzą przez automatyczne bramki pomiaru temperatury, teoretycznie pasażerów przylatujących do Włoch obowiązują też specjalne formularze włoskiego resortu zdrowia, które jednak w praktyce nie są sprawdzane.

Od 15 lipca wszystkie loty na lotnisku MXP obsługiwane są wyłącznie z Terminalu 1 – starszy i mniejszy Terminal 2, położony po drugiej stronie pasa startowego i wcześniej obsługujący znaczną część lotów krajowych oraz większość linii niskobudżetowych, jak np. EasyJet, który miał tutaj jedną ze swoich największych baz w Europie, został tymczasowo zamknięty.

Ze względu m.in. właśnie na liczne loty krajowe, tablica odlotów i przylotów na pierwszy rzut oka prezentuje się pozornie całkiem nieźle. Lecz po bliższym przyjrzeniu się, okazuje się, że loty międzynarodowe stanowią jedynie stosunkowo niewielką część rozkładu. Przykładowo na chwilę mojego przylotu, w pułapie czasowym od godz. 12:00 do 18:00 lądowało zaledwie 8 lotów międzynarodowych – z Lizbony, Algieru, Amsterdamu, Wilna, Eindhoven, Walencji, Frankfurtu i Barcelony. Tymczasem wśród lotów krajowych na tablicy widniały rejsy z Olbii, Neapolu, Palermo, Bari, Rzymu, Cagliari, Catanii, Lamezia Terme, Palermo, Pescary i Brindisi (loty z Olbii, Catanii i Rzymu nawet dwukrotnie).

Obszerna hala przylotów świeci pustkami – większość miejsc świadczących rozmaite usługi, w tym gastronomiczne jest zamknięta. Na chwilę mojego pobytu we Włoszech nie kursowały także popularne pociągi Trenord Malpensa Express, które umożliwiały najszybszy i najbardziej dogodny sposób na dotarcie do Mediolanu. Pasażerowie mają natomiast do dyspozycji wznowione połączenia autobusowe. Wyjście z terminalu odbywa się przez jedyne wyjście B4, reszta jest zamknięta.

Podobne ograniczenia obowiązują na wylotach – podróżni mogą wejść do hali odlotów przez wejście nr. 1 lub znajdujące się na przeciwległym końcu wejście nr. 19. Z wejścia nr. 1 mogą skorzystać ci, którzy udają się bezpośrednio na kontrolę bezpieczeństwa, z wejścia nr. 19 natomiast ci, którzy potrzebują przejścia do strefy odpraw, np. w celu nadania bagażu. W hali odpraw większość biur linii lotniczych oraz świadczących rozmaite usługi pozostaje zamknięte, w tym również popularny foodcort na piętrze powyżej hali odlotów, w południowej jej części.

W strefie tranzytowej większość sklepów duty free jest otwarta – w odróżnieniu znowuż od placówek gastronomicznych. Ze względu na niewielką liczbę pasażerów w większości z nich raczej nie ma wielu kupujących, chociaż sklepy kuszą znacznymi zniżkami na rozmaite znane marki włoskich designerów – rzędu nawet 80%.

Mediolan

Jak sytuacja wygląda w Mediolanie, miasta, które słynie jako jeden z centrów światowej mody i designu?
Piazza Duomo – serce Mediolanu – nie świeci pustkami, aczkolwiek ludzi jest wyraźnie mniej niż zazwyczaj w szczycie sezonu turystycznego. Gwar spacerujących po placu ludzi jest też w znakomitej większości włoskojęzyczny.

Słynnym pasażem Galleria Vittorio Emanuele II, który łączy plac katedralny z piazza La Scala, przechadzają się całkiem liczni spacerowicze, lecz tłumów również brak. Policjanci w eleganckich galowych granatowych mundurach, ozdobionych akselbantami i w staroświeckich hełmach, przypominających korkowe kolonialne, chętnie pozują do zdjęcia naprzeciwko sklepu Prada. Zresztą, otwarte są sklepy wszystkich światowych marek, które można znaleźć w galerii – Lois Vitton, Ermanagildo Zegna, Versace, Swarovski i inne – jak i zwykłe sklepy z pamiątkami lub księgarnie – które przykładowo zachęcają do nabycia dwóch książek w promocyjnej cenie za jedyne €9,90. Przy wejściu do księgarni gości wita automatyczne urządzenie do pomiaru temperatury ciała oraz dozator płynu do dezynfekcji. Podobne rozwiązania są stosowane przez większość miejsc publicznych i handlowych w mieście.

Większość sklepów na via Dante – deptaku, który prowadzi do Castello Sforzesco – również jest otwarta, sporo z nich kusi zniżkami rzędu co najmniej 50%. Ogólnie rzecz biorąc, zniżki towarzyszą nawet niezbyt uważnemu obserwatorowi niemal na każdym kroku – wszędzie tam, gdzie są otwarte jakiekolwiek lokacje handlowe.

Muzea również są już otwarte od kilku tygodniu – i zachęcają zwiedzających… brakiem kolejek. Wszyscy, kto chociaż raz w życiu pragnął odwiedzić najbardziej znane włoskie muzea, jak chociażby słynną galerię Uficci we Florencji, katedrę w Pizie, Colosseum w Rzymie lub Galleria d’Italia czy Museo della Scienza e della Tecnologia Leonardo da Vinci w Mediolanie czy też muzeum sztuki filmowej Molo Antonelliana w Turynie – teraz mają niepowtarzalną okazję ku temu. Niemal wszystkie muzea we Włoszech zachęcają bowiem potencjalnych zwiedzających wyjątkową dostępnością, a czasem również zniżkami na bilety wstępu.

Przy Castello Sforzesco działają orzeźwiające fontanny, przestronnymi dziedzińcami przechadzają się spacerowicze, tuż przy wejściu ustawiła się furgonetka z lodami, sprzedawca w białym fartuchu usilnie namawia do spróbowania tradycyjnego gellato o kilkunastu różnych smakach.

Na rondzie Fuoro Buonaparte jeden za drugim zakręcają tramwaje – zarówno nowoczesne, jak i te staroświeckie – niewielkie, pomalowane na żółto wagoniki, pamiętające jeszcze z pewnością czasy Królestwa Włoch. Jeden z tych wagoników wyróżnia się na tle pozostałych karoserią w kolorach intensywnego różu – po bliższym przyjrzeniu się okazuje się, że to reklama linii lotniczej Wizzair, która niedawno ogłosiła stworzenie bazy na lotnisku Malpensa. Tramwaj reklamuje w ten sposób nowe kierunki z MXP, które otworzył przewoźnik – Tallinn, London, Eindhoven, Reykjavik, Porto, Walencja, Lizbona, Korfu, Ateny, Saloniki, Prisztina, Tel Awiw, Marakesz, Teneryfa i inne.

Mediolan jest miastem, w którym funkcjonują wszystkie możliwe podstawowe typy komunikacji miejskiej – tramwaje, autobusy, trolejbusy, pociągi podmiejskie oraz metro. Miasto posiada 4 linie metra (dodatkowo jedna w budowie) – czerwoną, żółtą, zieloną i niebieską, których łączna długość mierzy prawie sto kilometrów, na całość sieci składają się ponad sto stacji. Mediolańskie metro przewozi rocznie prawie 370 milionów ludzi, stanowi najbardziej istotny element komunikacji publicznej obsługującej największą włoską aglomerację. W czasie lockdownu metro w pełni stanęło – po raz pierwszy od 1964 roku, kiedy ruszyły pierwsze pociągi podziemne. Ruch wznowiono dopiero 18 maja – na początek do użytku dopuszczono jedynie 36 stacji i ustalono limit 25% obłożenia wagonów. Bramki przy wejściach na perony automatycznie obliczały dozwoloną ilość pasażerów. W praktyce oznaczało to, że z usług metra mogło skorzystać jedynie ok. 350 tysięcy pasażerów w ciągu dnia (dla porównania – przed kryzysem ta liczba stanowiła zazwyczaj ok. 1,4 miliona pasażerów dziennie).  Od 1 czerwca otwarto kolejne 20 stacji, dodatkowo zatrudniono specjalne zespoły do dezynfekcji składu ruchomego.

Przejścia podziemne na stacjach metra zostały podzielone liniami na różne strefy w ten sposób, aby podróżni poruszali się w wyznaczonym kierunku omijając siebie nawzajem. W wagonach metra część miejsc do siedzenia jest wyłączona z użytku, o tym informują stosowne ostrzeżenia. Wszędzie, zarówno w wagonach jak przy wejściu na stację metra, znajdują się pojemniki z płynem dezinfikującym. Podróżni mają obowiązek założenia maseczki od momentu wejścia na teren stacji metra i niezdejmowania jej do momentu wyjścia z metra.

Milano Centrale

Monumentalny dworzec kolejowy Milano Centrale pulsuje życiem, chociaż plac naprzeciwko wejścia głownego – piazza Duca d‘Aosta – sprawia wrażenia mniej ludnego niż zazwyczaj. Wydaje się, że występuje na nim pewna symbioza – carabinieri oraz wojskowi w mundurach polowych, hełmach i pełnym rynsztunku zajmują pozycje w cieniu po północno-zachodniej stronie placu, natomiast tradycyjni „mieszkańcy“ okolic dworca – próbujący sprzedawać chińskie pokrowce do telefonów, drążki do selfi, maseczki, sznurowadła etc – po stronie przeciwległej.

W dzielnicy Loreto, nieco na wschód od dworca, mieszczą się liczne biura, a w cieni szklanych wieżowców można znaleźć liczne niewielkie knajpki, gdzie oferują kawę lub gorący posiłek.

Pytam właściciela Norin Caffe Bistro przy via Gustavo Fara, czy dobrze mu się powodzi. Biorąc pod uwagę bezpośrednie sąsiedztwo dzielnicy biurowej chyba nie musi narzekać na brak klientów. Starszy pan macha tylko ręką. Zwolniłem cały personel – mówi – sam stoję za ladą, pomaga mi rodzina – pokazuje ręką na dziewczynę, która krząta się przy aparacie z kawą oraz chłopaka, który właśnie odnosi zamówione panino i szklankę soku do stolika na zewnątrz. Inaczej już dawno bym musiał zamknąć interes – wzdycha.

A jakże uomini d‘affari? – pytam i kiwam głową w kierunku dwóch mężczyzn ubranych – niezważając na upał – w nieskazitelne ciemnogranatowe garnitury i błękitne koszule, którzy właśnie przechodzą obok.  Część biur w dalszym ciągu pracuje zdalnie – macha ręką mój współrozmówca – a co niektórzy z nich też nauczyli się oszczędzać, kawę piją z automatu, a kanapki przynoszą z domu.

Wracam na dworzec, który, trzeba przyznać, potrafi zrobić wrażenie. Terminal w obecnej postaci został otwarty w 1931 roku, a wielkim entuzjastą projektu nowego dworca był sam duce Mussolini, w jego wyobrażeniu miał symbolizować potęgę faszystowskich Włoch. Mają temu służyć przede wszystkie liczne płaskorzeźby, naśladujące stylistykę starożytnego Rzymu, orły, napisy SPQR, sylwetki herosów, ale też sam kształt i rozmiar budowli – fasada główna mierzy ponad 200 metrów długości i 70 m wysokości, a cały budynek zajmuje powierzchnię ponad 66 tys. m². Przez 24 zadaszone perony w środku wielopoziomowej kontstrukcji dziennie przewija się ponad 330 tysięcy pasażerów.

Jak jest obecnie?

Na pierwszy rzut oka ruch jest nieco mniejszy niż rok temu, kiedy byłem tu po raz ostani, lecz różnica nie jest aż tak widoczna, zwłaszcza dla kogoś, kto jest tu po raz pierwszy. Większość pociągów kursuje we wszystkich kierunkach, jak dawniej, w tym superszybkie ekspresy interscity Frecciarosa od Trenitalia oraz ich konkurenta Italo w kierunku Wenecji i Triestu, Bolonii i Rzymu (oraz dalej do Neapolu) i Turynu, aczkolwiek z nieco mniejszą częstotliwością niż przedtem.

Przestrzeń publiczna dworca – podobnie jak w metrze – jest podzielona na strefy i wytyczone „koratarze“, zgodnie z koncepcją których potoki odjeżdżających oraz przyjeżdżających nie powinny się mieszać ze sobą. Przy bramkach, przez które wchodzi się na strefę peronów jest automatycznie mierzona temperatura ciała. Podróżni mają obowiązek założenia maseczki podczas wejścia na teren dworca.

W pociągu Frecciarosa wszyscy podróżni dostają  od stewardów specjalny zestaw, w skład którego wchodzi maseczka, chustecki higieniczne, jednorazowe rękawiczki z lateksu oraz puszka woda mineralnej. Stewardzi noszą maseczki i rękawiczki, pasażerowie mają obowiązek noszenia maseczki podczas całej podróży.
Z dworca Centrale – zarówno jak położonych niedaleko dworców Nord i Porta Garibaldi – można również dostać się koleją do popularnych miejscowości rekreacyjnych przy jednym z najpopularniejszych jezior północy Włoch – Lago Maggiore.

Lago Maggiore

W roku 1839 francuski pisarz Marie-Henri Beyle, bardziej znany jako Stendhal, autor m.in. powieści „Czerwone i czarne”, podróżując przez Lombardię i Piemont zwiedził okolice Lago Maggiore (co po włosku oznacza „wielkie jezioro”) i z zachwytem odnotował w dzienniku podróży, wydanym później pod nazwą „Wspomnienia Podróżnika”: „Jeśli człowiek ma serce, powinien sprzedać ostatnią koszulę, aby móc zobaczyć jezioro Maggiore”.

Jezioro, znajdujące się w odległości nieco ponad 60 km na północny-zachód od Mediolanu, jest rzeczywiście niezwykle urokliwe, położone w przepięknej scenerii krajobrazów górskich. Zajmuje powierzchnię 212.5 km², północna część jeziora znajduje się po stronie szwajcarskiej i należy do kantonu Ticino, natomiast po stronie włoskiej środkiem jeziora biegnie granica pomiędzy prowincjami Lombardii i Piemontu.

Na zachodnim brzegu jeziora, należącym do Piemontu, w południowej jego części mieszczą się znane i cieszące się renomą miejscowości turystyczne, które od wielu lat przyciągają rzesze turystów – Arona, Stresa, Baveno oraz Verbania (która składa się z miejscowości Intra, Pallanza i Suna).

Wśród nich wyróżnia się stosunkowo niewielka (ok. 5 tysięcy mieszkańców), lecz niezwykle widowiskowa i pocztówkowa wręcz Stresa, która leży ok. 90 km od Mediolanu, przy linii kolejowej prowadzącej na północ w kierunku Domodossoli.

Stresa jest z pewnością najbardziej eleganckim ze wszystkich miast położonych nad jeziorem Maggiore, piękne, zadbane ogrody nad jeziorem świadczą o statusie miejscowości, który z pewnością znajduje odzwierciedlenie w szeregu dużych hoteli, z których większość pochodzi z czasów Belle Époque. Spośród tych hoteli na szczególną uwagę zasługuje okazały gmach Grand Hotel et des Iles Borromées, jeden z zaledwie dwóch hoteli położonych nad jeziorami włoskimi, które nie są objęte systemem gwiazdek, ze względu na to, że są zbyt luksusowe, aby mieć tylko pięć gwiazdek (drugi to Villa d’Este w Cernobio nad jeziorem Como). To właśnie w tym hotelu Hemingway umiejscowił bohatera swojej słynnej powieści „Pożegnanie z bronią” Fredericka Henry’ego, w jego ucieczce przed wojną.

Nie zważając na swoje niewielkie rozmiary Stresa jest znana i cieszy się renomą drogiej i luksusowej miejscowości rekreacyjnej daleko poza granicami Włoch. Miasto gości znany coroczny festiwal muzyczny, jest popularnym miejscem turystyki konferencyjnej i kongresowej.  W dniu, kiedy odwiedzam Stresę, na kalendarzu jest druga połowa lipca, a ruch na promenadzie nad jeziorem jest raczej niewielki.

Zawdzięczając uprzejmości pana Oresto Pastore, który przewodniczy agencji promocji turystyki nad jeziorami Maggiore, Orta i Mergozzo dowiaduje się nieco więcej o tym jak wygląda obecnie sytuacja w turystyce w tym regionie. Udaje mi się również porozmawiać z panią Silvią Lorenzini z Distretto Turistico del Laghi – biuro tej instytucji położone jest w samym centrum Stresy, przy reprezentacyjnym Corso Italia, z widokiem na jezioro i wyspy, zwane Isole Borromee.

Latem ubiegłego roku nasze biuro odwiedzało ponad stu turystów dziennie, teraz mamy zaledwie kilkunastu-dwudziestu, chociaż mamy już właściwie szczyt sezonu – mówi pani Silvia. W większości są to turyści krajowi oraz mieszkańcy sąsiedniego szwajcarskiego kantonu Ticino. Wcześniej większość przyjeżdżających do Stresy pochodziła z Niemiec, Austrii, Wielkiej Brytanii, Stanów Zjednoczonych oraz niemieckojęzycznych kantonów Szwajcarii.  W okresie od marca do połowy maja w mieście, podobnie jak w całym regionie i kraju obowiązywały liczne ograniczenia epidemiologiczne, które uniemożliwiły pracę hoteli oraz dotarcie do miasta, ze względu na ograniczone funkcjonowanie komunikacji publicznej.

Drugi tydzień marca jest zazwyczaj początkiem sezonu dla miejscowych hoteli, co w tym roku zbiegło się ze szczytem epidemii, więc hotele pozostały zamknięte do połowy maja, obecnie ich wypełnienie jest na znacznie niższym poziomie niż zazwyczaj, również ceny są na odczuwalnie niższym poziomie.

W kawiarni nad promenadą spotykam się także z panem Lucą Gellettim, właścicielem Tomassuci Travel, agencji, która świadczy szeroki wachlarz usług dla turystów nad jeziorami Maggiore i Orta. Luca ma za sobą również doświadczenia dziennikarskie w La Reppublica, jest błyskotliwy, elokwentny i w rozmowie wskazuje mi na nieoczekiwane źródło problemów w promocji turystyki Lago Maggiore.

– Jak zapewne wiesz, środkiem jeziora biegnie granica, która oddziela Lombardię od Piemontu – opowiada mi popijając kawę – z punktu widzenia turysty, zresztą pod wieloma innymi względami również, nie ma to wielkiego znaczenia. Natomiast fakt, że zachodni brzeg jeziora należy do Piemontu oznacza, że nad promocją turystyki czuwa regionalne biuro promocji z siedzibą w Turynie. Z kolei większość podróżnych, którzy przybywają do nas drogą lotniczą – zwłaszcza z krajów pozaeuropejskich lub położonych na północy Europy – korzysta w większości z lotniska Malpensa lub Bergamo w znacznie większym stopniu niż w Turynie, które zresztą ofertuje znacznie mniej połączeń. Jednak obydwa te lotniska położone są w Lombardii. A Lombardia z kolei ma własny budżet na promocję, który siłą rzeczy nie obejmuje miejscowości nad jeziorem położonych w sąsiednim Piemoncie. I kółko się zamyka – puentuje Luca.

Spójrz na dane statystyczne – kontynuuje po łyku kawy – w ubiegłych latach w strukturze odwiedzających Stresę lub Verbanię obcokrajowców całkowicie dominowali Niemcy, Francuzi i Holendrzy – większość z nich zresztą wybierała dojazd własnym autem, a Holendrzy dla odmiany uwielbiają przyjeżdżać samochodami kampingowymi.

Lecz w obecnych warunkach nie zawsze jest to możliwe lub może być utrudnione. W poniedziałek Wielkanocny zadałem sobie trud i policzyłem wszystkie auta zaparkowane w Stresie i doliczyłem się słownie zaledwie trzynastu aut. Przez długie lata nic nie robiliśmy, żeby promować turystykę nad Lago Maggiore i Orta na innych rynkach, zachęcać przyjeżdżać do nas turystów z innych krajów – chociażby Skandynawii, krajów bałtyckich, Europy Środkowej. Notabene, z Europy Środkowej najwięcej mamy Czechów i Węgrów, z jakichś przyczyn znacznie mniej jest przykładowo Polaków.

Teraz jest już połowa lipca, lecz na Corso Italia wciąż nie ma tłumów – mówi Luca, spoglądamy razem w kierunku jeziora.

Lockdown z Piemoncie zaczął się 10 marca, a w Lombardii – dwa dni wcześniej, więc minęło już ponad 3 miesiące. Gdyby nie pomoc państwa, która wynosiła 600 Euro dla wszystkich pracowników pozostających na postojowych, na prawdę byłoby krucho, gdyż jakakolwiek aktywność zawodowa praktycznie zamarła – opowiada Luca.

Co mamy obecnie? Od 10 czerwca Piemont jest oficjalnie „COVID-free”, turystyka wraca, lecz ponad 80% turystów w tej chwili to Włosi, przyjeżdżający do nas z innych regionów kraju. W większości przyjeżdżają na weekendy, w środku tygodnia natomiast, jak teraz, mamy pustki. Dla porównania, rok temu turyści zagraniczni stanowili prawie 80% wśród przyjeżdżających nad jeziora.

W jakimś stopniu sytuację nieco ratuje również bliskość granicy ze Szwajcarią, która ponownie została otwarta w czerwcu, trzeba też pamiętać, że mamy tradycyjnie spory ruch transgraniczny, ponad 70 tysięcy Włochów z Piemontu i Lombardii pracuje po szwajcarskiej stronie, zaś mieszkańcy Locarno i innych miejscowości kantonu Ticino chętnie przyjeżdżają do nas ze względu przede wszystkim na niższe ceny, jednak są to przeważnie krótkotrwałe pobyty. Poza tym główną motywacją wyjazdu dla Szwajcarów, zwłaszcza tych z pogranicza, pozostaje oczekiwanie niższej ceny za taką samą usługę – konkluduje Luca.

Mogę się pochwalić, na 19 czerwca mam już zabookowane pierwsze niewielkie grupy – z Francji i Wielkiej Brytanii, przyjeżdżają też kamperami Holendrzy – ostatnio chyba stanowią większość wśród obcokrajowców, nie biorąc pod uwagę Ticinesi. Zobaczymy, jak będzie sytuacja wyglądać w sierpniu, kiedy cały kraj tradycyjnie wejdzie w tryb ferrogosto – uśmiecha się Luca.

Obecnie obłożenie hoteli jest na poziomie 50-60%, a to i tak jest dobry wynik w obecnych warunkach. Bądźmy szczerzy i uczciwi, w ostatnich latach, mieliśmy praktycznie 100%, więc niewiele robiliśmy, aby zachęcać do przyjazdów, organizować promocję na nowych rynkach. Teraz powinno się to zmienić.

Po rozmowie z Lucą Gellettim spaceruję jeszcze trochę nad jeziorem, oglądam piękne fasady wielkich hoteli, a następnie wsiadam na statek i udaję się na wyspy.

W rajskim ogrodzie wśród egzotycznych roślin i ptaków

Tzw. Isole Borromee to trzy niewielkie wyspy położone w pobliżu Stresy, zwane Isola Madre, Isola Bella oraz Isola Peschatori.

Każda ma własny charakter. Większą część Isoli Pechatori zajmuje dawna wioska rybacka (jak wskazuje nazwa), obecnie jest to popularne miejsce na krótki wypad ze Stresy, gdzie można coś zjeść, napić się i powędrować wąskimi uliczkami historycznej tradycyjnej zabudowy mieszkalnej na wyspie. Isola Bella z kolei jest zwana wyspą-pałacem, gdyż większą jej część zajmuje XVII-wieczny barokowy pałac, który architekt Angello Crivelli stworzył w kompozycji z otaczającymi go ogrodami tarasowymi dążąc do nadania całości formy statku.

Isola Madre – największa z wysp archipelagu, w odróżnieniu od dwóch pozostałych nie jest zamieszkała, całość wyspy zajmuje ogród botaniczny.

Według Giorgii Meretti, menedżerki do spraw komunikacji, Isola Madre, podobnie jak wszystkie trzy wyspy, to popularny cel wycieczek dla wszystkich odwiedzających Stresę. Tak więc przekrój odwiedzających wyspę jest lustrzanym odbiciem Stresy.

Po zacumowaniu przy niewielkiej przystani, zwiedzający muszą uiścić opłatę za wstęp, gdyż cały teren wyspy jest własnością prywatną i należy do fundacji Boromeuszy, która prowadzi tu muzeum, na które składają się ogrody, park i willa. Ogród botaniczny podobnie jak park w stylu angielskim są utrzymane we wzorcowym stanie i zajmują łącznie powierzchnię ponad 7 ha. Pośrodku parku znajduje się willa rodziny Boromeuszy, obok niewielki kościołek San Vittore. W ogrodach można zobaczyć m.in. uważany za najstarszy w Europie ponad dwóchsetletni cyprys z Kaszmiru, zagajniki bambusowe, magnolie, orchidee, kamelie, rododendrony, liczne odmiany drzew cytrusowych, eukaliptusy, bananowce i palmy, a w stawach – również lilie wodne i lotosy. Po parkowych alejach z powagą spacerują pawie oraz inne kolorowe ptaki egzotyczne.

Wracając z wyspy, z pokładu statku dobrze jest widoczna panorama Stresy, na tle której wyróżnia się sylwetka potężnej bryły Grand Hotel et des Iles Borromées, na fasadzie którego zawieszony jest ogromny baner w barwach flagi włoskiej z napisem oznajmiającym, że hotel ponownie ma zostać otwarty w marcu 2021 roku.

W położonej na północ od Stresy i nieco bardziej egalitarnej Verbanii znajduje się kolejny znany ogród botaniczny, zwany Ente Giardini Botanici Villa Taranto „Captain Neil McEacharn” albo w skrócie – Villa Taranto. Piękny park, rozbity na obszarze liczącym 16 ha obok drogi łączącej Pallanzę z Intrą jest uznawany za jeden z najwspanialszych ogrodów na świecie. Willa i park dookoła zostały nazwane na cześć księcia Taranto, jednego z generałów Napoleona. Był on przodkiem Szkota Neila McEacherna, który zmienił nazwę, kupując ten posiadłość na początku XX wieku. McEachern stworzył wspaniały ogród, który poprzecinany jest siecią ścieżek i alejek o długości 8 km i posiada ponad 20 000 odmian drzew i krzewów z całego świata. Niektóre z nich to jedyne okazy w Europie. Całość uzupełniają też stawy i szklarnie z roślinami lasu deszczowego. Urządzany na wiosnę tradycyjny Tydzień Tulipanów, podczas którego kwitnie ponad 80 000 tych kwiatów, gromadzi tłumy z całego świata. Kwitnące nieco później azalie i rododendrony stanowią kolejną atrakcję dla zwiedzających.

Jak opowiedziała mi pani Giuliana Zanzola, menedżerka do spraw turystyki Villa Taranto, zazwyczaj park jest zamknięty dla zwiedzających zimą i ponownie jest otwierany  w połowie marca. W tym roku, ze względu na ograniczenia epidemiologiczne otwarcie nastąpiło dopiero 18 maja. Obecną sytuację p. Zanzola określa jako bardzo złą, gdyż spadek liczby odwiedzających i odpowiednio dochodów parku stanowi niemal 90% w stosunku do ubiegłego roku. Większość odwiedzający to Włosi, prawie nie ma turystów zza granicy, którzy tradycyjnie przyjeżdżali przeważnie z Niemiec, Francji, Holandii i niemieckojęzycznych kantonów Szwajcarii.

Pani Giuliana zapewnie, że park przykłada znacznych wysiłków, żeby przyciągnąć turystów, przeznaczając w tym celu środki na marketing, angażując influencerów, organizując kampanie reklamowe w mediach i na portalach społecznościowych. Nie bierze się jednak ocenić, czy sezon letni przyniesie znaczną poprawę sytuacji już w tym roku.

Lago d’Orta

W Omegna – urokliwym miasteczku, położonym nad mniejszym jeziorem Lago d’Orta, nieco na zachód od Lago Maggiore, spotykam się z Isabellą Fovaną oraz Matteo Severgnini. Matteo jest pisarzem i dziennikarzem, pisze scenariusze i współpracuje ze szwajcarskim publicznym nadawcą radiowo-telewizyjnym SRG/SSR, autorem niedawno wydanej powieści w stylu noir “La donna della Luna”, której akcja toczy się m.in. na wyspie pośrodku jeziora.

“Pokojowa normalność prowincji jest przerażająca. Wydaje się, że malownicze i spokojne alpejskie jezioro zawsze kryje w sobie coś wyjątkowo niepokojącego. Aby rozerwać tę spokojną i wciąż zasłoniętą jak powierzchnię jeziora zasłonę, potrzebujesz kogoś wyjątkowego, pięknej, udręczonej i heroicznej postaci, takiej jak Marco Tobia. I precyzyjnego i wizjonerskiego pisarza, takiego jak Matteo Severgnini” – czytam w jednej z recenzji o jego powieści.

Isabella  pracuje w wielkiej firmie międzynarodowej z centralą w Londynie. Spacerujemy nad brzegiem jeziora i rozmawiamy o tym, jak zaistniała wpływa na otaczającą nas rzeczywistość. – Prawdziwym problemem jest to, jak ludzie postrzegają realność, w jaki sposób interpretują informację, która napływa zewsząd. Większość ludzi nie potrafi odpowiednio analizować informacji i wyciągać odpowiednie wnioski – mówi Isabella.

Matteo opowiada o tym, że Omegna ostatnimi laty była bardzo popularnym miejscem dla odpoczynku zarówno dla turystów krajowych jak zagranicznych – stanowiło to znaczące źródło dochodów dla sporej części lokalnego biznesu. Miasto w sezonie tętniło życiem, tu odbywały się rozmaite imprezy kulturalne, teraz jest raczej cicho i spokojnie.

Spotkania w Zoom nie zamienią nam realnych kontaktów w pracy – dodaje Isabella – ani też zwłaszcza nie przyniosą dochodów większości mieszkańców naszego miasta.  Wiesz, mam za sobą doświadczenia wielu wyjazdów zagranicznych, studiów, stażu etc. – i doskonale pamiętam jak kiedyś obowiązywały kontrole na granicy szwajcarskiej, innych granicach, paszporty etc. Nie chcę, żeby to wszystko znów wróciło. Lecz część ludzi najwyraźniej jest gotowa zgodzić się na daleko posunięte ograniczenia w imię jakiegoś wyimaginowanego uczucia bezpieczeństwa – konkluduje.

Lugano

Będąc nad jeziorami, nie da się uniknąć kontekstu bliskości granicy ze Szwajcarią – ten wątek przewija się w niemal każdej rozmowie.  Udaję się zatem do Lugano, żeby lepiej zrozumieć, jak postrzegają sytuację z tamtej strony granicy. Na stacji paliwowej przy przejściu w Gaggiolo kupiłem winietkę szwajcarską za 45 EUR, strażnicy graniczni wyrywkowo kontrolują ruch po obydwu stronach, lecz większości pozwalają przejechać bez zatrzymywania się. Po ok. 30 min jazdy jestem w Lugano. Ze wzgórza Massano i bezpośrednio z okolic dworca kolejowego rozciąga się piękny widok na miasto leżące w dole i jezioro w otoczeniu scenerii górskiej.

Na tle wież barokowych kościołów San Rocco oraz katedry San Lorenzo wyrastają szczyty Monte Boglia i Sighignola po drugiej stronie jeziora, a w dole leży centrum miasta, które na pierwszy rzut oka sprawia wrażenie nieco ospałego.

Na promenadzie nad brzegiem jeziora panuje jednak ożywiony ruch – wzdłuż Riva Vincenzo Vela suną po kolei liczne auta, kawiarnie są otwarte i wypełnione po brzegi, od niewielkiej przystani odpływają wycieczkowe statki, na wietrze obok palmowej alei łopocząna masztach liczne flagi – kwadratowe, czerwone z białym krzyżem Konfederacji oraz granatowo-czerwone kantonu Ticino.

Na placu piazza Riforma panuje ożywienie, przed biurem informacji turystycznej właśnie zbiera się spora grupa turystów.  Spotykam się z pracownicą Centrum Informacji Turystycznej, panią Dalilą Pagani, która chętnie opowiada mi o tym, jak obecnie wygląda sytuacja w tyrystyce w Lugano, zastrzegając przy tym, że jest to wyłącznie jej opinia prywatna.

Od początku marca do końca maja większość hoteli w mieście była nieczynna – mówi. Wyjątek stanowiły hotele, które zgodnie z decyzją stowarzyrzenia hotelarzy Albergatori di Ticino były wyznaczone na potrzeby specjalne. Co to oznaczało w praktyce? – pytam. Przeważnie chodziło o personel medyczny, który dojeżdżał do miasta na dyżury. Mogli korzystać z usług wyznaczonych hoteli, żeby zaoszczędzić na czasie pomiędzy dyżurami. Specjalnie z myślą o nich została ustalona ryczałtowa taryfa 30 CHF.

Zazwyczaj wysoki sezon u nas zaczyna się na Wielkanoc, kiedy otwierana jest większość hoteli – ciągnie Dalila – w tym roku decyzją rządu Konfederacji pozostały jednak zamknięte. Wszystkie decyzje związane z ograniczeniami w związku z epidemią COVID-19 były i są podejmowane w Szwajcarii na szczeblu rządu Konfederacji – wyjaśnia. Bary i większość sklepów były zamknięte do końca kwietnia, od początku maja pozwolono otwierać ogródki letnie.

A co z granicą z Włochami? – pytam.

Została w pełni otwarta dopiero od 1 czerwca – opowiada pani Pagani – co prawda, już wcześniej zrobiono wyjątek dla frontalieri (tak nazywają Włochów, którzy pracują w przygranicznych regionach Szwajcarii), ze względu na to, że ich sporo pracuje u nas. We Włoszech sytuacja podobno rzeczywiście była groźna, przynajmniej znacznie bardziej poważna niż u nas, więc rząd bardzo restrykcyjnie podchodził do kwestii ruchu trangranicznego. W wyjątkowej sytuacji znalazła się włoska enklawa Campione na drugim brzegu jeziora – dla nich również poczyniono wówczas pewne wyjątki, żeby zapewnić funkcjonowanie tego skrawka Włoch, który od trzech stron otoczony jest przez terytorium Szwajcarii i jezioro od czwartej.

Spadek ruchu turystycznego obecnie oceniamy na ok. 20% – kontynuuje – zazwyczaj większość turystów zagranicznych u nas stanowią goście z Niemiec, Francji, Austrii, Belgii, Holandii, oczywiście Włoch – ale również krajów arabskich i Chin. Teraz mamy w większości ruch krajowy oraz gości z Niemiec, trochę z Francji.

Większość turystów wybiera też dojazd własny, chociaż w ostatnich latach zmodernizowano linię kolejową do Zurychu, co znacząco skróciło czas w podróży, jednak obowiązek noszenia maseczek podczas całej podróży skutecznie zniechęca wielu Szwajcarów do korzystania ze środków komunikacji publicznej, wolą więc własne auta.

Niewielkie regionalne lotnisko w Lugano również pozostaje zamknięte, chociaż wcześniej odbywały się stąd loty krajowe do Zurychu, z możliwością przesiadki dalej na liczne połączenia międzynarodowe linii Swiss.

Połączenie zostało zlikwidowane jesienią ubiegłego roku – co ciekawe, wiązało się to z bankructwem słoweńskiego przewoźnika Adria, który podwykonywał tę trasę właśnie dla Swiss. Po upadku Adrii, Swiss podjął decyzję o likwidacji połączenia – ze względu przede wszystkim na brak odpowiednich własnych maszyn we własnej flocie.

Mamy spory potencjał na ruch przyjazdowy z Genewy – mówi Dalila – a na tej trasie akurat nie mamy kolei szybkiego ruchu, w odróżnieniu od Zurychu, podróż zarówno pociągiem jak i autem przez Alpy trwa długo. Gdybyśmy mogli zaoferować jakieś lepsze rozwiązanie logistyczne, z pewnością mielibyśmy więcej gości również z tego regionu Konfederacji.

Zresztą, ostatnio i tak odnotowujemy więcej przyjazdów z kantonów francuskojęzycznych niż mieliśmy wcześniej. W Szwajcarii jest prowadzona zakrojona na szeroką skalę kampania na szczeblu ogólnopaństwowym, zachęcająca do podróży krajowych i odkrywania uroków naszego kraju pod hasłem „zostań na wakacje w Szwajcarii”. Dodatkowo różne kantony próbują zachęcać turystów na własną rękę, przykładowo tutaj, rząd kantonu Ticino oferuje 20% zniżki na zakwaterowanie dla mieszkańców kantonu. Wskutek tego hotele mają raczej dobre obłożenie – ciągnie Dalila – z mojej wiedzy wynika, że przykładowo w miniony weekend większość hoteli w mieście właściwie nie miała dostępnych wolnych miejsc. Część hotelarzy również podniosła ceny.

Czyli właściwie można powiedzieć, że do Lugano już wróciło life as usual? – pytam.
– No, nie, kasyna wciąż jeszcze są zamknięte – uśmiecha się Dalila. W ubiegłym roku zazwyczaj mieliśmy ponad 100 gości dziennie w naszym centrum informacji turystycznej, teraz mamy ok. 60. Musieliśmy też tymczasowo zamknąć dwa inne biura, m.in. na dworcu kolejowym.

Na promenadzie wypełnionej ludźmi i gwarem licznych kawiarń trudno jednak jest oprzeć się wrażeniu, że ogólna atmosfera różni się od tej po włoskiej stronie granicy.

Bergamo. W centrum epicentrum

Czas więc na powrót do Włoch, gdzie kolejny etap mojej podróży stanowi Bergamo. To miasto w Lombardii zostało uznane za epicentrum epidemii we Włoszech, a na pewnym etapie nawet w całej Europie.

Po raz ostatni byłem tutaj niemal dokładnie rok temu – uliczki Cittá Alta były wówczas wypełnione przez turystów, przy stacji kolejki (Funicolare Città Alta), która łączyła zabytkowe Górne miasto z bardziej nowoczesnym centrum Bergamo położonym u stóp wzgórza, wił się długi ogonek oczekujących na wjazd. Podobne kolejki ustawiały się przy wejściu do głównych atrakcji Górnego miasta – dwunastowiecznej bazyliki Santa Maria Maggiore o pięknym barokowym wnętrzu, renesansowej Capella Colleoni, słynącej ze wspaniałych fresk i Palazzo della Ragione z XIII wieku, z obronnej wieży z zegarem, z której rozpościerają się panoramiczne widoki na miasto w dole oraz całą dolinę Bergamo.

Na placu przed pałacem, zwanym piazza Vecchia w cieniu krużganków ustawione były wówczas plakaty, które informowały o inicjatywie lokalnych mieszkańców tej zabytkowej dzielnicy Bergamo. W trosce o zachowanie autentycznego charakteru Città Alta oraz w celu przeciwdziałania rozprzestrzeniania się zjawiska, które dorobiło się ostatnio angielskiego terminu overtourism, grupa inicjatywna mieszkańców Górnego miasta nawoływała do podpisania petycji wobec władz miasta, zgodnie z którą należałoby ograniczyć ruch turystyczny w Città Alta.

Nie miałem wówczas czasu, żeby dokładnie dowiedzieć się, na czym polegała wspomniana inicjatywa, gdyż spieszyłem się na samolot. Autobus komunikacji miejskiej Nr. 1 wygodnie łączy centrum Bergamo z pobliskim portem lotniczym Orio al Serio, a podróż zajmuje nieco więcej niż zaledwie 20 minut.

Mówiąc o rozwoju portu lotniczego w Bergamo, który właśnie obchodzi swoje pięćdziesięciolecie, można śmiało stwierdzić, że to właśnie działalność lotniska w sposób najbardziej znaczący przyczyniła się do popularności Bergamo i obecności licznych turystów na ulicach Città Alta, których rzekomej nadobecności dotyczyła wspomniana wyżej inicjatywa.

Orio al Serio International Airport, znany też jako Bergamo International Airport (BGY), to trzeci co do wielkości największy port lotniczy w całych Włoszech, od 2011 roku nosi też imię Caravaggia. Ze względu na położenie w odległości ok. 45 na północny-wschód od Mediolanu jest pozycjonowany przez większą część linii lotniczych, zwłaszcza niskobudżetowych przewoźników (jak chociażby Ryanair lub Wizzair) jako alternatywne lotnisko aglomeracji mediolańskiej. Od momentu przekształcenia dawnego portu wojskowego w lotnisko cywilne w na początku lat 70., możliwość lotniczych podróży pasażerskich sporo zmieniła w lokalnej turystyce. Największe zmiany jednak zaszły w latach 90. XX wieku, kiedy na rynek weszły linie lowcostowe i liczba zarówno połączeń jak i pasażerów w BGY zaczęła wzrastać w imponującym tempie. Aż do marca 2020.

O obecnej sytuacji rozmawiam z Eugenio Sorrentino z SACBO (La Società per l’Aeroporto Civile di Bergamo-Orio al Serio), jest to firma zarządzająca lotniskiem Bergamo Orio al Serio, której względnym większościowym udziałowcem jest Società Esercizi Aeroportuali (SEA).

W ubiegłym roku mieliśmy prawie 14 milionów pasażerów w BGY – mówi Eugenio – i odnotowaliśmy wzrost rzędu nieco ponad 7% jeśli chodzi o liczbę pasażerów oraz ok. 6,5% jeśli chodzi o liczbę połączeń.

Teraz szacujemy spadek rzędu 75% w stosunku do ubiegłego roku. W okresie od kwietnia do czerwca obowiązywały nas liczne ograniczenia uchwalone przez rząd, ale przez cały czas byliśmy otwartym lotniskiem, obsługiwaliśmy liczne loty z personelem medycznym, loty specjalne, cargo etc. Jeśli chodzi o regularny ruch pasażerski – po restrykcjach wprowadzonych przez rząd 12 marca wznowiliśmy go ponownie dopiero 5 maja. Otwarcie nastąpiło również na mocy decyzji rządu i ENAC (Włoskiej Agencji Lotniczej), ze swojej strony oczywiście również intensywnie o to zabiegaliśmy.

Pierwszych pasażerów, którzy do nas wrócili, zaliczamy do tzw. kategorii VFR (Visit Friends and Relatives), teraz powoli odbudowuje się ruch turystyczny – co prawda, niemal wyłącznie krajowy. Najbardziej ucierpiał segment korporacyjny, dotyczący podróży biznesowych, ale również kierunki obsługujące tradycyjnie turystykę międzynarodową. Jeśli w ubiegłym roku najbardziej popularnymi kierunkami – zarówno pod względem liczby połączeń jak i ilości pasażerów – były Londyn i Barcelona, to na chwilę obecną pierwszą piątkę stanowią Olbia, Brindisi, Catania, Palermo, Neapol, Bari, Lamezia Terme i Cagliari.

Na chwilę obecną nie planujemy zmian w strukturze naszych taryf i opłat lotniskowych – kontynuuje Eugenio – natomiast dokładamy wszelkich starań, aby większość linii lotniczych, które przez lata były naszymi partnerami, do nas powróciła.

Spodziewamy się też, że działalność naszej regionalnej organizacji turystycznej będzie pomocna w tym kontekście.

Rzeczywiście,  Biuro Promocji Bergamo (Agenzia per la promozione e lo sviluppo del Turismo della provincia di Bergamo) wspólnie z Izbą Handlową Bergamo (Camera di Commercia di Bergamo) aktywnie prowadzą kampanię pod hasłem „Quanta sie bella Bergamo!”, strona “Visit Bergamo” na Facebooku ma już ponad 218 tysięcy polubień – jednak w dalszym ciągu są to działania, które w największym stopniu zachęcają do odkrycia uroków Bergamo przede wszystkim Włochów z innych regionów kraju, zwłaszcza Południa.

Powstała też strona www.bergamascoancheio.it oraz popularny hashtag #BergamascoAncheIo, których celem jest okazanie wsparcia lokalnej wspólnocie Bergamo, która wyjątkowo ucierpiała podczas pandemii.

Więcej połączeń krajowych i co za tym idzie – więcej rodaków z Kalabrii lub Sycylii, którzy nigdy wcześniej nie byli w Bergamo i Lombardii, to jest jedna, niewątpliwie pozytywna strona medalu. Jednak utrata pasażerów kierunków międzynarodowych dotkliwie jest odczuwalna nie tylko przez BGY – gdyż ten ruch stanowił istotny element gospodarczy dla całego regionu. Tuż naprzeciwko terminalu pasażerskiego lotniska kilka lat temu powstało wielkie centrum handlowe Oriocenter – znaczącą część kupujących tam stanowili pasażerowie BGY – niektórzy dla zabicia czasu w oczekiwaniu na lot, a dla co niektórych zakupy w Oriocenter stanowiły wręcz jeden z celów podróży lotniczej.

Teraz większość sklepów z markowymi ubraniami i elektroniką jest otwarta, większość z nich oferuje też znaczące zniżki – już przy wejściu informują o tym reklamy „Fuori tutto 70%!”, centrum handlowe zachęca klientów do zakupów również oferując zniżkę rzędu €50 „na wszystko”, w przypadku wydania co najmniej €200. Lecz największy ruch panuje jedynie w strefie foodcourtu – tam słychać zresztą niemal wyłącznie język włoski, w większości są to rodziny z dziećmi i miejscowa młodzież. Widoków podróżnych, którzy w pośpiechu ładują do walizek zakupy i nerwowo próbują obliczyć, czy nie będą musieli płacić za nadbagaż – czy też ustawiają się w długie kolejki po wypełnienie wniosków na zwrot podatku VAT (w przypadku nierezydentów EU) teraz już nie uświadczysz.

Wracam na Città Alta. Spokojny, ciechy wieczór, piękny zachód słońca, oglądany z bastionów przy Vialle delle Mura. Na wąskich uliczkach całkiem sporo spacerujących, w miejscu, gdzie w ubiegłym roku widziałem plakaty informujące o zagrożeniu wynikającym ze zjawiska overtourismu, obecnie restauracja Caffè del Tasso przy Piazza Vecchia informuje o wydłużonych godzinach otwarcia: Aperto tutti i giorni – 09:00-02:00.

Niektóre sklepy z pamiątkami lub ubraniami – przykładowo przy via Gombito – są zamknięte już na dobre, w tych zaś, które są otwarte, również – jak wszędzie – oferowane są zniżki. Odczuwalne jest, że miejscowa gastronomia, wcześniej przeważnie zorientowana na turystów, teraz przestawiła się na miejscowych mieszkańców – przede wszystkim cenowo.

W wielu oknach, na balkonach i witrynach sklepów wciąż można zobaczyć ślady tego, czego udziałem stało się miasto w marcu i kwietniu – flagi włoskie, banery z napisem Noi amiamo Bergamo i rysunkami wielkiego serca oraz dziecięce rysunki kredkami na białych arkuszach A4 lub kartkach z zeszytów szkolnych. Na jednym z nich widzę uśmiechnięte słoneczko, tęczę, która rozgania ciemne chmury, latającego motyla oraz dzieci, które trzymają się za ręce.

Podobnie jak w wielu innych miejscach, na tym rysunku też widnieje napis: Andrà tutto bene.  Wszystko będzie dobrze.

 

 

*