To musiało być olbrzymie wydarzenie. Pół wieku temu warszawski Hotel Grand przy Kruczej, nie dość, że miał basen wybudowany na górnych kondygnacjach, co zwykłemu zjadaczowi socjalistycznego chleba nie mieściło się w głowie, dorobił się lądowiska dla helikopterów. Miejsce wyznaczono na dachu, jak w amerykańskich filmach. Los chciał, że skończyło się także jak w filmie. Kryminalnym. Próba lądowania była tylko jedna, bo okazało się, że budynek nie jest w stanie wytrzymać konstrukcyjnie.
Potem wcale nie było lepiej. Do dziś śmigłowiec wywołuje sensację, a wynajęcie małej, zwinnej maszyny jest łatwiejsze, niż wylądowanie nią w wybranym miejscu. Helipadów z prawdziwego zdarzenia, jest u nas jak na lekarstwo. Przede wszystkim to lądowiska ratunkowe, przy dużych szpitalach, które nie są udostępniane. Prywatnymi dysponują nieliczne hotele.
Jak wiśnia na torcie
Firm wynajmujących śmigłowce także nie jest wiele. Można je policzyć na palcach, co gorsza, jednej ręki. To chociażby Sky Poland z bazą w podwarszawskim Konstancinie, dysponująca kilkoma śmigłowcami Robinson, w tym nowoczesnym Błękitnym 24 grupy TVN, który, jeśli nie jest wykorzystywany do celów telewizyjnych może również zostać wynajęty. To także, działająca od ponad 10 lat, bielska spółka Normal, Piotra Jafernika.
Jak powiedział nam Zbigniew Podermański ze spółki Air Charter Professional, która zajmuje się pośrednictwem w wynajmie transportu lotniczego, zapytania potencjalnych klientów o helikoptery trafiają się rzadko, choć zainteresowanie nieznacznie wzrasta.
Na świecie śmigłowce wykorzystywane są często do krótkich przelotów, biznesowych i turystycznych. Traktowane są po prostu jak podniebna taksówka, co w metropoliach, gdzie dotarcie gdziekolwiek w ulicznym korku zajmuje mnóstwo czasu, staje się zbawiennym rozwiązaniem.
U nas takiego przyzwyczajenia jeszcze nie ma. Zapewne wpływa na to także cena. Godzina lotu dobrego śmigłowca kosztuje nawet 1300 euro. Załóżmy, że lecimy z Warszawy do Poznania, czyli blisko dwie godziny w jedną stronę. Do tego należy dodać opłatę postojową (ta nie jest wygórowana – nie przekracza 50 euro za godzinę) i robi się wydatek kilku tysięcy euro. A podróż nie przebiega przecież w wyjątkowo komfortowych warunkach. Bywa, że lepiej po prostu wynająć mały samolot, oczywiście pod warunkiem, że mamy lotnisko w pobliżu celu podróży – z tym niestety jest u nas także nadal spory problem.
Jedno z pierwszych prywatnych miejsc w Polsce, przygotowanych do lądowania śmigłowców, znajdowało się na terenie hotelu Gołębiewski w Mikołajkach. Zatrzymujący się tam goście mieli możliwość wynajęcia parkującego przed budynkiem helikoptera na krótką turę widokową po okolicy – lot trwał około kwadransa a obsługiwany był przez zewnętrzną firmę dzierżawiąca teren.
Teraz kompleks hotelowy rozrósł się, a od kilku lat helipad jest profesjonalnie przygotowanym miejscem, wyłożonym kostką, z odpowiednio przystosowanym hangarem i niezbędnym oświetleniem – a to zdarza się naprawdę wyjątkowo rzadko. Lądowisko udostępniane jest służbom medycznym, jeśli zajdzie tego typu potrzeba oraz oczywiście gościom, przede wszystkim biznesowym, odwiedzającym hotel ze względu na organizowane tam imprezy kongresowe czy konferencyjne. Sam właściciel sieci hoteli, które znajdują się w Mikołajkach, Karpaczu, Wiśle oraz Białymstoku, Tadeusz Gołębiewski, w roku 2006 wziął w leasing śmigłowiec i porusza się drogą powietrzną dość często.
Otwarty w grudniu 2009 roku zakopiański kompleks Nosalowy Dwór Resort & Spa składa się z dwóch hoteli (cztero i trzygwiazdkowego) a lądowisko dla śmigłowców umieszczono tam już na etapie projektu.
– Naszą ofertę kierowaliśmy od początku do klienta sektora Premium, więc zaplanowanie lądowiska było rzeczą naturalną, tym bardziej, że szybko pojawiło się na nie zapotrzebowanie i zainteresowanie ze strony klientów – powiedział BT Tymoteusz Mróz, marketing manager Nosalowego Dworu. – Wiąże się to chociażby z położeniem Zakopanego i słynną „zakopianką”, która bardzo często jest zakorkowana. Wkrótce chcemy wprowadzić specjalne pakiety dla klientów umożliwiające połączenie śmigłowcem z krakowskiego lotniska wprost do hotelu, co zupełnie wyeliminuje transport drogowy.
Jak dodaje, lądowisko cieszy się zaskakująco dużym powodzeniem, wykorzystywane jest zazwyczaj przez klientów biznesowych, ale gości przylatujących na wypoczynek jest coraz więcej. Bywają miesiące, w których odbywa się kilkanaście startów i lądowań, czasem na lądowisku parkują dwie lub nawet trzy maszyny. To w zasadzie jedyny helipad w regionie, gdzie można lądować bez zbytnich problemów proceduralnych – wystarczy bowiem wcześniejszy telefon na recepcję hotelu (tym bardziej, że gościom Nosalowego Dworu lądowisko udostępniane jest bezpłatnie).
Lądowiska przygotowane są również w kilku innych miejscach. To chociażby hotele SPA Dr Ireny Eris. Ten na Wzgórzach Dylewskich ma wyznaczoną dla śmigłowców polanę i przyjmuje gości po wcześniejszym, co najmniej trzygodzinnym, telefonicznym uprzedzeniu. W ofercie znalazło się także organizowanie, na życzenie, przelotów helikopterem do hotelu z dowolnego miejsca w kraju. Podobnie jak w SPA Krynica Zdrój – tam transfer do hotelu śmigłowcem z lotniska w podkrakowskich Balicach kosztuje 10 400 złotych.
Lądowiska dla helikopterów mają też inne miejsca: Pałac Witaszyce w okolicach Jarocina z hotelem do 80 gości, posiadający 150 miejsc noclegowych i bazę konferencyjną, Pałac Mierzęcin czy hotel Zamek Ryn.
Świat nam odleciał
Jednak to wszystko jest nadal zaledwie namiastką tego, co dzieje się w Europie i na świecie. Duże hotele obsługują ruch śmigłowcami bez problemów, zapewniając gościom połączenia z lotniskiem czy transport w dowolnie wybrane miejsce. Bywa, że mają własne śmigłowce, które są hotelowymi powietrznymi limuzynami.
Burj Al Arab w Dubaju, uznawany za jedno z najbardziej ekskluzywnych hotelowych miejsc na świecie, ma helipad wyjątkowej urody. Zawieszony na wysokości 211 metrów, wysunięty poza obręb dachu budynku, wygląda jak latający spodek. Najbardziej znany jest chyba z wydarzenia, jakie miało miejsce sześć lat temu – Andre Agassi i Roger Federer rozegrali tam pokazowy mecz tenisowy.
Dwa śmigłowce Augusta 109 wożą gości na dubajskie lotnisko, co zajmuje zaledwie 9 minut i kosztuje niecałe 3 tysiące dolarów. Własną flotę ma hotel Peninsula Hongkong. Zajmuje się ona przewozem gości na lotnisko lub urządzaniem lotów widokowych. Popularna jest tam, także wśród biznesmenów, oferta „Fly & Dine”, czyli piętnastominutowa wyprawa śmigłowcem ponad miastem i wystawny obiad w hotelowej restauracji. Kosztuje to niespełna 700 dolarów.
W Nepalu, Hyatt Regency Kathmandu, organizuje zapierające dech w piersiach przeloty w Himalajach. Największym powodzeniem cieszy się wycieczka hotelowa, o świcie do podnóży Mount Everestu, gdzie goście dostają ekskluzywne śniadanie. W Manili zaś dach hotelu Peninsula służy jako postój „taksówek” powietrznych oraz miejsce startu wycieczki do najmniejszego wulkanu na świecie, Taal. Przykładów jest wiele. Być może u nas, za jakiś czas, śmigłowiec również stanie się codzienną formą biznesowego transportu.