Przegapione bramy Italii

Autor tekstu: , , Data publikacji:

Gnając autostradą przez Alpy, w stronę upragnionej przez wszystkich Toskanii, mało kto rozgląda się dookoła, omijając wzrokiem spektakularnie położone winnice na stokach gór przełęczy Brenner.

No bo co też za wino można zrobić w tak nieprzystępnym i surowym środowisku. A jednak, Alpy są ojczyzną dwóch legendarnych włoskich win – pradziadka osławionej, toskańskiej Sassicai – San Leonardo i niepodobnego niczemu, ale równie wielkiego Granato.

Kiedy myślimy o wielkich włoskich winach, na pierwszy plan wybijają się przede wszystkim dwa regiony. Piemont ze swoim Barolo i Toskania z Brunello di Montalcino. Nieliczni wymienią jeszcze podwerońskie Amarone i nikt już nie myśli zrobić choćby kroku dalej, na północ w stronę monumentalnych Alp. Nie ma w tym zresztą nic dziwnego.

Nie śpieszmy się tak bardzo w pędzie do Toskanii. W Alto Adige i Trentino znajdziemy prawdziwe skarby

Tradycja wielkich win toskańskich i piemonckich sięga dalej w przeszłość, niż ktokolwiek jest w stanie spamiętać, a włoskie Alpy czyli Alto Adige, i trochę bardziej wysunięte na południe Trentino, przez lata dostarczały win trochę nijakich i nastawionych na mało wybredny rynek lokalny. Wyjątkiem jest oczywiście Trameno – ojczyzna znanego w Polsce, głównie w alzackim wydaniu, szczepu Gewurztraminer.

Natomiast jakość win czerwonych, których przez wiele lat wytwarzało się znacznie więcej niż białych, pozostawiała bardzo wiele do życzenia. Stawkę tę otwierały trzy szczepy Schiava, z której dziś produkuje się mało porywające Rose, Lagrein, który tylko w nielicznych przypadkach wzbija się ponad przeciętność i Teroldego, które w większości jest męcząco mdłe i pozbawione jakiegokolwiek wyrazu. Lecz to, na czym należy się skupić to ta mniejszość właśnie, bo buduje ją hart i wielkość najbardziej nieustępliwej i genialnej Pani enolog jaką nosiła włoska ziemia – Elisabetty Foradori.

Granato

Elisabetta Foradori, nie ulegając pokusie komponowania win z międzynarodowych szczepów, uparła się przy niechcianym i niekochanym Teroldego. Po latach odtwarzania zapomnianego w świecie szczepu, wypuściła spod skrzydeł Granato, najbardziej zjawiskowe, soczysto-krwiste Teroldego, produkowane tylko z najlepszych gron z górskich parceli w Mezzolombardo i Fontanasanta koło Trydentu. Zdecydowano się zrezygnować z popularnego w regionie systemu nasadzeń Pergola, na rzecz mniej wydajnego, ale gwarantującego lepszą jakość owoców, systemu Guyot. Skutkiem tych działań jest wino zaskakująco mocno zbudowane i rozwijające aromaty dymu, leśnego runa, i co niezwykłe przy tak potężnym winie – minerałów. Mimo ogromnego sukcesu Granato, rozpoczęto eksperymenty z zastąpieniem tanków ze stali nierdzewnej i dębowych beczek ceramicznymi amforami, w których fermentacja jest trudna do kontrolowania, ale, przy wprawnej ręce, daje wina nieco bardziej miękkie i gotowe do picia, niemal zaraz po zabutelkowaniu. Dodatkowo, niewielki rozmiar amfor, daje możliwość fermentacji owoców z każdej parceli osobno, pozwalając na niezaburzoną ekspresję ich skalistego charakteru.

San Leonardo

Z pewnością wiele osób, nawet nie bardzo związanych z kulturą wina, spotkało się z nazwą Sassicaia. Ta nazwa budzi wyraz uznania i niedookreślonej błogości na twarzach entuzjastów włoskich win. Jest to bowiem jedno z najlepszych i najbardziej rozpoznawalnych win toskańskich, które, jako jedno z niewielu w swoim czasie, produkowano, nie z wszechobecnego w Toskanii Sangiovese, lecz z mieszanki Bordoskiej: Cabernet Sauvignon, Merlot i Cabernet Franc. Mało kto jednak pamięta, że to nie Sassicaia była pierwszym winem opartym na tej kompozycji szczepów. Niedaleko Trydentu powstaje San Leonardo, które ze względu na małą popularność turystyczną i winiarską swojego regionu w świecie, musiało się zadowolić mianem wina niemal garażowego i dostępnego tylko tym nielicznym, którzy wiedzą o jego istnieniu, a przede wszystkim o jego wielkości. Nieco bardziej owocowe i mniej rustykalne od francuskiego pierwowzoru, San Leonardo nie ustępuje mu jednak elegancją, powściągliwą wyrazistością garbników i mineralnej struktury. Jest równie długowieczne, a jego jakość w kolejnych latach jest coraz lepsza. W zasadzie entuzjaści wina powinni się cieszyć jego niewielką popularnością, bo, w przeciwieństwie do Sassicai, mogą cieszyć się jego smakiem nie rujnując sobie portfela.

Nowa ojczyzna czarnego Pinot

Jest jeszcze jeden powód, by w drodze do Włoch zatrzymać się, choćby na chwilę, w górach. Daleko poza Burgundią legendarny, kapryśny szczep Pinot Noir, o którego przychylność biją się najlepsi winiarze z całego świata, znalazł w Alto Adige swoją nowa ojczyznę. Włoskie góry wydają na świat jedne z najlepszych, po Burgundach i Szampanach, Pinot Noir. W skalistych glebach górskich tarasów znalazł siedlisko, pozwalające wydobyć z siebie nieco więcej malinowej owocowości i cynamonowych tanin, tracąc nieco przenikliwości swoich burgundzkich braci, ale zyskując bardziej spontanicznego i żywego charakteru.

Dlatego nie śpieszmy się tak bardzo w pędzie do Toskanii. Rozejrzyjmy się trochę dookoła i zadajmy sobie trud odnalezienia tych kilku genialnych butelek w morzu bolesnej przeciętności reszty tyrolskich win. Bo lekką powściągliwość w hedonistycznej koncentracji, wynagrodzą subtelną mądrością i odrobinę sentymentalnym, górskim charakterem.