„All inclusive? To nie dla mnie”, czyli wielkie mity na temat zorganizowanych wakacji

Autor tekstu: , Data publikacji:

All inclusive, czarter, resort… Jedni słyszą w tym: wakacje, wygoda, odpoczynek. A inni myślą „Nigdy w życiu, umrę z nudów”. Świat dzieli się na zwolenników i przeciwników all inclusive. Jeszcze do niedawna zaliczałam się do tych drugich. Kiedy więc napisałam na Facebooku „Jestem na all inclusive w Grecji”, równie dobrze mogłam się pochwalić, że właśnie wystrzelono mnie w kosmos. W kostiumie kąpielowym.

Znacie ten typ? Tirana zamiast Madrytu, Azja Południowo-Wschodnia zamiast zamków nad Loarą, wielki wytarty plecak zamiast zgrabnej walizki. I codzienna logistyka zamiast jednej oferty z biura. To ja.

Nigdy wcześniej nie byłam na zorganizowanych wakacjach. Mimo że jestem redaktorką w serwisie o podróżach i powinnam w praktyce wiedzieć, jak to wygląda. Nie chodzi o to, że nie lubię wygody. Lubię, ale bardziej cenię ruch, wolność i odkrywanie. A all inclusive od zawsze kojarzyło mi się z nudą, bezruchem i zamknięciem.

Kiedy więc dostałam propozycję wyjazdu do Grecji, by je potem opisać, pomyślałam „Dobra, dziewczyno, wreszcie przekonasz się na własnej skórze”. Termin wylotu na Kefalonię, największą z Wysp Jońskich, przypadał za cztery dni – w ten sposób zaliczyłam jeszcze last minute. Trzecim debiutem miała być sama Grecja. „Pakuj sprzęt foto” – zadzwoniłam do H. (który wziął to dosłownie i skończył z 15-kilogramowym nadbagażem). Polecieliśmy.

plaza_myrtos

Trochę się baliśmy. H. – lotu, bo nie lubi. Ja – tego, że się nie odnajdę. Zmarnuję czas. Nieliczne chwile wakacji spędzę inaczej, niż bym chciała. Na szczęście to był naprawdę udany urlop.

MIT 1: Na wakacjach all inclusive jest nudno

Po tygodniu spędzonym na Kefalonii mogę tylko bić się w piersi: nie jest. Bo o tym, czy wakacje są nudne, czy wręcz przeciwnie, decyduje ten, kto je spędza. Można przeleżeć tydzień na leżaku, wrócić i powiedzieć, że nic się nie działo. Można zostać w granicach resortu, bojąc się wyimaginowanych zagrożeń. Ale to zawsze będzie zależało od nas. Na wakacjach all inclusive nikt nikogo nie trzyma siłą nad basem, a akurat na sielskiej greckiej wyspie jest bardzo bezpiecznie. A ponieważ już z nazwy są to wakacje zorganizowane, czyli dla osób, które nie chcą lub nie mogą zająć się wakacyjną logistyką, biuro dba o to, by także rozrywki były zapewnione – w hotelu animacje i wieczory z atrakcjami, a poza hotelem – różnorodna oferta zwiedzania.

 

My na siedem dni pobytu mieliśmy do wyboru cztery ciekawie pomyślane wycieczki fakultatywne, do tego możliwość wynajęcia auta spod hotelu. Pojechaliśmy na dwie wycieczki z przewodnikiem (a z nami jeszcze trzy pełne autokary, ale trasy były tak ustalone, że mijaliśmy się, unikając tłoku), dodatkowo w ciągu dwóch dni objechaliśmy niemal całą wyspę samochodem. Poza tym chodziliśmy pływać z rurką w Morzu Jońskim i – pieszo lub busem z hotelu – do centrum miasteczka: na plażę, zakupy, kolację do trattorii. Było tak aktywnie, że naprawdę przydały nam się dwa dni odpoczynku nad hotelowym basenem (który swoją drogą był świetny – duży i wypełniony morską wodą).

MIT 2: Wakacje z biurem to wakacje w niechcianym towarzystwie

Jadąc na wakacje, siłą rzeczy spotkamy innych turystów: jedni mogą stać się przyjaciółmi na lata, inni będą działać nam na nerwy – i nie dotyczy to wyłącznie wakacji zorganizowanych.

To, z kim po sąsiedzku spędzicie urlop na Kefalonii (lub w jakimkolwiek innym miejscu Grecji), zależy tylko od Was. Jeszcze przed wakacjami warto uważnie przejrzeć oferty lub skonsultować się z pracownikiem biura podróży. On wie, które propozycje cieszą się największym powodzeniem, a gdzie turystów jeździ mniej (co może zależeć od ceny, oferowanego wariantu all inclusive, rozrywek dostępnych dla dzieci i wielu innych czynników). W naszym hotelu byli też inni Polacy, w tym przemiła polska obsługa, a przeważali Anglicy. Ogólnie jednak każdy zajmował się sobą, bez wymuszonej integracji.

Co ciekawe, to właśnie podczas tych wakacji runął mój pogląd o uciążliwych rodakach na all inclusive (o których tak chętnie piszą internetowe portale). Oczywiście wszystko da się jakoś wytłumaczyć: nie marudziliśmy, bo nie było na co, podczas wycieczek nie spóźnialiśmy się na zbiórki, bo Marcin, nasz rezydent, powiedział „Kto się spóźni pięć minut, śpiewa piosenkę, dziesięć – śpiewa i tańczy, a piętnaście – robi, co chce, w miejscu, gdzie kiedyś stał autokar”. No i nie przesadzaliśmy z mocnymi alkoholami, bo wybór był za duży, a do tego za gorąco. Podczas spotkań w restauracji pozdrawialiśmy się uprzejmie w świetnych wakacyjnych nastrojach.

IMG_3515

Są też miejsca i hotele, gdzie Polaków jest więcej, co może być wielką zaletą – dzieci mają towarzystwo do zabawy, a Wam może się trafić znajomość na lata. Tu znowu doradzi touroperator. My, choć pojechaliśmy nastawieni na odkrywanie wyspy (dlatego wybraliśmy mniej popularną turystycznie, za to słynącą z zieleni Kefalonię), poznaliśmy Magdę i Marcina. Okazali się świetnymi kompanami, wspólnie wynajęliśmy samochód. Kiedy żegnaliśmy się przed odlotem, zapytałam, gdzie spędzają następne wakacje. Usłyszałam żartobliwe: „No jak to gdzie? Tam gdzie wy!”.

MIT 3: All inclusive zawsze i wszędzie wygląda tak samo

All inclusive to bardzo wygodna oferta dla osób, które chcą kontrolować koszty swoich wakacji – nie trzeba się martwić o komfortowy nocleg, wyżywienie (trzy posiłki plus przekąski przez cały dzień) i napoje, które w gorącym klimacie potrafią pożreć znaczną część budżetu. To rozwiązanie ma też różne warianty, warto porównać je między sobą, a o szczegóły dopytać touroperatora. Nasz nazywał się „Premium” i od klasycznego różnił się tym, że w cenę wliczone były mocne zagraniczne alkohole bez ograniczeń (zwykle dostępne są alkohole lokalne), jedna kolacja w restauracji a la carte (po uprzedniej rezerwacji) i wstęp do hotelowego spa. Nie nosiliśmy opasek na nadgarstkach, co przyjęłam z ulgą, bo nie lubię tworzenia wyraźnych podziałów. Podczas zamawiania drinków w barze wystarczyło pokazać kartę z numerem pokoju lub podać sam numer. Jeśli jakaś usługa wykraczała poza all inclusive (na co udało mi się trafić raz, gdy poprosiłam kelnera o cafe latte do śniadania), obsługa informowała przed zamówieniem, że będzie to dodatkowy koszt. Nie było więc stresu, że przy wymeldowaniu będzie na nas czekać w recepcji niemiła niespodzianka.

MIT 4: W katalogu wszystko zawsze wygląda lepiej niż na miejscu

Często, wybierając wakacje, sugerujemy się samymi zdjęciami w katalogu, ale ważniejsze są dane o ofercie. Np. dopisek „klasyfikacja lokalna” przy opisie standardu hotelu – pięciogwiazdkowy hotel na niewielkiej wyspie zawsze wypadnie nieco gorzej niż hotel z tą samą liczbą gwiazdek w dużej metropolii. Gwiazdki są więc podpowiedzią, jakich udogodnień możemy się spodziewać w hotelu i jak jego standard ma się do całej hotelowej oferty w danym miejscu.

IMG_3625

Kefalonia to jedno z tych miejsc, które w rzeczywistości wygląda dużo lepiej (tak!) niż na zdjęciach. Nie oddają one bowiem tego wszystkiego, co – poza niezaprzeczalnym pięknem krajobrazu – tworzy klimat wyspy: czystego powietrza, obłędnych zapachów ziół i cyprysów, ciepła greckiego słońca i dotyku wody na skórze, faktury kamienia, z którego zbudowane są greckie domy, krętych, podnoszących poziom adrenaliny dróg i prostego, pysznego jedzenia.

Bardzo podobał mi się też sam resort – rząd pomarańczowych domków przyklejonych do zbocza zawieszonego nad bezkresnym Morzem Jońskim, bardziej przypominający niewielką osadę niż hotel. Pokój był spory i gustownie urządzony, z tarasem wychodzącym na morze (choć z ciężkimi przesuwnymi drzwiami do łazienki trzeba się było siłować). Restauracje i recepcja – w osobnym budynku na górce. Posiłki jadaliśmy na tarasie, również z widokiem na morze. Codziennie do pokonania mieliśmy sporo schodów, ale szybko poznaliśmy wszystkie skróty. Wielki plus za wszechobecną zieleń, zwieszające się z drzew owoce granatów i biegające po ścianach małe greckie jaszczurki, które w wieczornym świetle wydawały się tak białe, że niemal przezroczyste.

Koniec mitów

Nie ma jednej wakacyjnej oferty, która spełni oczekiwania wszystkich, ale dla mnie i H. all inclusive na Kefalonii okazało się w sam raz. Na co dzień oboje mamy bardzo dużo pracy, chcieliśmy więc urlopu w spokojnym miejscu, autentyzmu i ucieczki od wakacyjnej tandety. Mimo zmęczenia nie chcieliśmy spędzić czasu na leżakach (co ostatecznie też okazało się bardzo przyjemne), a na wyspie naprawdę było co robić. Jesteśmy przyzwyczajeni do ruchu i organizowania wszystkiego na własną rękę, więc ładny, wygodny hotel był miłą odmianą – bezpiecznym portem, do którego wracaliśmy po intensywnym dniu. A gdy nie mieliśmy akurat ochoty na zwiedzanie, każde robiło to, co chciało w hotelu i okolicy, popijając darmowe drinki i zagryzając pizzą, która miała smak tostów z serem z mojego dzieciństwa. W przyszłym roku na Kefalonię chcę wysłać rodziców – wszystko im już opowiedziałam, nie mogą się doczekać.

Przetestowaliśmy tygodniowe wakacje z Grecosem w hotelu Apostolata Island Resort & SPA***** w Skali, w pakiecie Premium All Inclusive, pokój Superior 2-osobowy z widokiem na morze
http://www.grecos.pl/Wakacje/Grecja/Hotel-Apostolata-Island-Resort-SPA-ex-Mareblue-Apostolata-.html