Hiszpania ma wiele costas – to marka sama w sobie. Rzadko zastanawiamy się nad wyborem regionu, sprawdzając raczej jakość hotelu i odległość od morza.
Tymczasem każdy z nadbrzeżnych regionów, każda costa charakteryzuje się inną mieszanką walorów kulturowych, przyrodniczych i turystycznych. Costa Dorada, czy jak Katalończycy mówią Costa Daurada, to po polsku Złote Wybrzeże. Jeżeli chcemy połączyć złoty blask piasku szerokich na 100 metrów plaż i urok kamiennych miasteczek z bliskością atrakcji turystycznych Barcelony – to Wybrzeże jest dla nas.
Dobra Baza to podstawa
Jako punkt wypadowy proponujemy miejscowość Salou położoną w samym środku regionu Costa Daurada.
To doskonałe miejsce zakwaterowania i jednocześnie plażowy kurort. Znajduję się tu 50 hoteli, wiele apartamentów i kempingów. Większość mieści się tuż przy nadmorskim bulwarze, więc nie zmęczymy się w drodze nad morze. Dziewięć długich, pokrytych złotym piaskiem plaż zachęca do kąpieli i wodnych zabaw. Praktykowaliśmy je regularnie do późnej nocy, do czego skłania ciepła i czysta woda Morza Śródziemnego.
Sezon w regionie trwa od marca do listopada. Słońce wtedy przyjemnie grzeje, ale nie pali jak dalej na południu Hiszpanii. Zresztą cień znaleźć można pod koronami wchodzących na plaże pinii i palm. Kolorytu dodają krzewy kuflika (callistemon speciosus) z dużymi czerwonymi kwiatami. Plaże przedzielone są kamiennymi ostrogami, ale łączność między nimi zapewnia świeżo otwarta camino de ronda. Ta drewniana estakada 2-kilometrowej długości umożliwia spacer tuż przy brzegu wzdłuż całej miejscowości.
Wieczorami ożywa nadmorski bulwar, gdzie wśród fontann prezentowane są multimedialne pokazy. Laserowe światła kreują na rozpylonej wodnej mgle różnokolorowe obrazy, czemu towarzyszy taneczna muzyka habanera, która przetrwała w portach północnej Katalonii.
Dozwolone do lat 18
Chcąc podnieść poziom adrenaliny proponujemy wizytę w Port Aventura na przedmieściach Salou. To największy w Hiszpanii park rozrywki, wielki kompleks łączący w sobie wesołe miasteczko i akwapark z wioskami edukacyjnymi, hotelami i restauracjami. Za 44 euro mamy zapewnioną zabawę przez cały dzień, a dzieci na pewno nie będą chciały stąd wyjść.
My zaczęliśmy od najwyższej i najszybszej w Europie kolejki górskiej, rollercoastera zwanego Shambhala. Długa, otwarta w tym roku trasa poprowadzona jest w naturalnym krajobrazie. Ze szczytowego punktu kolejki, 76 metrów nad ziemią, rozpościera się piękny widok na morze, ale zanim zdążyliśmy się nim nacieszyć wagonik z prędkością 134 km/h runął w dół. Piski, krzyki, chwila na łapanie oddechu w czasie ponownego podjazdu pod górę zakręt i znowu w dół. Te barwne obrazki krajobrazów przeplatane szaleńczymi zjazdami zapadają głęboko w pamięć.
Jest zresztą wiele tras kolejek, wież, z których (siedząc na krzesełku) spada się kilkadziesiąt metrów w dół i innych wywracających wnętrzności urządzeń, które powinny być dozwolone do lat 18. Dla ochłody skorzystać można z wodnych zjeżdżalni, które na pewno nie pozostawią nas suchymi lub otwartych i krytych basenów.
Są części tematyczne, jak Dziki Zachód, Meksyk, Chiny, Polinezja, ze specjalnymi pokazami i restauracjami. Jest wreszcie, również otwarte w tym roku, rozległe miasteczko drogowe dla dzieci. W bezpiecznych, elektrycznych samochodzikach mogą one jeździć po realistycznie odtworzonych ulicach, poznając znaki i zasady ruchu. Cały teren pogrążony jest w parkowej zieleni.
Wyruszamy na morze
W poszukiwaniu morskich wrażeń wypłynęliśmy z Salou w krótki rejs stateczkiem do Cambrils. To mały rybacki port, wciąż czynny i pełen życia. Cumuje tu flotylla bous – małych łódek zaopatrzonych w duże lampy, zapalane podczas nocnych połowów. Na nabrzeżu suszą się sieci cerowane przez żony rybaków, u których zaopatrzyć się można w świeże owoce morza. W wąskich uliczkach jest zresztą ukrytych wiele restauracji serwujących proste acz pyszne miejscowe potrawy oparte na owocach połowów.
Tradycja kontra nowinki
Posiłek proponujemy zacząć od lokalnego białego wina. Wzmocnieni nim łatwiej znosimy wyłupiasty wzrok wielkich krewetek podanych na przystawkę, czyli tapas. Z regionalnej kuchni ze smakiem kosztujemy paelli na świeżych owocach morza: ośmiornicach, krewetkach, kalmarach, małżach czy ślimakach.
Nie dziwmy się widząc czasami czarny kolor ryżu – to tylko atrament z kałamarnic. Pyszny jest też okoń morski podawany prosto z pieca. Generalnie lepiej polegać na tradycji niż na wymyślnych potrawach tzw. kuchni fusion. W tej kategorii popróbowaliśmy mięsa z czekoladą, a na deser podano nam lody z koziego sera z cebulą. Do wszystkiego oczywiście serwuje się lokalne wino lub wermut, którego produkcją szczyci się każdy region.
Bajkowe pole
Po wzmocnieniu się posiłkiem czas na sportowe doznania. Region Costa Daurada chwali się od niedawna kilkoma doskonale zaprojektowanymi polami golfowymi. My posmakowaliśmy tego sportu w Lumine Golf Club, gdzie na 17 hektarach stworzono krajobraz jak z bajki: wszędzie zielona trawa, roślinność, pagórki, stawiki.
Cierpliwi instruktorzy obrazowo tłumaczą technikę uderzeń. Jest tu wiele tras o różnych stopniach trudności i z podziałem na męskie lub żeńskie. Na nadmorskim klifie mieści się klubowa restauracja i zejście na piaszczystą plażę. Wszystko skąpane w zieleni.
Niespodzianki architektury
Następnego dnia jedziemy do miasta Reus, w którym urodził się Antoni Gaudi. Nie ma tu niestety budowli słynnego architekta, ale jest poświęcone mu muzeum, a w nim makiety jego projektów i rekonstrukcja pracowni. Sam budynek muzeum – czarna kubistyczna bryła – jest jednak jak najdalszy od stylistyki Gaudiego.
W poszukiwaniu modernistycznych kształtów trafiamy więc do… szpitala psychiatrycznego Pere Mata. To chyba jedyny tego typu obiekt, który służy jednocześnie jako muzeum. Wybudowany na przełomie XIX i XX wieku zespół pawilonów zaprojektowany został przez znanego architekta Lluísa Domènech i Montaner.
Główny budynek wyróżniający się bogatą ornamentyką stanowi perłę modernistycznej architektury i zamieniony został na muzeum. W swoim pierwotnym zamiarze jego piękne kształty, barwy i luksusowe warunki miały oddziaływać terapeutycznie na bogatych pacjentów.
Z historią w tle
Cofając się dziesięć wieków w czasie i przenosząc 30 km w przestrzeni trafiamy do miasteczka Montblanc. W niezmienionej formie zachowało ono wygląd średniowiecznego grodu. Ściśnięte wysokimi blankowanymi murami wznoszą się wokół wąskich uliczek dwupiętrowe kamienne domy poprzedzielane kilkoma kościołami.
Cała zabudowa powstała między XII a XIV wiekiem i szczęśliwie przetrwała do dziś. Łatwo więc znaleźć możemy miejsce, gdzie pod mierzącymi 1500 m długości obronnymi murami, walkę ze smokiem stoczył św. Jerzy broniąc miejscowej królewny przed skonsumowaniem przez gada. Tak przynajmniej historię tę opisuje kataloński pisarz Joan Amades. Co roku, w dniu świętego Jerzego, czyli 23 kwietnia mieszkańcy odgrywają całą historię przy użyciu gigantycznych kukieł, którymi porusza ukryty w środku człowiek. Przez cały tzw. Średniowieczny Tydzień na malowniczym rynku pośrodku miasta trwa ludowy jarmark, a ulicami przeciągają parady organizowane przez liczne stowarzyszenia.
Trzymając się średniowiecznego klimatu odwiedzamy pobliskie Poblet. Mieści się tu ufundowany w 1149 roku klasztor zakonu cystersów. Wielki kompleks budynków stanowi pierwowzór średniowiecznego opactwa, a była to wbrew pozorom niezwykle żywa i wielofunkcyjna instytucja. Budynki mieszczą też panteon królów Aragonii i są domem dla kilkunastu zakonnic.
Zanurzając się jeszcze głębiej w historię trafiamy do stolicy regionu – portowego miasta Tarragona. Cała starówka wybudowana została na gruzach lub fundamentach rzymskiego miasta Tarraco. Był to pierwszy poza Italią, zasiedlony na stałe w 218 r.p.n.e. fort rzymski, ważne miasto starożytnego Imperium Romanum, stolica prowincji Hispania Citerior. Cały czas prowadzone są tu prace archeologiczne i odkrywane fragmenty budowli zaginionego świata. Obecnie jest to jedno z najlepiej zachowanych pozostałości rzymskiego miasta, wpisane na listę światowego dziedzictwa UNESCO.
Zobaczyć tu możemy cyrk z podziemnymi korytarzami, w których niosą się echa kroków gladiatorów i ryk prowadzonych na arenę lwów. Są też długie miejskie mury i akwedukt, a romańska katedra stoi w miejscu dawnej świątyni. Dobrze zachował się malowniczy amfiteatr zbudowany na nadbrzeżnym tarasie, gdzie słuchając niesionych morską bryzą strof Horacego obserwować można czerwoną tarczę zachodzącego słońca.
Nie trzeba wspomagać wyobraźni miejscowym winem, gdyż raz w roku podczas festiwalu rzymskiego Tarraco Viva możemy to wszystko na nowo zobaczyć. Warto też przybyć do Terragony 23 września, gdy w dniu św. Tekli, patronki miasta, odbywa się wielka fiesta tradycją sięgająca 1370 roku. Jej atrakcją są castells – wieże ubranych w kolorowe stroje ludzi. Akrobaci stając sobie na ramionach tworzą wysokie na 9 poziomów żywe „konstrukcje”.
Tak, Katalończycy potrafią się bawić. Są weseli, zadowoleni z siebie. Dzieci i dorośli. Więc i my pamiętajmy, by na wycieczkę do Costa Daurada zabrać dobry humor.
Hotele:
Blaumar Hotel, Salou tel. 977 35 00 48, www.blaumarhotelsalou.com
Hotel Mas La Boella, www.laboella.com
reservas@laboella.com
tel.977 77 15 15, fax: 977 77 49 93
Restauracje:
Lumine Restaurant, www.lumine.com Avda. del Pla de Maset, Salou
Gaudi Restaurant, Paca del Mercadal 3, 43201 Reus, tel. 977 127 702