Schettino rozbił się o skały bo …rozmawiał przez telefon

Autor tekstu: , Data publikacji:

To był pierwszy wywiad pechowego kapitana Costa Concordii Francesco Schettino od czasu katastrofy. Każdy, kto przeczyta jego słowa, może poczuć się dziwnie.

Zaledwie kilka dni temu włoski sąd zwolnił kapitana Francesco Schettino z aresztu domowego, argumentując to faktem, że materiał dowodowy w sprawie jest już zebrany, a oskarżony nie ma już szans mataczyć. Większość włoskiej prasy nie zostawiła na sędziach suchej nitki – w katastrofie Concordii zginęły 32 osoby, a Schettino grozi do 15 lat więzienia za nieumyślne spowodowanie katastrofy morskiej wielkich rozmiarów.

Tuż po opuszczeniu aresztu domowego Schettino udzielił wywiadu włoskiej telewizji Canale 5, w którym tłumaczył się z wypadku. Nazwał zatonięcie Concordii „banalnym wypadkiem”, do którego doszło przez „przeznaczenie”. Prokuratura ustaliła bezpornie, że Schetiino płynął zbyt blisko wyspy – po to przypodobać się pasażerom na staku oraz gapiom na lądzie – a tuż przed uderzeniem kapitan był zajęty rozmową telefoniczną z emerytowanym kapitanem, mieszkającym na wyspie Giglio. – Rzeczywiście, winię siebię za to, że ta rozmowa mnie rozproszyła. W tym czasie udałem się na mostek i poleciłem ręczną nawigację. Nie wydawałem żadnych komend, zajmował się tym młodszy oficer – mówił Schettino.

Kapitan przeprosił rodziny ofiar. – Strata statku dla kapitana jest straszna. Ale jest mniej bolesna niż starta dziecka – w ten sposób Schettino nawiązał do młodej Włoszki, która znalazła się wśród ofiar.

Odpowiadając na zarzut, że nie został na pokładzie, tylko ewakuował się jedną z pierwszych szalup, Schettino odpowiedział, że zajmował się ewakuacją z łodzi, prowadzą kilkunastominutową rozmowę telefoniczną z kapitanatem.

 

Costa Concordia nadal spoczywa na podwodnej skale nieopodal wyspy Giglio. Na razie udało się z niej wypompować całe paliwo, operacja wydobycia wraku może nie zakończyć się w tym roku.