Ponadnarodowe korzenie

Autor tekstu: , Data publikacji:

Pizza ma neapolitański rodowód, ale rozpowszechniła się, wraz z podróżami emigrantów przez Atlantyk, w Ameryce. Z nowym Fiatem Freemont jest dokładnie...

… odwrotnie – samochód powstał w USA i przez kilka lat był produkowany pod inną marką, ale teraz został dopracowany przez Włochów, zmienił nazwę i ma się świetnie sprzedawać również w Europie.

Gdyby czepiać się technicznych detali, to nowy Fiat Freemont – choć włoski z nazwy – ma wybitnie amerykański rodowód. Za konstrukcyjne „jądro” Freemonta posłużył bowiem Dodge Journey. Znacie? Na pewno, bo ten rodzinny samochód do niedawna trafiał także do polskich dealerów. Trafiał, ale teraz już go nie będzie. Zostanie tylko Freemont. Takie są fakty, ale Fiat wcale nie zamierza (ani nawet nie próbuje) nimi manipulować.

Włosi są przecież właścicielami Chryslera, Dodge’a i Jeepa. Sami się zaoferowali, żeby, z chęci stworzenia koncernu o zasięgu ogólnoświatowym, uratować wspomniane marki od widma bankructwa. Gdyby nie pomoc Fiata dziś nie oglądalibyśmy nie tylko nowego Freemonta, ale też po wielkich amerykańskich firmach nie byłoby już śladu. Takie czasy, drodzy Państwo. Włoski (choć amerykański) van właśnie debiutuje, także w Polsce.

GRUNT W DETALACH

Dobre hasło, prawda? Samochody kupuje się przecież oczami więc muszą nie tyle dobrze jeździć, ile świetnie wyglądać. Pod tym względem Journey nieco odbiegał od europejskich standardów. Przyjęło się, że samochody z USA są „super i hiper”. Tymczasem rzeczywistość nie jest aż tak różowa. Kiedy się porówna auta produkowane na Starym Kontynencie z ich odpowiednikami na rynek zaoceaniczny, wychodzi szydło z worka – samochody w USA są wielkie, paliwożerne i choć dobrze się je wyposaża, to zdecydowanie gorzej są wykończone.

Kiedy Włosi podjęli decyzję o reanimowaniu Chryslera i Dodge’a, uznali, że zachowają część istniejących już aut, ale odpowiednio je dopracują, żeby bardziej odpowiadały europejskim gustom. Z tej serii „starych-nowych” aut pochodzi Freemont. Już na pierwszy rzut oka widać, że Fiat jest inaczej wykonany i ma bardziej przyjazne wnętrze – tworzywa są miękkie, wysokiej jakości, z chromowanymi detalami.

Przestrzeń? Fiat ma prawie 5 metrów długości i rozstaw osi rzędu 289 cm. Tyle w zupełności wystarczy, żeby w vanie zamontować miejsca dla kierowcy oraz sześciu innych pasażerów. Pojadą komfortowo, bo w aucie – prócz drzwi otwieranych szeroko, pod kątem 90 stopni i dodatkowych warstw wyciszających i eliminujących wibracje – jest też trójstrefowa klimatyzacja oraz system „rozrywkowy” z ekranem dotykowym.

Jak to u Fiata do samochodu też można podłączyć niemal każdy odtwarzacz osobisty (za pomocą przewodu lub w trybie Bluetooth). Do tego będzie bardzo bezpiecznie, bo twórcy przewidzieli aż 6 poduszek powietrznych, standardowo montowane są również systemy ABS, ESP, Hill-Holder (ułatwia podjazd pod strome wzniesienia) oraz chroniący przed dachowaniem Electronic Rollover Mitigation (ERM). Jest też ciekawy elektroniczny „pomocnik” Trailer Sway Control – system, który pomoże kierowcy Fiata Freemonta przy holowaniu przyczepy.

BO MY LUBIMY OSZCZĘDZAĆ

Prócz włoskiego wnętrza, przyjemniejszej tapicerki niż w poprzedniku, nowe są również jednostki napędowe oraz zawieszenie i układ kierowniczy. Ściślej, skalibrowano je tak, żeby Fiat prowadził się „po naszemu”. Z tego samego powodu zastosowano całkiem inne silniki. Na początek Freemont będzie napędzany 140- lub 170-konnym Dieslem Multijet. Amerykanie w tym miejscu prychnęliby niczym koty: Kto jeździ samochodami z silnikami wysokoprężnymi? U nas wolimy mocne „benzynowce”.

Można ich zrozumieć, bo paliwo w USA jest przecież znacznie tańsze. Zresztą jak komuś Diesle nie pasują, wkrótce w ofercie znajdą się również Freemonty 276-konne (pod maską silniki Pentastar 3,6 litra, V-6). Do tych aut montowane będą automatyczne skrzynie biegów więc o oszczędności mowy już nie będzie. Diesel nie jest może tak fajny jak silnik benzynowy, ale za to na pewno generuje mniejsze koszty na stacji benzynowej. Tak myślimy my, Europejczycy.