Saab od lat produkuje odrzutowe samoloty bojowe. Wielu Polaków zna nazwy Viggen, Draken czy Gripen. Co to ma wspólnego z tzw. dywizją samochodową, która specjalizuje się w wytwarzaniu limuzyn i SUV? Nie, nie chodzi o kapitał czy nazwę. Auta marki Saab wykorzystują rozwiązania stosowane w myśliwcach – żaden inny producent czterech kółek nie może się tym pochwalić.
Lotnicze korzenie
Aero, a więc powietrzny (lub lotniczy)? Nie ma lepszej nazwy – powiedzą marketingowcy, bo to jedno, małe słówko jednoznacznie i bezpośrednio łączy samochód z szybkimi samolotami. Zgadza się, ale Aero to nie tylko marketing. Wystarczy przyjrzeć się niektórym detalom – felgi mają kształt wielołopatowych śmigieł, zaś spoilery ukształtowano w taki sposób, żeby podczas szybkiej jazdy samochód stawiał jak najmniejsze opory aerodynamiczne.
W kabinie dwa kolejne lotnicze „patenty” – wyświetlacz na przedniej szybie, który przed oczami kierowcy pokazuje prędkość, obroty silnika i wskazania nawigacji oraz tzw. night panel – wyłącznik podświetlenia deski rozdzielczej (jedyny podświetlony zegar to prędkościomierz). Do czego takie „coś” może się przydać? Zdaniem szwedzkich inżynierów „night panel” genialnie sprawdza się nocą, bo nadmiar światła jest niepotrzebny i może męczyć oczy kierowcy.
Czy jeszcze szwedzki?
Do niedawna Saab należał do General Motors. Kłopot w tym, że wytwórcy Opli i Chevroletów nie mieli pomysłu jak Saaby sprzedawać. Koszty rosły, na co GM zareagował fatalnie – do Saabów zaczęto montować tańsze komponenty. To z kolei zdenerwowało klientów. Sprzedaż na tyle spadła, że GM tej niechcianej marki postanowił się pozbyć.
O mały włos Saab zniknąłby na dobre, ale na szczęście prawa do znaku towarowego i technologii przejął holenderski Spiker. Nieco to oczywiście ryzykowne, bo Holendrzy do tej pory wytwarzali efemeryczne, i bardzo drogie samochody sportowe. Teraz mają za sobą debiut nowego „9-5” i ambitne plany – do 2015 roku pojawi się kilka całkiem nowych modeli, umówmy się szwedzkich-holenderskich.
Na pewno się nie zawiedziecie
Najmocniejszy Aero z sześciocylindrowym silnikiem widlastym o pojemności 2,8 litra, z turbodoładowaniem, ma 300 koni i generuje 400 niutonometrów momentu obrotowego. Osiągi? Oczywiste – Saabowi nie brakuje bigla. Samochód jest jednak duży (długość 5 metrów, bagażnik 515 litrów), a więc najlepiej – jeśli chcemy jeździć szybko po zakrętach – wybrać wersję z napędem na wszystkie koła XWD. Sprytna elektronika, która analizuje dane z 20 czujników, potrafi bardzo precyzyjnie porcjować moment obrotowy do każdego z kół – dzięki temu samochód lepiej trzyma się zakrętów.
Podstawowy model kosztuje 140 tysięcy złotych (topowy Aero – około 250). Całkiem sporo, ale to przecież auto, które kupujemy, żeby się wyróżnić. „Dziewięćpiątka” w nowej odsłonie to samochód piękny i technologicznie bardzo nowoczesny, ale też… tradycyjny i wyraźnie odwołujący do wielkiej przyszłości. Genialne! Jak przystało na Saaba. n
Rafał Jemielita
Autor jest dziennikarzem miesięcznika Playboy, współprowadzi program Automaniak w TVN Turbo