Co roku na świecie powstaje co najmniej kilkadziesiąt nowych modeli osobówek i przynajmniej kilka razy więcej prototypów.
Co prawda, znakomitą większość projektów można zobaczyć jedynie w postaci szkiców i rysunków, które nigdy nie zostaną wykorzystane i przetrwają jedynie zarchiwizowane na twardych dyskach komputerów. Tylko nieliczne prace designerów trafiają do fabrycznych modelarni, gdzie buduje się prototypy w jednym lub dwóch egzemplarzach.Dzieje się tak z różnych powodów. Niektóre modele uznawane są za nudne, inne zaś za zbyt… innowacyjne. Bo przecież trudno sobie wyobrazić (oczywiście przy dzisiejszym stanie technologii) samochody latające czy poruszające się po pionowych ścianach domów, prawda?
Wysiłek całej rzeszy designerów nie idzie jednak na marne, bo prototypy nie tylko stymulują rozwój motoryzacji, ale przede wszystkim pozwalają ocenić czy i jak odbieramy pomysły projektantów.
Made for Hollywood
Żeby zyskać sławę nie trzeba mieć wielkiego nazwiska. Wystarczą szalone pomysły i miłość do samochodów – przekonują organizatorzy konkursu dla designerów, który od ośmiu lat jest organizowany podczas targów motoryzacyjnych w Los Angeles.„The Design Challenge” (w dosłownym tłumaczeniu „konfrontacja projektantów”) za każdym razem ma inny temat przewodni. Budowano już auta eko, nietypowe wyścigówki i young-stery (nazwijmy je modelami dla młodzieży), zaś ostatnio – samochód, który w zamyśle miał oczarować filmowców z Hollywood.
Do rywalizacji stanęło sześć zespołów z Japonii, Niemiec oraz Stanów Zjednoczonych. Hyundai Stratus Sprint miałby należeć do pięknej kobiety-wampira, Mercedesem jeździłyby dwa obdarzone inteligencją roboty, a Maybach to (jakżeby inaczej) powóz Kopciuszka przyszłości. Smartem 341 Parkour, który może parkować w pionie i trochę nawet lata podróżować miałaby szalona reporterka Anne, a Subaru to pojazd dajacy sobie radę w każdych warunkach – nawet w wiecznej nocy, która zapanuje, gdy ustanie ruch obrotowy Ziemi.
Zdecydowanie najbardziej odlotowym projektem ostatniego konkursu jest jednak Honda (nazwa nie jest istotna; równie dobrze auto mogłoby się nazywać Mercedes czy Mini), która na planie westernu science fiction miałaby zastąpić… konia.
Trzech projektantów (jeden nosi polskobrzmiące nazwisko Bachleda) wymyśliło, że w 2012 po uderzeniu komety, na Ziemi zmieni się klimat. Siła uderzenia nie zabije wprawdzie wszystkich ludzi, ale sprawi, że ci co pozostaną będą musieli żyć na wypalonych żarem pustyniach. W dodatku kometa zmiecie większość wynalazków, które ludzie dotąd wymyślili i wdrożyli do produkcji. Ci, którzy przeżyją, będą więc musieli odbudować cywilizację.
Ma im w tym pomóc wspomniana już Honda IH (skrót od intelligent horse – inteligentny koń). Wehikuł trudno nazwać samochodem, bo zamiast kół ma coś na kształt obręczy z łopatkami (dzięki temu nie będzie zakopywał się w piasku i po wszystkim, co miękkie, pojedzie naprawdę szybko). Honda ma ażurowe nadwozie „mocne jak szkielet konia”, które w razie potrzeby będzie można naprawić u najbliższego „kowala przyszłości”.
Prototyp robi wrażenie, ale tego auta raczej nie zobaczymy na drodze. W roku 2012 projekt wydaje się zbyt śmiały i technologicznie nie do zrealizowania.