Globalny towar
Do czego jeszcze mogą być wykorzystywane nasze dane? W BA są to m.in: „Rozliczenia, weryfikacje kart płatniczych, przeciwdziałanie oszustwom, kontrola celna i imigracyjna, procedury prawne i administracyjne, analizy statystyczne i marketingowe, obsługa programów lojalnościowych, testowanie systemów, badania opinii klientów, relacje z klientami, a także w celu ułatwienia nam przyszłych kontaktów z użytkownikiem, informacje dotyczące jego wymagań i preferencji”. Na stronach internetowych innych dużych przewoźników znajdziemy podobne stwierdzenia. Kilka lat temu, brytyjski przedsiębiorca Clive Huby stwierdził, że „dane to nowa ropa”. Innymi słowy, dane to nowy globalny towar, który posiada ogromną wartość finansową. Według IBM, ludność świata tworzy dziennie 2,5 tryliona (jeden z osiemnastoma zerami) bajtów danych. Mało tego, 90 procent istniejących danych powstało w ciągu ostatnich dwóch lat, a świadomość ich potencjalnej wartości sprawiła, iż podjęto wysiłki w celu zarchiwizowania całego cyfrowego wszechświata.
Sto terabajtów rocznie
W kwietniu bieżącego roku, the British Library otrzymała prawo do gromadzenia zasobów z całej brytyjskiej przestrzeni internetowej. W ciągu ostatnich 10 lat zapisano w niej około 10 petabajtów danych – to 100 terabajtów rocznie, czyli miliard stron dziennie, które zostaną zachowane dla potomności. Biblioteka Kongresu USA zarchiwizowała już ponad 170 miliardów tweetów.
– Dzięki odpowiednim danym, firmy i rządy krajów mogą lepiej zrozumieć swoich klientów i obywateli, a co za tym idzie, docierać do nich w bardziej skuteczny sposób – wyjaśnia Frost. Specjalne oprogramowanie zbiera dane i na ich podstawie generuje kontent skierowany do danego użytkownika. Telewizje cyfrowe analizując nawyki i preferencje swoich widzów, mogą spersonalizować swoją ofertę dla danego odbiorcy, a właściciel czytnika Kindle, otrzymuje ofertę skrojoną do jego preferencji, stworzoną na podstawie analizy jego wcześniejszych zakupów.
Etyczne, czy nie?
Jak powszechnie wiadomo, nie wszystkie dane gromadzone są w etycznych sposób. Nie dziwi więc fakt, iż coraz częściej dochodzi do gorących debat na temat prywatności w sieci, oraz wykorzystywania naszych danych przez takie serwisy, jak choćby Facebook. Jakby tego było mało, w czerwcu wybuchł skandal po tym, jak były pracownik CIA ujawnił, iż Agencja Bezpieczeństwa Narodowego USA korzysta z programu o nazwie Prism w celu rejestrowania e-maili, rozmów telefonicznych, komunikatów w portalach społecznościowych, zdjęć, oraz dokumentów, przechowywanych na serwerach takich firm i serwisów jak Apple, Facebook, Microsoftu, Yahoo, Google, YouTube, czy Skype. Większość z tych firm zaprzeczyła, iż coś takiego miało miejsce, ale nie ma wątpliwości, że wielu obywateli znajduje się pod lupą władz i sytuacja nie zmieni się tak długo, jak rządy będą nadużywać „względów bezpieczeństwa” aby po cichu ograniczać swobody obywatelskie.
Takie jest prawo
Unia Europejska co rusz podejmuje kroki mające na celu ochronę prywatności swoich obywateli w sieci, choć niestety ustawodawstwo to jest dość złożone, cały czas ulega modyfikacjom i nie zawsze nadąża za technologicznym postępem. Prawo unijne kategorycznie stwierdza, że ochrona danych osobowych jest podstawowym prawem obywateli UE, a swobodny przepływ danych osobowych jest wspólnym dobrem. Co więcej, dane osobowe mogą być legalnie zbierane jedynie na ściśle określonych warunkach i w celu użycia ich w zgodzie z prawem, a obywatele Unii mają prawo do składania skarg i uzyskania zadośćuczynienia w przypadku, gdy ich dane są używane bez ich zgody. Istnieje nawet inicjatywa mająca na celu umieszczenie w unijnej ustawie o ochronie danych osobowych zapisu, który dałby obywatelom UE prawo do „bycia zapomnianym”. Innymi słowy, moglibyśmy zażądać usunięcia wszelkich naszych danych z sieci. To dość ciekawe zagadnienie, ponieważ coraz więcej osób zaczyna rozumieć wagę prywatności w internecie.
Odpowiednia konfiguracja
Jednym ze sposobów ochrony prywatności jest odpowiednia konfiguracja przeglądarki internetowej. Zarówno w Internet Explorerze, Safari, Operze, Firefoxie, jak i Google Chrome sami możemy decydować, czy chcemy, by nasze zachowanie w sieci było śledzone, choć z drugiej strony warto pamiętać, że po wybraniu tej opcji niektóre serwisy mogą stać się dla nas niedostępne. Może to wydawać się rozsądnym kompromisem, choć Peter Swire z portalu wired.com ostrzega, że bez skutecznego celowania w odpowiedniego odbiorcę, przychody serwisów internetowych mogą gwałtownie spaść, co w konsekwencji doprowadzi do zamknięcia wielu popularnych stron, dla których reklamy są głównym źródłem przychodów. Mało tego, skoro cyfrowe „ciasteczka”, których używano do tej pory, aby śledzić nawyki użytkownika, coraz częściej są blokowane przez przeglądarki, reklamodawcy mogą wynaleźć nowe sposoby „podpatrywania” użytkowników, które będą znacznie mniej przyjazne od ciasteczek. Czy istnieje jakieś wyjście z tej sytuacji? – Musimy być bardziej świadomi naszych zachowań w sieci. Nie należy się bać, ale warto być ostrożnym. Jeśli udostępnianie danych może nam przynieść wymierne korzyści, róbmy to, ale z rozwagą, ponieważ, gdy raz ujawnimy za dużo, później będzie nam bardzo trudno to odkręcić. Udostępniajmy nasze dane jedynie osobom i instytucjom, do których mamy zaufanie – radzi Frost.